reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Czerwcowe mamy 2021

A ma ktoś w miarę dobre wspomnienia związane z porodem czy nie występują takie przypadki? Bo zaczynam się serio bać jak tak czytam 🙈😅
Ja pierwszy poród SN 11 lat temu wspominam dobrze, byłam opanowana, skupiona. Poród w 1 i 2 fazie łącznie 4h trwał :-)

Teraz też mam małe obawy ale związane tylko i wyłącznie z mięśniakami, których wcześniej nie miałam.... Jednak...

Na ostatnim webinarze położna fajnie tłumaczyła, że porody to nasza fizjologia, że jesteśmy do tego stworzone...
Każde negatywne myślenie tylko może zwiększyć produkcję adrenaliny i wtedy przeszkadzać w porodzie SN.
Bardziej przydatne są endorfiny, cieszmy się z tego że zaraz zobaczymy nasze dziecko, że wtuli się ono w nasze ciało.
Na porodzie współpracujmy z naszym dzieckiem bo to nasza wspólna praca...
Będzie trochę bólu, ale krótkotrwałego i na drugi dzień będzie on tylko wspomnieniem a dziecko teraźniejszością :-)

Ja od wczoraj zupełnie opadłam z sił. Przez całą ciąże nie pamiętam nawet drzemki w ciągu dnia, ale taki mam charakter, wszystko sama i na już... Nie usiądę dopóki czegoś nie zrobię...
Ale od wczoraj polegiwuje już, mam przeczucie ze to juz niedługo...

Nie zamartwiajmy się ❤️
 
reklama
A ma ktoś w miarę dobre wspomnienia związane z porodem czy nie występują takie przypadki? Bo zaczynam się serio bać jak tak czytam 🙈😅
Jedyne przyjemne wspomnienie z porodu to jak głową przeszła i potem kolejne parcie to córka wyskoczyła jak z procy. Radość, ulga, łzy.
Miła była jeszcze lewatywa, której strasznie się bałam.
Reszta to masakra. Kilka dni męczarni strasznych. Zero rozwarcia, same skurcze trzy dni. Cesarki nie chcieli robić. Owinięta pępowina. Dużo opowiadać. Po tym wszystkim razem z mężem podjęliśmy decyzję, żeby więcej dzieci nie rodzic.
Wyszło jak wyszło.
Modlę się tylko żeby rozwarcie się robilo. Żeby mieć zwykle skurcze - nie krzyżowe. Z ciekawości.
Żeby urodziło się zdrowe. I żeby mieć siły na opiekę nad dwójką dzieci. Na męża nie mam już co liczyć.
 
A ma ktoś w miarę dobre wspomnienia związane z porodem czy nie występują takie przypadki? Bo zaczynam się serio bać jak tak czytam [emoji85][emoji28]
Jak już zobaczysz swoje dziecko i usłyszysz ten wrzask to jest najcudowniejsza chwila w życiu. I zapomina się to co było kilka chwil wcześniej [emoji16] potem dopiero się to przypomina [emoji85]
 
Jedyne przyjemne wspomnienie z porodu to jak głową przeszła i potem kolejne parcie to córka wyskoczyła jak z procy. Radość, ulga, łzy.
Miła była jeszcze lewatywa, której strasznie się bałam.
Reszta to masakra. Kilka dni męczarni strasznych. Zero rozwarcia, same skurcze trzy dni. Cesarki nie chcieli robić. Owinięta pępowina. Dużo opowiadać. Po tym wszystkim razem z mężem podjęliśmy decyzję, żeby więcej dzieci nie rodzic.
Wyszło jak wyszło.
Modlę się tylko żeby rozwarcie się robilo. Żeby mieć zwykle skurcze - nie krzyżowe. Z ciekawości.
Żeby urodziło się zdrowe. I żeby mieć siły na opiekę nad dwójką dzieci. Na męża nie mam już co liczyć.
3 dni? O mamo🤯 A to był indukowany czy tak sam z siebie tyle trwał? No w każdym razie ja zaczynam pic te wszystkie liście malin i inne daktyle i oby poszło w miarę 😅 Dziwne jest to oczekiwanie, kiedy nie wiesz czy się zacznie jutro czy za miesiąc. W każdym razie póki co nastawienie mam dobre i staram się nie dopuszczać strachu za daleko 💪
 
Jedyne przyjemne wspomnienie z porodu to jak głową przeszła i potem kolejne parcie to córka wyskoczyła jak z procy. Radość, ulga, łzy.
Miła była jeszcze lewatywa, której strasznie się bałam.
Reszta to masakra. Kilka dni męczarni strasznych. Zero rozwarcia, same skurcze trzy dni. Cesarki nie chcieli robić. Owinięta pępowina. Dużo opowiadać. Po tym wszystkim razem z mężem podjęliśmy decyzję, żeby więcej dzieci nie rodzic.
Wyszło jak wyszło.
Modlę się tylko żeby rozwarcie się robilo. Żeby mieć zwykle skurcze - nie krzyżowe. Z ciekawości.
Żeby urodziło się zdrowe. I żeby mieć siły na opiekę nad dwójką dzieci. Na męża nie mam już co liczyć.
No i wlasnie takich historii juz sporo czytalam i jak tu sie nie bac, cale szczescie ze u Ciebie skonczylo sie ok, mnie by chyba ekipa z psychiatryka wywiozla bo balabym sie ze dziecko sie udusi i nie wiem czy nie ucieklabym ze szpitala w celu udania sie do innego :/
Zwlaszcza ze specjalnie chodze do lekarza ktory pracuje w szpitalu, ciagnie ode mnie tyle kasy, ze niedlugo bede gryzc tynki ze scian, a na pytanie czy w razie jak bedzie ulozenie miednicowe zrobi cesarke to cos tam wymiguje sie i odpowiada polslowkami ze jeszcze zobaczymy jakie ulozenie. Mam jednak nadzieje, ze nie bedzie az tak tragicznie i ze mimo wszystko skonczy sie ok nawet jak przyjdzie przezyc niemile chwile w szpitalu.
 
3 dni? O mamo🤯 A to był indukowany czy tak sam z siebie tyle trwał? No w każdym razie ja zaczynam pic te wszystkie liście malin i inne daktyle i oby poszło w miarę 😅 Dziwne jest to oczekiwanie, kiedy nie wiesz czy się zacznie jutro czy za miesiąc. W każdym razie póki co nastawienie mam dobre i staram się nie dopuszczać strachu za daleko 💪
Poszłam na wywołanie do szpitala i czekali parę dni. Założyli cewnik foleya i zaczęły się straszne bóle. Zero rozwarcia. Bóle trwały pół dnia. Wyciągali cewnik. Dziebko ulżyło, ale potem znowu się zaczęły i to już zrobił się następny dzień. Miałam już aparat Tens bo nie dawałam rady. Czasami była lekka ulga. Wieczorem zaczęły się na maksa. Położna widząc mnie już kolejny dzień jęcząca wzięła na fotel, zbadała szyjkę, 3 centymetry, to musza już przyjąć na poród i coś zrobić. Lekarz z dyżuru nawet się nie pokazał. Na porodówce całą noc. Po lewatywie ulżyło trochę. Skurcze były znośne, a potem znowu się zaczęły. Rano przyszła inna zmiana. Podali oxy. Po paru godzinach urodziłam. To był już kolejny dzień, podawali już obiad. Dziecko chwilę widziałam. Zabrali do jakiejś maszyny pod tlen. Leżałam, mdlałam, kroplówką, bo nic nie jadłam i nie piłam od baaardzo dawna. Nie spałam od wielu dni, bo co noc któraś z pokoju jęczała i rodziła. I tak leżąc na tym fotelu porodowym, to już miałam stracha, że nic nie przychodzą i nie mówią. Mąż dowiedział się, że pod aparatem lezy. Przewieźli mnie na oddzial. Nie mogłam wstać bo mdlałam. Wszędzie krew. Położne ogarnely. W końcu przynieśli córkę na karmienie. To była cudowna chwila. Jak ją przynieśli cała i zdrowa.
Dalej było też ciekawie, ale nie chce tu nudzić. To tak w skrócie.
Nigdy tego nie zapomnę. Wyraź oczu położnej, która patrzy na ktg przy bólach partych. Tego gdy nie idzie jej urodzić. Tych ostatnich sił, gdy myślę, oddam życie za ostatnie parcie, ważne by ona żyła. 😢 I wtedy się urodziła.
Przepraszam. Polplakalsm się. Musiałam się wyzalic. Możecie usunąć post.
 
A czy któraś z was rodzi drugi bądź kolejny raz? Tez się tak boicie? 🙈
Drugi, boję się 🤣
Balonik to jest ten cewnik? To jest jajco jakieś. Wolałabym tego uniknąć. Przy pierwszym porodzie nic nie dało, tylko ogromny ból.

Tak czytam Wasze wypowiedzi i czytam i stwierdzam, że większość z Was będzie miała cesarki. To z jakich przyczyn?

Czy któraś z Was podzieli się informacja mniej więcej skąd jest lub z jakiego województwa?
Zachodniopomorskie :)
Tez tak mam. Pierwszego porodu się nie bałam aż tak, jak teraz drugiego 🙈to chyba prze to, ze człowiek już wie co i jak :p
Właśnie, już człowiek wie, co i jak :D
 
reklama
Do góry