Hej mamusie! W styczniu tego roku zostałam po raz pierwszy mamą cudownego chłopca. Mam 32 lata. Z mężem od lat planowaliśmy dwójkę. Muszę przyznać, że choć kocham mojego szkraba nad życie i pomimo zmęczenia czuję się bardzo spełniona, to jednocześnie tęsknie za swoją dawną "ja". Doskonale wiedziałam na co się piszę i że będę musiała poświęcić się dziecku, ale jeszcze przed porodem naiwnie wierzyłam, że połączenie pracy zawodowej z maleństwem to bułka z masłem. Tymuś jest bardzo wymagający, taka mała przylepa. Moja wizja macierzyństwa, czyli sprawne łączenie dwóch ścieżek ma się nijak do rzeczywistości. Teraz nie ma mowy o rychłym powrocie do pracy i rozwoju zawodowego. Przez moment zastanawiałam się jak ugryźć temat drugiego dziecka? Jeśli po pierwszym wrócę do pracy po to, żeby znowu za rok czy dwa wpaść w pieluchy albo od razu zabrać się za tworzenie nowego człowieka i poświęcić te 4-5 lat wyłącznie na zajmowanie się dziećmi? Przyznam, że bardzo poważnie myślałam o tym, aby zatrzymać się na jednym, ale mąż nie chce o tym słyszeć. A ja już na samym początku obiecałam dwójkę bo takie były jego oczekiwania i wydawało mi się, że ja też właśnie tak chce. Mnóstwo osób mówi mi, że dwójka lepiej się chowa, że owszem, w początkowej fazie jest hardcore, ale później dzieciaki bawią się razem, co daje mi nieco więcej swobody. Swoje pytanie kieruje do mam dwójki pociech i niewielką różnicą wieku - jak to u was wygląda? Czy rzeczywiście schemat jest taki, że najpierw cieżko ale za to później sielanka? I w ogóle zastanawiam się też, czy chcę sprawnego zarządzania rodziną (żebym też miała czas na swój rozdwój) jest odpowiednią motywacją do starania się o drugie? Czy któraś z was zdecydowała się na drugie dziecko po to, aby pierwsze nie pozostało jedynakiem? Zapraszam do dyskusji i dzielenia się swoim doświadczeniem!