Jakbym czytała o mojej córce. Na początku szło jej naprawdę dobrze, ale też moje oczekiwania były niewielkie, jeśli cokolwiek trafiło do buzi i na dodatek nie zostało wyplute to już się cieszyłam. U nas punktem zwrotnym, kiedy to przestała chcieć w ogóle jeść cokolwiek innego niż mleko była infekcja. Na widok łyżeczki się odwracała, albo ją wyrzucała, a z kawałkami też był problem, bo czasem tylko rozgniotła wszystko w ręce. Też byłam u neurologopedy, dostałam parę wskazówek, ale też informacje, że nic strasznego się nie dzieje i ten typ tak ma. Podawałam konsekwentnie 2 posiłki - jeden zblendowany na gładką masę lub też jogurt naturalny czy mus owocowy (to były pewniaczki, które zjadała z chęcią), a drugi jakiś wymyślny czyli coś w kawałku, placki, grudki, nowe smaki. Dzięki temu ja miałam poczucie, że coś tam zjadła, ale też dawałam jej możliwość próbowania innych rzeczy. Oczywiście były też dni, że nie zjadła prawie nic, ale przestałam sobie wkręcać, że robię coś źle. Teraz córka ma prawie 11 miesięcy i nadal nie je ogromnych porcji, ale jest coraz lepiej, pewnego dnia po prostu jej się zmieniło i przestała odrzucać łyżeczkę, odkąd opanowała chwyt pesetowy to sama sobie bierze takie kawałki jakie jej pasują.
Moja rada - nie poddawaj się i to, że teraz idzie to opornie to nie znaczy, że będzie niejadkiem, po prostu potrzebuje więcej czasu. I nie musisz wymyślać cudów do jedzenia, byle miało ono różne tekstury, bo to jest najczęściej problemem u dzieci, nie smak, ale konsystencja.