Powracam ponownie w tym wątku. Przerobiłam do tej pory wszystko co możliwe na temat węzłów i jak na razie jestem spokojniejsza. Ale po kolei: ADAMO: w tym wieku to bardzo częste zjawisko, Hubcio też miał powiększony węzeł potyliczny po urodzeniu, miał go bardzo, bardzo długo, ok. 2 lat. Ja miałam go tylko obserwować, nie macać za często, tylko sprawdzać czy się nie powiększa. Zniknął sam, nie wiem nawet kiedy. Jeśli chodzi o te nieszczęsne na szyjce, o których Wam tu pisałam to aż strach mi to wspominać, co ja przeżywałam na własne żądanie, siedziałam, czytałam i wpędzałam się w depresję. Kropelki niestety nie pomogły. Przy kolejnej wizycie u lekarza i kolejnej batalii pytań o węzły nasz lekarz mnie w końcu uświadomił, że mój synek wcale nie ma powiększonych węzłów a jedynie WYCZUWALNE a to duża różnica. Jeśli dziecko jest szczupłe, to takie węzły które zwłóknieją będą widoczne gołym okiem. Jednak najdziwniejsze było to co nastąpiło na początku roku. Mały znowu zachorował, wymioty, gorączka, bóle brzuszka. Zrobiliśmy wyniki morfologia ogólna w normie, ale rozmaz niestety wskazywał na pasożyty, a dokładnie glistnica. Leki pomogły, ale co najdziwniejsze po drugiej serii przypadkowo zauważyłam, że nie widać węzłów, jedynie czuję je troszkę pod palcami. Przestudiowałam internet i okazuje się, że pasożyty mają z tym wiele wspólnego, czytałam o tym na jakimś forum. Wiadomo, że nie wszystkich dzieic to dotyczy, ale wszystkim przedszkolakom powinno się raz na jakiś czas zrobić profilaktycznie choćby badanie kału. Pozdrawiam.