Oj przeboje są z tym karmieniem niezłe...
Ja już w szpitalu zaliczyłam pierwsze załamanie. Mały za cholerę nie chciał przystawić się do piersi, kręcił główką, dziobał ryjkiem, nadymał się, prężył i krzyczał. Całą noc miałam taką. W końcu poszłam po pomoc do pielęgniarki - rozmasowała mi pierś, wstrzykiwała Małemu mleko prosto do buzi chyba z 10 minut, żeby go zachęcić no i w końcu podziałało. Przyssał się i ładnie zjadł. Tylko miałam problem z powtórzeniem tego w pozycji leżącej - z resztą, do tej pory sobie z nią nie radzę.
Po powrocie do domu trafił mnie nawał. Noc spędzona z kapustą w staniku - i niesamowita ulga, jaką dały te śmierdzące okłady. No i oczywiście ciągłe budzenie Młodego i przystawianie nawet co godzinę. Uszami mu się już wylewało... Na szczęście po tej nocy było już coraz lepiej.
Teraz Piotruś je w dzień co 2-3h, w nocy potrafi przespać nawet 4-4,5h. I je strasznie szybko - najada się po 15 max 20 minutach, wypuszcza pierś i zasypia. Trochę tylko bolą mnie brodawki, zwłaszcza pod koniec karmienia - ale smaruję bepanthenem i pomaga.
Nie chcę zapeszyć, więc ODPUKUJĘ - ale póki co, jest bardzo dobrze :-)