Ja chyba rozumiem. To oczekiwanie, to że otoczenie trzyma za mnie kciuki, to ze się pytają jak się czuje, to że mąż wierzy w sukces. To wszystko powoduje, że czuje obciążenie, trochę nie chce ich zawieść i siebie też nie chce zawiesc. Ale tak na prawdę na nic nie mam wpływu. Lubię kontrolować sytuację, a tu na nic nie mam wpływu. Dlatego pilnuje zdrowego jedzenia, spaceruje i inne bzdury żebym nie mogła sobie zarzucić, że czegoś nie zrobiłam.
Tym razem wie tylko mąż i koleżanki z pracy.
Takie "negatywne" nastawienie zmniejsza obciążenie. Jak się uda to super, będzie mega radość, a jakby sie nie udało to chociaż już jest się na to gotowym. Tak w teorii... bo w praktyce mała nadzieja jest zawsze i beta 0 boli i tak. Z tyłu głowy będę wierzyć, że jestem w ciąży do momentu okresu.