Witam się!
Gosia - super że Twój Kubuś zaczyna się rozkręcać

teraz już z górki będzie!
odnośnie finansów to nawet nie mówcie

my nie zarabiamy może jakoś strasznie dużo ale mało też nie (są osoby które mają mniejsze pensje) ale zawsze starcza nam na styk, przy czym mamy na kartach i debetach łącznie 7500 długu i za nic nie możemy z tego wyjść

każda nadwyżka kasy po prostu znika, i ciągle coś wypada że dochodzą dodatkowe wydatki... zastanawiam się teraz czy był sens jechać na wczasy, wcale nie było jakoś rewelacyjnie a poszło tyle kasy... 700zł na noclegi i 500 na paliwo, gdybyśmy zostali w domu to tu na miejscu moglibyśmy tak samo jeździć nad jezioro czy na basen czy chodzić w góry no i trochę kasy by w końcu zostało... przynajmniej moglibyśmy sobie jakieś ciuchy kupić bo chodzimy po kilka lat w tych samych
pogodziłam się z mężem, tzn w sobotę jak była w pracy to wyjaśniłam mu w kilku smsach o co mi chodziło i o co mam żal do niego. On coś tam się jeszcze poburzył, ze ja taka i taka, potem jak przyszłam z pracy to dalej się do siebie nie odzywaliśmy, w końcu dozło do tego że przyszedł do mnie się przytulić ale nie sam z siebie tylko ja poszłam do sypialni, leżałam z małą w łóżku i mu wysłałam smsem smutną buźkę to przyszedł. Potem już zaczęliśmy normalnie gadać i było OK, nie rozmawialiśmy o problemie. My tak niestety mamy że jak się pokłócimy to nie potrafimy się dogadać... przeważnie robimy to przez smsy bo jak gadamy normalnie to kończy się wielkim wściekiem mojego męża i tym że odpycha mnie i każe mi się zamknąć itp... smutne to

ja zresztą też się wkurzam ale jak tu się nie wkurzać jak mu tłumaczę dlaczego jest mi przykro itp a on się wścieka że wymyślam i robię sceny a w ogóle nie słucha i nie chce wiedzieć o co mi chodzi

z góry zakłada że to wszystko moje urojone problemy no bo on przecież jest idealny. To mnie bardzo boli że on tak mnie traktuje, ale do niego to nie dociera i nigdy nie dotrze choćbym nie wiem jak mu to tłumaczyła...
Potem byłam na panieńskim, odprężyłam się, pobawiłam, napiłam się solidnie, potem w niedzielę zdychałam w łóżku a mąż zajmował się małą i przynosił mi co tylko potrzebowałam. Już było miło i normalnie. Więc OK. Acha, jak byłam w tej pracy w sobotę to umył okno balkonowe

klękajcie narody!!!
teraz pewnie znów przez jakiś czas będzie lepiej, pomoże mi czasem albo zwróci uwagę na moją pracę, ale pewnie za jakiś czas mu minie i poprzestanie na siedzeniu na kanapie z pilotami i kompem i znów w końcu nie wytrzymam i będzie awantura i tak w kółko... ale my już tak mamy po prostu... no ale generalnie mój mąż jest naprawdę fajny, idealnie być nie może więc akceptuję go takiego jaki jest i tłumaczę sobie że mu gdzieś po prostu rozum znika w tych naszych kłótniach i tyle...
a u nas na pewno żadne szlabany, fochy, skracanie smyczy itp nie zdały by egzaminu bo po nim takie coś spływa jak po kaczce, mógłby tydzień ze mną nie gadać i nie ruszyłoby go to, a ja nie mam ochoty przez tydzień się z nim mijać w mieszkaniu i nie gadać więc zawsze jakoś dążę do porozumienia, odpuszczam i potem jest już dobrze...
jesteśmy razem 8 lat a po ślubie 3, przeszliśmy razem dużo, mieliśmy najróżniejsze problemy i przeciwności losu i wszystko udało nam się pokonać i w sumie jest naprawdę dobrze i jesteśmy szczęśliwi