Dorka - trzymaj się mocno. Bardzo mi przykro.
Wreszcie się pojawiam na chwilkę, bo Julinka jest baaaardzo absorbującym dzieckiem. Należy do tych active a nie passive
Są lepsze i gorsze dnia, ale na razie ustawiamy konsekwentnie karmienia i idzie!!! Nasz 10-dniowy szkrabek cumka co 2,5 godzinki. w nocy to nawet potrafi 5-6 godzin przespać. Mam nadzieje, że mi się dziecko nie zepsuje!!! Serce się krajało jak ją trezba było przetrzymać, ale położna kazała, bo po szpitalu był dramat. Cyc, cyc i cyc. Przeraziłam się 2 dni po wyjściu, bo mała tylko przy cycu i ciągle płacz. No więc naturalnie dół: nie mam pokarmu, jest cienki, nie umiem karmić itp. Szczęście w nieszczęściu musimy co dwa dni jeździć do szpitala. Nie z małą tylko ze mną, bo miałam słabe wyniki morfologii po porodzie i muszę brać zastrzyki z żelaza. Tak więc upłakana z małym dzieckiem i zestresowanym mężem stawiłam się na izbę przyjęć. Dali mi zastrzyk w dupsko, a ja poprosiłam o zważenie małej. Okazało się, że jest przejedzona

I to jest właśnie karmienie na żądanie. Jak ją zaczęliśmy troszkę ustawiać, to cycuszki piękne, zero problemów (na razie) z brodawkami, mleczko płynie strumieniami i jak do tej pory nawał mleczny jest mi obcy. Być może wszystko przede mną
Oczywiście bezproblemowo nie jest - bolący brzuszek i koncerty 3-godzinne wieczorami. Musimy wyczaić o co chodzi, masować brzuszek, niuniać itp. Nie powinno chodzić o dietę, bo naprawdę jem bardzo ostrożnie. Pogotowie babciowe o to dba podsyłając obiadki codziennie i odciążając nas w ten sposób bardzo konkretnie. Mała koncertuje tak od 21 do północy. Sąsiedzi są na pewno zachwyceni - mieszkamy w bloku i ściany nie są zbyt grube;-) Ale mam to głęboko i daleko

Jesteśmy mobilni zarówno wózkowo jak i samochodowo i naturalnie samochód jest najlepszym usypiaczem. Łóżeczko to tylko od czasu do czasu - na zmianę z łożem małżeńskim rodziców i klatą ojcowską

Na tego typu ustawianie dajemy sobie jeszcze czas. Na razie zajmujemy się karmieniem i brzuszkiem
Co do porodu: śmieszna sprawa. jadąc na ktg w poniedziałek pierwszy raz spakowaliśmy torbę do samochodu. Tak jakoś. W drodze powrotnej, którą naturalnie zakładałam, mieliśmy tysiąc spraw do załatwienia. O 16.30 byłam umówiona w szpitalu z moją lekarką. Mężuś wyluzowany z książką czekał na korytarzy, ja wyluzowana wlazłam na fotel, panie doktor pogrzebała tu i ówdzie i takim spokojnym głosem powiedziała, że rozwarcie na dwa palce, że właśnie wyciągnęła mi czopa (co zauważyłam) i że może byśmy urodziły dzisiaj

Ja na to, że co? Zero skurczy nic, totalnie nic i że ja w ogóle nie jestem gotowa. Pani doktor jednak mnie namawiała, bo "co będziesz potem z głową między nogami jechać do szpitala". Kazała zadzwonić po położną, coby przyjeżdżała. mówię Wam: totalna abstrakcja! Jak mnie mąż na korytarzu zobaczył, to sam zbladł. no to mu powiedziałam, że rodzimy. Na izbę przyjęć, Pani pyta, czy mam bolesne skurcze. Ja na to, że o co chodzi? Jakie skurcze? Przyjęli mnie, bo doktorka kazała. Podejrzewam, że gdyby nie trzymała ręki na pulsie, to by mnie odesłali. O 18 byłam przyjęta, na salę do rodzinnego, ktg - do około 19. Potem lewatywka (spoko) i oksytocynka. Lekkie skurcze chwyciły mnie koło 20.30. Potem już były mocniejsze i koło 21 juz mnie pobolewały konkretniej, ale żaden hardcore. Przetrzymali mnie chwilkę, coby się rozhulały i zaraz koło 21.45 podali mi znieczulenie. Super! Zero bólu, totalny odlot, mąż siedział i opowiadał mi końcówkę książki. Przeczytałam 5 tomów i byłam w trakcie ostatniego jak zaczęliśmy rodzić. Pani kazała się przespać, odpocząć, to się samo "rozewrze". I samo się bezboleśnie rozwarło

Znieczulenie zeszło na parte i to naturalnie nie było fajne, ale złapały mnie koło 23, a o 23,45 Julinka wyskoczyła z brzuszka. Potem kolejna dawka na szycie - zero bólu. Nacięli mnie, ale naprawdę cudnie. Już siedzę normalnie, szwy się rozpuściły, nacięcie jedno. Super. Tak więc wydaje mi się, że poszło dość sprawnie. Od porodu sto razy gorzej wspominam sam pobyt w szpitalu. Obsługa super, ale ja się w takich miejscach po prostu źle się czuję, a poza tym co położna to inna teoria. Ale jesteśmy w domu, 2 razy odwiedziła nas superowa środowiskowa i jeszcze raz przyjdzie.
Uffffffffffffffff........ale się rozpisałam. Pozdrawiam Was serdecznie i wracam do macierzyństwa. Nie wiem, kiedy mi się uda tutaj zaglądnąć. Mam nadzieje, że doczytam:-) Buziaki
