cd nastapił...
Wojtuś szaleje...Szaleje naprawdę, wziął sie ostro za matkę. Widocznie uznał, ze już wystarczy...
Wczoraj zajechałam do meża siostry i był tam kuzyn z żoną w ciaży...tą samą. Ale po moim spadku nastroju już nie byłam taka dzielna, chociaż sie starałam. A moj mąż wypalił nie wiadomo skad: może pojedziecie do nas i zostaniecie na noc?...
Miałam poważne obawy jak to sie skonczy i przy okazji powiedizałam meżowi, czy za dużo nie wymaga, wszystko po kolei...ale już było po temacie...no cóz, starałam sie wziaść w garsć...
po drodze do domu zawsze jadę na cmentarz, wiec pojechalismy razem...później w domku, ale wiecie, nie było źle...
siedzieliśmy we czwórkę i tak rozmawialismy o wszystkim...
później zostałysmy we dwie...i przyznam sie, ze chyba o to chodziło...pogadałysmy o wszystkim, mogłam spokojnie mówić o Wojtusiu, a ona mnie wysłuchała, nie chowała głowy w piasek, słuchała i pytała...chociaż głos mi drżał, to tego własnie było mi trzeba...i moje odcucia, albo łzy na wiodok brzucha odeszły...naprawdę, czułam sie swobodnie, jakbym miała obok siebie najlepszą przyjaciółkę...była ze mną szczera, przyznala, że na cmentarzu poczuła sie bardzo nieswojo, ze w sumie pierwszy raz stala nad grobem dziecka i przeżyła te wizytę bardzo...poza tym planuje rodzic w tym samym szpitalu co ja Wojtka, więc podpytywała o wszystko...
Mamo Natalki- cieżko, ale chyba warto sie przemóc. trzeba tylko poprosic Aniołki o pomoc..dadzą siłę, a ja naprawdę lepiej sie czuję, spokojniejsza jestem...sama jestem w szoku, ale tak jest naprawdę...
(*) Aniołki
(*) Wojtusiu
(*) Szymonku