Hej dziewczyny,
chciałabym do WAS dołączyć, nie wiem jednak czy jestem odpowiednią osobą tutaj... ja swojego anioła nie trzymałam w ramionach... choć byłoby to dla mnie najcudowniejsze uczucie na świecie, to nie było mi dane. Nasz Jaś odszedł w 9 tc, o tym, że jego serduszko nie bije dowiedzieliśmy się w 13 tc, 3 dni leżenia w szpitalu z tabletkami na wywołanie poronienia i finalnie zabieg. Chciałam dzieciątko zobaczyć, ale było tak malutkie, lekarz odradzał... poza tym za wszelką cenę chcieliśmy zarejestrować naszego skarba i pochować go, a że ciąża była tak wczesna musieliśmy zrobić badania na płeć, aby ją potwierdzić. Finalnie zarejestrowaliśmy naszego Jasia, pochowaliśmy go w Grobowcu Dzieci Nienarodzonych... możecie oceniać, że to bezduszne, ale tak z mężem zdecydowaliśmy, że nie damy rady pochować go w osobnym grobie

chodzimy na cmentarz, ten Grobowiec też jest piękny. Brak mi sił do codziennego egzystowania. Jutro kończy się mój urlop macierzyński, jaka to ironia, że tak się nazywa, bo gdzie jest moje dziecko? Teraz już czułabym jego ruchy, to miały być takie piękne święta

Najgorsze, że najprawdopodobniej moj synuś odszedł przez głupią bakterię, której moja wcześniejsza lekarka nie widziała sensu badać

((( Jasia poczęliśmy podczas podróży poślubnej, był tak oczekiwanym dzieckiem, tak bardzo kochanym, nie mam sił........