Wreszcie siadłam na chwilkę :-)
Od początku. Wirusy przyszły ujemne, ale nie mam też na nie odporności, więc póki co nie cieszymy się. Za 3 tygodnie powtarzamy badanie z krwi i obserwujemy cały czas dziecko. Ponieważ miałam objawy przedrzucawkowe w poprzedniej ciąży, dostałam aspirynę, aby zapobiec wszelkim tego typu komplikacjom. Ta moja lekarz od razu mnie wysłała na usg, żebym uspokoiła się. Dzidziuś ma 3.94cm i wyprzedza termin z owulacji o 6 dni (wiem dokładnie, kiedy była). Serduszko ślicznie bije. Termin na 12 lutego i ten już zostanie

Za dwa tygodnie mam rano wizytę znowu z nią. Potem usg genetyczne. Potem konsultacja z drugim lekarzem (tym co wykrył chorobę Kaji i skierował mnie do tego specjalisty w Cardiff). On ma też ponownie mnie zreferować do Cardiff, bo tamten lekarz w sumie jako jedyny wie dokładnie co działo się ze mną i Kają od momentu wykrycia jej choroby. Także 5 sierpnia będzie dla mnie mega męczący, ale mam nadzieję,że przyniosę dobre wieści. Oczywiście pani doktor pełna nadziei, że tym razem wszystko będzie dobrze i wszelkie nieszczęście nas ominą. Obiecała,że na każdym kroku zrobią wszystko, bym była pewna,że dzidziuś ma się dobrze

Udało mi się tez dostać fotkę. Co prawda maluszek spał i ciężko go było uchwycić, ale mi to wystarczy, by zerkać na to zdjęcie z radością :-) Bardzo Wam dziękuję za wsparcie kochane :***
