reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Małżeństwo czy konkubinat??

Dla mnie nie ma znaczenia papierek, chociaz sama wzielam slub (tylko cywilny)Jestesmy szczesliwym malzenstwem z 16 letnim stazem i prawie 16 letnim synem. drugi synus przyjdzie na swiat niebawem ;) Slub wzielismy, bo chcielismy, a jakby cos nie wyszlo to sa instytucje, ktore udzielaja slubow i takie, ktore udzielaja rozwodow- takie moje zdanie:tak:
Ale tez byly to inne czasy i konkubinat nie byl w "modzie". A wogole nie lubie tego slowa.
 
reklama
Drogie forumowiczki: pytanie dotyczy ogólnie małżeństwo ( nie ważne czy kościelny ślub czy cywilny) czy konkubinat? Nawet bardziej zależy mi na tej drugiej opcji związku;) Czy według Was konkubinat to nowy model życia czy poprostu kryzys współczesnej rodziny??
Dla mnie też jakoś razi te okreslenie - konkubinat ( jest juz jakby samo w sobie negatywnie oznaczone, lepiej brzmi związek nieformalny, no ale cóż...nie sugerujmy się nazwamy bo nie o to chodzi)
Martusia prace mam nadzieję złożyć do kwietnia. Relacje z pracy i wnioski postaram się Wam udostępnić..;) A studiuje kulturoznawstwo.
Pozdrawiam
 
Ostatnia edycja:
no to odpowiadając konkretnie na postawione pytanie , jestem za ślubem. Konkubinat jest dobry dla młodych współczesnych ludzi nie pewnych czy na pewno chcą tego małżeństwa bez wspólnych dzieci i wspólnoty majątkowej , było by może inaczej ale takie a nie inne mamy prawo ze osoby żyjące w konkubinacie to dwie obce sobie osoby.
 
A ja jakoś nie potrafiłabym określić co jest lepsze, bo tak na prawdę to żeby móc ocenić to trzeba by chyba przerobić obie opcje, tak to można sobie gdybać. Ale to jest moje odczucie. Obie opcje maja zarówno wady jak i zalety. Choć ja osobiście wad konkubinatu oprócz tego że nie mogę rozliczać sie z partnerem nie dostrzegam. Bo w obecnych czasach to nawet kredyt możemy wziac wspólnie. To że mam inne nazwisko całkowicie mi nie przeszkadza a wrecz nie chciałabym tego zmieniać, odrebnosc majątkowa też jest moim zdaniem całkiem ok. Ale jakoś nie potrafie stwierdzić że malżeństwo jest czymś gorszym bo w sumie te zalety konkubinatu mozna z powodzeniem przemycic i do małżeństwa
 
Ślub może nie jest receptą na trwały związek i nie daje 100% pewności bycia razem, ale na pewno w małżeństwie łatwiej jest przetrwać kłótnie, kryzysy itp, wolny związek daje większą swobodę odejścia od siebie w razie nieporozumień.
 
Ja uważam, że małżeństwo :tak: Dla mnie nigdy nie było innej opcji, po prostu takie mam przekonania i już.
Konkubinatu nigdy nie brałam pod uwagę. Ze swoim mężem spotykałam sie 7 lat zanim wzieliśmy ślub. Nie mieszkalismy ze sobą, chociaż zdarzało się nocować u siebie. Decyzje o ślubie podjęliśmy bez zastanowienia, tyle że termin nam się nieco zmienił jak dowiedzieliśmy się o dziecku ;-).
 
Wciąż nie zgodzę się z naiwnym stwierdzeniem,że wolny związek daje większa swobode,by odejść.
To,czy się z kims w związku pozostaje (formalnym,czy nie),czy odchodzi,zależy nie od "papierka",tylko od obojga zainteresowanych- jak oboje dbają o ten związek.
Ja od swojego ex (slubnego) odeszłam,gdy doszłam do wniosku ,że dłuzej nie ma sensu.Jedna krótka wizyta w sadzie i już- wcale to wielką przeszkodą nie było,gdy juz postanowiłam.
Co to za argument w ogóle???
Owszem,zgodze się,że w obecnym stanie prawnym jednak to małżeństwo "wygrywa",bo daje partnerom prawa,których konkubinat (brr;))) nie daje.I dlatego,jesli kiedyś się zdecydujemy na slub(cywilny;/),to tylko z tych względow,a nie w nadziei,że to zapewni nierozerwalność naszego związku,bo to by było naiwne i niemądre z naszej strony myslec,że podpis na jakims dokumencie załatwi to za nas:-p
Teraz jeszcze w dwóch sprawach;-)
Droga Jostyno jak widze,jesteś członkinią tego forum juz jakiś czas- więc raczej powinnas być przygotowana na to,co wywoła Twój post- te "swobodne wypowiedzi",czesto lekko nie na temat;-):-D:cool2:.Może po prostu stwórz ankiete z konkretnymi pytaniami,potrzebnymi do Twoich badań,a chętnie ją wypełnimy:tak:
Do martusi powiem tylko,że forum to nie ambona i jakkolwiek szanuję prawo każdego do wypowiadania swoich poglądów,to prosze Cię,troske o zbawienie mojej (wedlug Ciebie czarnej od grzechu cudzołóstwa) duszy ,zostaw mnie samej:-p:cool2:.A Pycha też jest grzechem,wiesz?I "nie sądźcie,byście nie byli sądzeni".Jezus nie lubił faryzeuszy.
 
Ja uważam, że to jest głupota mieszkać razem i po roku, czy dwóch się rozstać, mijać się na ulicy jakby się tej osoby nie znało...Myślę, że wspólne mieszkanie jest dla ludzi, którzy planują wspólną przyszłość, tworzą rodzinę...
U nas w Polsce ludzie uważają, że życie "w konkubinacie" (samo określenie jest uwłaczające), jest gorsze, kiedyś nieślubne dzieci nazywano bękartami (wydłubałabym komuś oczy jakby nazwał tak moje dziecko), A czy takie dziecko jest w czymś gorsze? Nie!
Co prawda ślub jest przydatny do spraw formalnych, bo przecież związek partnerski to dwie obce osoby. Nie tylko wg Państwa. Spotkałam się osobiście z kilkoma niemiłymi sytuacjami odnośnie mojego życia na kocią łapę. Raz w kłótni szwagier powiedział, że się sku****am, bo mam nieślubne dziecko. Siostra (jego żona, też w kłótni) także ciągle mi wypomina, że nie mamy ślubu, jakby chciała pokazać swoją wyższość nade mną...Teściowie (tak podejrzewam) wstydzą się tego, że żyjemy w nieformalnym związku z dzieckiem (kiedy byłam w zoo z teściami i szwagrem- najmłodszym synem, to spotkaliśmy jakiś znajomych, oczywiście przedstawili syna i wnuczkę, a mnie pominęli).

Jesteśmy razem 3 lata i mamy 19 miesięczne dziecko.
Dlaczego nie mamy ślubu? Kiedy zaczęliśmy się spotykać o ślubie nawet nie było mowy, potem wpadliśmy (choć ja bardzo pragnęłam mieć dziecko), potem zamieszkaliśmy razem. Między nami nie układało się zbyt dobrze (chociaż głownie nasze matki nalegały), bo dziecko musi się urodzić w związku małżeńskim (jakby to jakąś różnicę dziecku robiło, a nam wielką, bo nie byliśmy na to gotowi).
Wiem jednak, że któregoś dnia staniemy przed ołtarzem i powiemy sobie "tak".

Nie uważam się za gorszą, że nie mam ślubu, jednak ślub to jest wyjątkowe wydarzenie, zmienia życie dwojga ludzi (nawet jak mieszkają wspólnie), jest to wyznanie miłości przed Bogiem i zawiązanie więzi.
Trochę mi to ciąży, bo wydaje mi się, że takie życie w nieformalnym związku jest dla gówniarzy, dla osób, które nie myślą o stałym związku.

Co do życia w konkubinacie (apropos młodych niezależnych osób), to wydaje mi się, że to taka moda, że jest fajnie, wygodnie, są ze sobą, wynajmują mieszkanie, mogą się bzy**ć jak króliki, a jak coś się nie spodoba, znudzi się, to odchodzą od siebie i problem z głowy.

Ludzie też czasem biorą ślub, to tak wypada, co ludzie powiedzą? Już czas, małżeństwo brane jest z rozsądku, a nie z miłości i ludzie się ze sobą męczą. Niektórzy tez biorą, bo wpadli, bo dziecko musi mieć rodzinę i być w formalnym związku.
Jak moja mama mi tłumaczyła, że bez ślubu on nie będzie mnie szanował, że może wyjść i nie wrócić, że nie będzie mnie traktował na poważnie...To zależy od mężczyzny. Żadne słowo się nie sprawdziło, a muszę powiedzieć, że układa się między nami dobrze.
 
A ja jestem za tym by przed slubem razem pomieszkac i sie sprawdzic.Czesto dopiero po slubie jak para razem zamieszka otwieraja sie nam oczy na wiele negatywnych cech ktorych nie widzielismy u partnera.
Małzenstwo to nie takie chop siup co bedzie to bedzie najwyzej sie rozwiode.To powazna decyzja u wiekszosci osob na cale życie.Oczywiscie ze nie gwarantuje nam ze bedziemy na zawsze razem.

Z pierwszym moim partnerem(powaznym) nie mieszkalam.Nie myslelismy o tym.Bylo nam dobrze tak jak bylo.Czyli wspolne wypady na imprezy,biwaki,wycieczki,knajpki itp.A potem kazde szlo do swego domu.Znalismy sie praktycznie tylko od stolika,zadne z nas nie wiedzialo kto jaki jest w domu.Bo zadne z rodzicow przeciez nie wyda wad synka czy corki.
Z kolejnym partnerem po 2 latach zwiazku zamieszkalismy razem.Bylo to wynajete mieszkanko.Przez 2 lata bylam w nim zakochana po uszy,taki wspanialy i cudowny czlowiek.Ale pod wspolnym dachem diabel wcielony.Wyszly na jaw liczne nałogi,łacznie z tym ze bylam dla niego tylko sprzataczka,kucharka i tyle.Dopiero oczy mi sie otworzyly jak oberwalam kila razy bo on sie napil.
Gdybysmy nie zamieszkali o tych rzeczach dowiedzialabym sie po slubie.Bo planolwalismy slub.I teraz bylabym maltretowna zoną byc moze z gromadka dzieci.

Z ojcem mej corki nigdy nie mieszkalismy.Tez mozna powiedziec ze znalismy sie od stolika.I co?i ukrywal przede mna wiele istotnych faktow ze swego zycia.Matka jego tez mi nic nie powiedzial.Znow planowany slub itp.w ostatniej chwili dowiaduje sie ze.............prowadzi podwojne zycie.
I po raz kolejny bym wpakowala sie w małżeństwo bez przyszlosci.

Gdybym brala z nimi ślub ,bylabym juz podwojna rozwodką.I musialabym ciagac sie po prawnikach i sadach.
Teraz obecnie uwazam jednak ze lepiej nie brac slubow i życ w konkubinacie.Ale to w kwestii finansowej:)potem klopoty z rozwodem i podzialem majatku.A tak pakuje manatki i odchodze.

Dlatego uwazam ze lepiej wczesniej pomieszkac,poznac sie lepiej a potem jak nadal jest wielka milosc to brac ślub.:-)
 
reklama
Jostyna gratuluję podjęcia dośc trudnego tematu i jak sama widzisz wywołuje on dużo kontrowersji. Niestety do wielu wniosków będziesz musiała dojśc sama na podstawie analiz wypowiedzi dotyczacych plusów i minusów małżeństwa i konkubinatu. Po pierwsze w świadomości społeczeństwa nadal "konkubinat" ma wydźwięk pejoratywny, w związku z tym odczucia będą delikatnie mówiąc negatywne. Poza tym deklarowane 90% społeczeństwa katolickiego, gdzie współżycie bez ślubu kościelnego jest grzechem, jednak nie o tym...
Obserwując zmiany zachodzące w społeczeństwie oraz kultury zachodniej cywilizacji można wysnuć wniosek, że związki partnerskie, tak je nazwijmy z pozytywnym wydźwiękiem, sa reakcją ludzi na w/w zmiany. Dotyczą one w szczególności ekonomii państw, zmian w moralności, zmian światopoglądowych. Zwróć proszę uwagę jak wygląda sytuacja w krajach zachodnich, sądzę że aby Twoja praca w miarę w pełni zgłębiła problem powinnaś dokonać charakterystyki porównaczej w części teoretycznej. Badania zrobione w Polsce pozwolą Ci obalić lub poprzeć postawioną tezę, która brzmi....? W chwili gdy porównasz kultury cywilizacji zachodniej z mentalnościa kulturową Polaków wnioski nasuną się same:)
Mogę jedynie przypuszczać, że rozkwit związków partnerskich w PL jest skutkiem "zachłyśniecia" się zachodem, rosnącą niechęcią i spadkiem deklarowanej ilości wiernych kościoła, kiepską sytuacją ekonomiczną rodzin i próbami obejścia prawa (dodatki dla samotnych matek, sposob rozliczania PIT, kredyty bankowe). Nie jest to kryzys małżeństwa w rozumienie relacji między kobietą a mężczyzną, to efekt XXI wieku i świadomości społecznej
Z mojego podwórka: 6 lat małżeństwa i rozwód, 8 lat związku i potem ślub, który zawsze był gdzieś tam w naszych zamiarach, do dziś każde z nas nosi swoje nazwisko a syn i drugi maluch w drodze noszą podwójne: moje i męża :) Na marginesie: nie jestem katoliczką w związku z tym zwali się na mnie burza i gromy...
 
Do góry