U nas ze świętami też jest ciężko - teściowa najchętniej widziałaby nas u siebie cały czas, przy stole, z programem obowiązkowym piętnastu posiłków dziennie. Jakis czas temu planowane były święta Bożego Narodzenia, i ona sobie wymyśliła, że u nich spędzamy Wigilię i pierwszy dzień (bo Tomek ZAWSZE spędzał u nich Wigilię i pierwszy dzień = tzn z pierwszą żoną zapewne, jakby mnie to obchodziło), a jeżeli chodzi o moją rodzinę to jak powiedziała "wpadniesz sobie do taty i babci w drugi dzień świąt i będzie dobrze". Oczywiście wersja oficjalna jest taka, że teściowa "się nie wtrąca i się dostosuje a my zrobimy tak jak nam pasuje". HA HA
Kiedyś tam u nich nocowaliśmy (jak mieliśmy jedno łóżko w domu i spędzał u nas weekendy starszy syn mojego M, i ktoś = ja musiał spać na dmuchanym materacu więc się wkur... i powiedziałam że nie będę 3 nocy w tygodniu spać na podłodze jak pies)... no i mimo tego że M ma tam swoje piętro (bo mieszkał tam ze wspomnianą wyżej świętą pierwszą żoną, wielbioną przez teściową), to program obowiązkowy zaczynał się w sobotę i niedzielę o godz. 8 od obowiązkowego wystawnego śniadania (np. pieczonej kaczki.......) potem było drugie śniadanie, deserek, już ok 13 obiadek, potem spacer i wracajcie na ciasto i herbatkę.... JEZU.
No teraz jak tam będziemy stale to mam nadzieję, że teściowa nie będzie miała siły na takie akcje....
Iwonka, niestety nie uda nam się uniknąć mieszkania z nimi. Mam nadzieję, że się przez to nie rozwiedziemy, piszę to całkiem poważnie niestety :-( Biorąc pod uwagę również to, jak koszmarnie zachowuje się mój pasierb u dziadków, a oni cali rozanieleni gdy im miłe dziecię np mówi "do dupy jest zabawa z wami!!!" oraz dyryguje w stylu "kto mi przyniesie picie?" "kto mi poda pilot od telewizora?" itd. Zresztą, mój mąż też nie reaguje - a nuż dziecko byłoby przez chwilę niezadowolone i nie chciało drugi raz przyjechać? A ponieważ mnie trafia szlag i ja owszem reaguję bo po prostu nie mogę znieść niektórych zachowań, to jestem złą macochą oraz pasierb mnie nie lubi. Ale naprawdę, gdy dzień zaczyna się od takiej mniej więcej konwersacji "Maciuś proszę wstań i ubierz się już" (jest np. godz. 11), a on mi na to "O Jezu o co ci znowu chodzi?".... to ciężko wytrzymać. Muszę się po prostu nauczyć go ignorować jakby był powietrzem, przykre to, nie?