reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Marcjańskie porody - TYLKO RELACJE ROZPAKOWANYCH

e tam co mi tam juz praktycznie wszystkie jestesmy po wiec nikogo nie wystrasze:)

no wiec u mnie to bylo tak:)
w nocy ok 2giej nad ranem z czwartku na piatek rozpoczely mi sie straszne bole krzyza noormalnie nic tylko wyc byly bardzo regularne bo co 30 min na 45 sek i na tyle mocne ze nie pozwolily mi zasnac do 9tej rano...kiedy to puscily... wtedy poszlam w kime maz juz bylk od 8mej w pracy ...obudzilam sie ok 10 i poszlam tradycyjnie na siusiu to bylo 11go w piatek a termin mialam na sobote. W toalecie zauwazylam sluz z krwia i wtedy was na bb sie pytalam czy to mi ten czopek odchodzi a wy na to ze tak:) mi juz wiecej nie trzeba bylo jako ze ja panikara ale dzielnie nic sobie z tego nie robilam bo wiedzialam ze bylo kilka dziewczyn co jescze z tym potem chodzily dosc dlugo wiec nawet do emka nie dzwonilam ani do mamy do pl . ok 13tej dopiero jak tego coraz to wiecej bylo to sms wyslalam mezowi ze moze sie cos zaczynac i zeby w pracy dal znac zeby jak cos to go puscili. I tak miten czop odchodzil do17.30 podczas tego odchodzenia mialam lekkie skurcze ale takie pikanie tylko nic strasznego:) no wiec czzop mi skonczyl odchodzic ok 17.30 wiec sie ucieszylam bo pomyslam sobie o jak fajnie falszywy alarm jeszcze nie rodze:-)wiec poszlam sobie curry zjesc bo od rana mialam ochote ale sie balam bo curry podobno skurczaki przyspiesza...wiec zjadlam ok 6jak mi juz nic nie bylo i tak sobie z wami pisalam az o godz 19.05 siedzac sobie przy stole poczulam ze mi sie ciaplo miedzy nogami robi i leje sie jak z hydrantu zaciskam nogi i nic nie przestaje wiec to nie siuski...pomyslam o nie nie chce jeszcze !!!!!!!!!!!!! dobra stalo sie to wtedy biore za komorke i sie zastanawiam czy najpierw do meza dzwonic czy do szpitala czy isc sobie podpaske zalozyc - spanikowalam i sie smialam sama jak glupi do sera z siebie:-)w koncu do kibla dolecialam cala mokra zalozylam wacka i nastepnego itd bo wszystkie mokre potem tel do m i do szpitala kazali przyjechac ale powiedzieli mi: DAJ NAM 45 MIN BO MAMY JEDNA LASKE NA STOLE I NIE MAMU PERSONELU:szok::-Dpomyslalam sobie co k...wa??!!!... ale dobra zanim maz przyjechal (caly spanikowany hihi) i dojechalismy do szpital to tamta urodzila wiec mieli na mnie chwilke:-)mialam juz lekkie skurcze ale nic specjalnego. jDojechalismy na parking a tu tel - MASALA dzwoni:)):tak::-D:-)a ja ze na porodiowke jade nie moge gadac:)wogole to bylam cala mokra i od parkingu na oddzial szlam w mokrych gaciach w kroku a ludzie sie patrzyli na mnie jak na downa jakiegos ale widzieli ze w ciazy to sie nie smiali...to bylo ok 20:15( dobrze ze sobie fotela w samochodzie nie zalalam:-D). Dotarlam tam a oni sie mnie pytaja raz jeszce debile:WODY PANI ODESZLY? A JA IM NA TO K..A a nie widac?!bo juz troche bolalo:)) Nie mierzyli mi rozwarcia bo mialam skurcze 1-2 na kazde 10 min wiec powiedzieli :nie mozemy cie wygonic z tad ale lepiej ci bedzie jesli sobie do domku skoczysz do swojej wanny i poczekasz na skurcze 3-4 na 10 min i wtedy do nas zadzwon to cie wezmiemy ale jak chcesz to mozesz zostac:) i sie jeszcze pytaja ja sie zgodzilam wrocic na chate czy a mam dodatkowe spodnie bo tamte olane cale byly a ja im na to ze nie bo mi do glowy takie rzeczy nie przyszly zeby wziasc bo myslam ze juz wyjde z tad z szymonkiem!!:) dobra emek mi wygrzebal spodnie w serduszka od pidzamy ztorby:) i w tym jechalam spowrotem i z tonom podkladow na lozka szpitalne pod du.pa w samochodzie bo ciagle co skurcz to fontanna ze mie szla:) jak juz z tamtad wyjezdzalismy to mi sie zaczely porzadniejsze skurcze w polowie drogi do domu takie ze pokrzyczalam na emka ze po dziurach jezdzi a mnie boli!!!:-):-Ddobra dojechalismy na chate ok 22giej i juz do bloku z parkingu ciezko mi bylo dojsc bo co chwila skurcze byly ku...sko mocne! weszlam do tej wanny na 45 min doslownie amek siedzial na kiblu i jadl curry a ja krzyczalam bo mnie bolalo a on jeszcze poiedzy jedzeniem mierzyl mi czas skurczy! po tych 45 min w wannie juz mialam 3-4 na 10 min wiec dzwonimy do szpitala i kaza wrocic:dry::wściekła/y:jezdzic jak na sra...nie:) dojechalismy i juz strasznie bolalo jak dojechalismy to szczerze myslam ze juz rodze bo taki bol okropny ...zrobili mi badanie na rozwarcie i ja sie pytam 8 cm tak bo bardzo boli a oni do mnie nie 4-5cm ...ja jak to uslyszalam to myslalm ze tam zejde to bylo o 23.30 dali mi gaz i po 1 wciagneciu poczylam sie jak pijana :) helikoptermi sie wlaczyl i polozna sie mnie pyta cois cipodac a ja jej na to taaak:) prosze lody waniliowe i pizze z peperoni:)) a potem jej zaczelam opowiadac ze rodzice do mnie przylatuja i ze sie ciesze w miedzy czasie trzymalam rece radka i wbijalam mu nieswiadomie siedzac na lozku pazury bo tak bolalo dobra potem jak po 12tej wzieli mnie do wanny i tam to byla mordownia:szok::zawstydzona/y:skurcze zamiast sie niwelowac to nawalaly jak oglupiale o 1 w nocy emek juz mial cale rece zdrapane bo mi nic do trzymania nie dali wylam jak glupia zeby mi dali znieczulenie a one do mnie: za chwile bedziesz miala baby za chwile bedziesz miala baby - a moj emek na to kiedy jak od godziny jej to gadasz daja jej cos bo ja boli wtedy on im powiedzial ze juz nigdy nie powie ze ciezko pracuje bo widzial jak ja sie meczylam :((wtedy zaczelam przec a one nie przyj do ok 4tej jeszcze masz czas!! a ja nie sluchajac parlam bo maly juz nie chcial siedziec w srodku... wtedy mi hemoroid wyszedl bo poczulam ze parcie nie idzie na przod tylko na tyl:( w koncu jak polozne widzialy ze ja juz odpywam w tej wannie z bolu to nie z radkiem wyciagnely i na lozko masakra to bylo co za bol!!na lozku mi nie szlo to mi kazaly wstac i usiasc na takim nocniku bez przedniej sciany daly juz pode mnie poduszke na dziecko bo myslaly ze szymon juz wyjdzie a tu doopa nie... wrocilam na to lozko tzn mnie tam dali bo ja chodzic nie dalam rady bo czulam ze glowke mam miedzy nogami juz!! i parlam na tym luzku jak glupia jak tylko moglam jedna noge mialam na scianie a druga na lozku czulam jak mi sie kosci miednicy rozlazily a one mi paluchami naciagalypochwe zeby malego wyciagnac i w koncu sie udalo ale co za bol to niesamowite mowily mi przyj tylko jak czujesz skurcz a ja nie czulam juz potem zadnych skurczy bo tak mnie miednica bolala i wyszedl w koncu dali mi go na piersi 10 pkt a ja sie trzeslam jak galareta z adrenaliny kochany byl potem juz nic nie bolalo no odrobinke tylko jak rodzilam lozysko. maly sie urodzil o 1.59 czyli od momentu jak mialam te 4-5 cm po powrocie do szpitala do porodu minelo 2.41 min z czego te 41 min to byly same parte rozpoczete w tej durnej wannie - nigdy wiecej porodu w wodzie za szybko mi to poszlo!!:) wogole pozniej sie dowiedzialam ze maly jak juz glowka wyszla to nie zrobil tej tzw sruby ze ramiona sie niby musza wpasowac w pochwe i wychodza pionowo tylko moj szymonek wychodzil ramionkami w poprzek :szok:masakra i porwalam sie tylko 0,5 cmwiec mnie nawet nie szyli...a biorac pod uwage ze wychodzil ramionami w poprzeg to i tak nie poszlo mi tak zle...gorzej z emkiem bo rece mial przez 3 dni jak pokasane przez osy:) od moich paznokci:) no i potem mi sie polozna ok 4 rano pomogla umyc i juz potem normalnie chodzilam - no w miare:) i o 7.30 pojechalismy do domku...no to by bylo na tyle mojego horroru...mam nadzieje ze drugie dziecko mnie boli bo nie wiem jak je kiedys wydam na swiat bo bez znieczulenia juz rodzic nie chce!.... well.. moj emek mi pomagal i oddychal ze mna jak sie zapominalam w tej wannie tam to byla agonia nie bol!! jak tam ryczalam w nieboglosy to on byl przede mna i pomomo obolalych nadgarstkow mowil mi uhhh i ahhhaa i te oddechy,... strasznie jestem mu wdzieczna bo nie wiem co by bylo gdyby nie maz...bardzoe go kocham a nasze kudlate szczescie jest teraz dla nas najwazniejsze:)... no to tyle...urodzilam w dniu terminu
 
reklama
Witajcie. Póki mam trochę czasu bo mała zasnęła to opiszę jak to było u mnie:)

W poniedziałek 28 marca byłam w szpitalu na ktg. Praktycznie zero skurczy... ale mój lekarz prowadzący kazał mi już zostać na trakcie porodowym bo to już po terminie. Więc zostałam i czekałam na jakie kolwiek badania których niestety tego dnia się nie doczekałam. We wtorek na wizycie zlecono usg i badanie wód płodowych. Około godz 9 zrobione badanie wód, okazało się że są zielone :szok:. Byłam przerażona bo jak to możliwe :-( Poryczałam się. Lekarz od razu zlecił cesarkę.
Po chwili się uspokoiłam, położna powiedziała że wody raczej długo zielone nie są i nie jest powiedziane że cos z małą jest nie tak. Więc teraz zaczęłam się cieszyć że za niedługo zobaczę swoją małą kruszynkę:)
Od tamtej chwili zaczęłam się mocno cieszyć i byłam zadowolona że jadę zaraz na cesarkę. O godz. 10 zabrali mnie już na sale operacyjną. Strasznie dużo ludzi, ja pozytywnie nastawiona:-p. Ludzie tam bardzo mili, nawet jedna kobieta która sprawdzala mi ciśnienie i podawała kroplowki okazała się znajomą:tak: I ciocia położna też szybko się zamieniła z koleżanką z traktu i pojechała ze mną.
Podali mi znieczulenie... dziwne uczucie kiedy powoli zaczynasz nie czuć nóg :-D. Następnie dostali się do brzucha i wyciągnęli mała;) Na początku mało płakała ale po chwili się rozkręciła;) O 10;30 przyszła na Swiat moja Perełka. Potem mnie zszywali, małą zawieźli na noworodki i tylko czekałam jak mnie do niej zwiozą:) Szybko minęło i już byłam z małą:) Podali mi ją do piersi:) Mała pijawka;D Zaczęła od razu ssać. Najgorsze bylo wstanie po 12 h ale dałam radę;) I do domciu wypuścili nas po 3 dobach:) Więc szybciutko jak po cesarce:) Ale lekarze mówili że tak pozytywnie nastawionej osoby do cesarki nie widzieli i pewnie połowa sukcesu to moje podejscie. Napisałam tak szybko póki mała śpi:p Jak będę miała czas to troszkę poprawię i ulepszę;)
 
Mała śpi więc mam nadzieję że uda mi się opisać mój poród:)

Do szpitala położyłam się w piątek 18.03 tydzień po terminie. Cały piątek nic się nie działo. W sobotę zaczeły mi się regularne skurcze co 10 min ale dosyć delikatne. Położna kazała spacerować żeby przyspieszyć poród więc spacerowałam z mężem po korytarzu kilka godzin z przerwami. Wieczorem ok 9 skurcze przeszły, mąż pojechał do domu a mnie podłączyli na ktg i zaczeło się. Skurcz za skurczem, na ktg pokazuje 20% a mnie boli jak cholera. Pomyślałam sobie tylko że jak tak bolą skurcze na 20% to ja wolę nie wiedzieć jak bolą te końcowe. Przez godzinę ktg skurcze się rozręcały, bolało mnie coraz bardziej a na ktg pokazywało max 30%. Położna odłączyła ktg a ja położyłam się spać. Przed snem o 23:13 napisałam jeszcze do męża smsa treści :"No i po co ja tyle chodziłam?!? Teraz mnie tylko wszystko boli a akcji i tak brak. Jakieś zasrane marne skurcze które nie chcą się rozkręcić. Mam dosyć wszystkiego! Chce mi się ryczeć..." a kilka minut później złapał mnie taki ból że leżałam na łóżku i wyłam z bólu. Wstałam poszłam do toalety, tam mnie tak zaatakowało że wyłam z bólu i bezsilności. Przyleciała położna i zaprowadziła mnie na salę i rzucała hasła "to ma boleć, takie skurcze to nie skurcze, widzisz ze na ktg pokazuje 20%, nie siej paniki bo inne dziewczyny wystraszysz itd." Jak mi tak nagadała to wpadłam w taką panikę że uspokoić mnie nie mogła. Zaczełam się telepać i płakać aż się zlitowała i zabrała mnie na zabiegówkę żeby sprawdzić rozwarcie komentując że to i tak jeszcze bez sensu. Okazało się że rozwarcie na 4 cm i kazała mi się pakować na porodówkę. Pakowałam się w bólach wyjąc, pomagała mi koleżanka z sali wystrasznona tak samo jak ja. Po 10 minutach przyszła inna położna, powiedziała ze bedziemy razem rodzić i zbadała ponownie rozwarcie i było już 5cm. Zadzwoniłam do męża żeby przyjeżdzał. Zabrali mnie na blok porodowy, wystroili w piękne szpitalne homonto, zrobili lewatywkę i położyli mnie na łóżku porodowym. Mąż już czekał z moja torbą. W godzinę rozwarcie zrobiło się na maxa. Położna podstawiła mi kaczkę i przebiła palcami pęcherz płodowy. Dziwne uczucie jak nagle wylewa się taka ciepła woda. I zaczął się cyrk. Co mała trochę wyszła to się cofała i tak w kółko. Mąż próbował mnie pogłaskać, potrzymać za rękę a ja nie pozwalałam, kazałam mu się modlić żebym już dostała partych i co chwilę pytałam czy sie modli a on siedział przerażony i odpowiadał że sie modli:) W przerwach między skurczami gadałam głośno do siebie "Zamknij się Ewelina, nie rób wstydu" a w czasie skurczy klełam. Położna widać że zdenerwowana powiedziała coś do salowej i do mnie rzuciła hasło że muszę przeć bo uduszę dziecko. Wszystko działo się tak szybko. Salowa leżała mi na brzuchu, położna krzyczała, miałam skurcze co minutę ale bardzo krótkie więc dwa parte i przerwa. W pewnym momencie to kazała mi już przeć czy jest czy nie ma partego. Ciągneła małą a ona się zablokowała. Dalej krzyczała ze mam oddychać i przeć bo uduszę dziecko. Poczułam dodatkowy mega ból nacicnanego krocza. Nie wiem czy nie wpasowała sie w skurcz czy nie było czasu czekać na niego. Ja dostałam jakiejś mega mocy i za chwilę o 2:10 mała była na świecie. Usłyszałam jej krótki płacz i słowa położnej "To dziecko to na pewno nie ma 3300g". W tym momencie dopiero przyleciał lekarz wielce zdziwiony że mała taka duża. Mąż przeciął pępowinę. Okazało się jeszcze że mała nie dosć że duża to jeszcze wychodziła z rączką przy głowie co dodatkowo utrudniało poród a początkowe jej cofanie się było spowodowane krótką pępowiną czego lekarz prowadzacy nie zauważył tak samo jak tego dodatkowego kilograma u niej... Jak już mała była na świecie to całkowicie opadłam z sił, położlyli mi ja na brzuchu a ja leżałam taka bezsilna, znieczulona, nic się nie odzywałam, zasypiałam. Małą zabrali i dali mężowi a mnie zszywali we dwoje, lekarz i położna. Po zszywaniu jeszcze godzinę leżałam na porodówce i później zawieźli mnie na salę poporodową kazali mi się położyć, dali mi dziecko i poszli. I tak czuwałam nad nią od 4 do 9 rano aż przyjdzie obchód. Po obchodzie przyjechała mama i brat i brat zaczął krzyczeć że mała zsiniała. Mama (pielęgniarka) zaczeła nią telepać, mała dławiła się wodami płodowymi które po chwili zwymiotowała. Całe szczęście że to sie stało jak była już mama bo wcześniej jak byłyśmy same ja mogłam podsypiać i jeszcze by mi sie dziecko udusiło. Popłakałam się po tym, czułam się taka bezsilna, zawiedziona że wszyscy mają w tym szpitalu wszystko gdzieś, ze panuje taka znieczulica... Całą niedzielę było słychać na korytarzu komentarze mojego porodu, wtedy juz wiedziałam że lekarze popełnili błąd bo przed samym porodem nie zrobili mi usg, nie zmierzyli miednicy, nie określili wagi małej tylko sugerowali się usg wykonanym przez mojego lekarza prowadzącego 2 tygodnie wcześniej. Wszystkie położne, pielęgniarki kręciły głowami. Mój lekarz prowadzący był zmieszany, nawet nie spojrzał mi w oczy. Mała ma główkę w krwiakach poporodowch, do dzisiaj są widoczne. Ja jak się zobaczyłam w lustrze to myślałam że umrę z wrażenia. Całą twarz, klatkę piersiową, ramiona miałam w krwistych wybroczynach a oczy były zalane krwią. Mama płakała jak mnie zobaczyła... Później małej nasiliła się żółtaczka, była naświetlana, siedziałam nad nią całą dobę na zmianę z mężem bo bałam się żeby jej się opaska nie zsuneła z oczu bo się wierciła i żeby nie uszkodzić wzroku. W ogóle pielegniarki w wiekszości procowały jak maszyny, czasami nie chciało im sie pracować i wszystko było na odwal. Pół dnia np. prosiłam żeby mi zdjeły welflon bo mi się coraz większy siniak robił. I na koniec pielegniarka przyszła i rzuciła tekst "zapraszam do zabiegówki" i szłam taka ledwo żywa, wprawie na czworaka do tej zabiegówki jakby nie mogła go na sali wyjąć. Dopiero jak mama uruchomiła znajomości to sie wytraszyły i były wielce zainteresowane i mna i dzieckiem. Przed interwencją np. brały małą pod kran nie sprawdzajac nawet wody czy ciepła czy zimna, chwilę obmyły i koniec mycia a po interwencji nalewały wodę do specjalnej wanny, dodawały specjanych płynów, sprawdzały temperaturę. Wszystko na pokaz. Parodia jakaś. A na koniec dowiedziałam się jeszcze od znajomej położnej że ktg które miałam robione przed samym porodem jest wadliwe i nie czyta dobrze skurczy więc ja już miałam porządne skurcze a pokazywało sobie 20%. Cieszę się że wszystko dobrze się skończyło i że ani mi ani malutkiej nic poważnego się nie stało:)

Hania urodziła się o 2:10, 20.03.2011r. i ważyła 4550g, miała 58cm, dostała 10ptk. w skali Apgar.

Koniec:)
 
Ostatnia edycja:
A więc napiszę i ja ... może ktoś przeczyta ...

Czwartek 24 marzec
, około godziny 15:00 wybieramy się z Mężem do szpitala na izbę przyjęć. Powód? Ból podbrzusza i lekkie skurcze od kilku dni. Na miejscu decyzja o przyjęciu. Skierowanie na porodówkę. Tam badania i przejście na sale porodową. 4 godziny chodzenia po sali, bez efektów. Decyzja … patologia ciąży i czekamy dalej.
Mija piątek i informacja, że w sobotę rano podajemy oksytocynę. I myśl że to ostatnia noc 2w1.
Sobota 26 marzec. Godzina 6:00 pobudka, pielęgniarka z termometrem. 7:00 oczekiwanie kiedy po mnie przyjdą. W końcu 7:30 zjawia się położna i zabiera mnie na porodówkę. W ten dzień dyżur miał mój dr prowadzący wiec czułam się bezpiecznie. Tam badanie, później wkłucie, kroplówka z oksy i podłączona do ktg na jakąś godzinę.​
Ok. 09:30 przyjeżdża Mąż. Godzina 11:00 odchodzą wody kiedy skacze na piłce, badanie i 2cm rozwarcia, szyjka wysoko, myślę „no to sobie tu trochę posiedzimy”.
Skakanie na piłce, prysznic, spacer po sali porodowej i tak w kółko.
W końcu ok. 16:00 przy badaniu przez położną odeszły drugie wody, masa wód, całe łóżko mokre, położna też. Od tej pory zaczął się horror, skurcze na KTG regularne, mocne … czułam silny ból kiedy dochodziły do 40, nie mówiąc już o 80.
Przyszedł mój dr, krzyczałam z łzami w oczach by mnie pociął bo nie dam rady. Oczywiście nieugięty i stwierdził że urodzę siłami natury. Myślałam że skonam. Dostałam jakiś zastrzyk, mówił że to narkotyk, mam się położyć bo będę słaba. Ja jednak siedziałam na toalecie, tzn spałam na siedząco, mój Mąż czuwał przy mnie cały czas. Wyrwało mnie to na jakiś czas, a ból wydawał się znośny. Poszłam do wanny, tak oprzytomniałam. Później badanie, położna mówi „szyjka zgładzona, pełne rozwarcie”, było coś koło 22:00. Każe mi przeć, nie umiem. Energia skupia mi się na twarzy, jestem purpurowa. Czas mija, a ja bez efektywnego parcia. W końcu przychodzi dr. Ten każe mi się zmobilizować. Czuję jak Ona ze mnie wychodzi. Godzina 23:40 urodziła się Nasza Córeczka. Położyli mi ją na brzuchu … pierwszy krzyk. Zabrali ją do badania. Słyszę 3650, 56cm i mamy 10punktów Apgar. Mąż poszedł z Malwinką i całą ekipą ludzi, która zjawiła się na sali w momencie. Ja w momencie miałam oczy jak pięcio złotówki. Żartowałam z dr. odzyskałam wszystkie siły. W tym czasie szycie, 3 szewki, położna robiła wszystko by mnie nie nacinać ale pękłam trochę.
Przyszli, Mąż z Maleńką. Dał mi ją do łóżka, gładziliśmy ją po główce i łzy napływały Nam do oczu. Jest … Ona … na którą czekałam tyle czasu, głaskałam brzuszek z myślą o tej chwili … ta chwila nadeszła … a ja jestem najszczęśliwsza na świecie.
Niesamowite jest to uczucie kiedy rodzi się dziecko, w jednej chwili dostaje się taki naturalny dopalacz, można by czołgi przesuwać. W jednej chwili zapomniałam o bólu … wiem że bolało … ale nie mogłabym opisać tego jak bolało.
Dziękuję Bogu, że mam takiego Męża … przez cały ten czas dawał mi wsparcie, bez którego nie dałabym rady, umarłabym bez Niego. Przeszliśmy przez Cud Narodzin razem!
Kocham Was!
 
No więc u nas też nic niczego nie zapowiadało m po22sie wkurzył bo dostał tel że musi rano iść do pracy więc mówi do mnie tak" nie dam Ci spokoju całą noc wypedzimy ją i koniec" myśle se jasne ile razy juz tak było no ale po pół godzinie od wszystkiego pierwszy skurcz póżniej kolejny po10min a ja po każdym musiałąm pójść siusiu myśle sobie fajnie znowu straszaki ale po chwili skurcze już co 6min!!! Mówie do m chyba na serio sie zaczeło więc pochodziłam sobie godzinke w te i we wte do kibelka myśle sobie trzeba jakiś transport załatwiać. Dzwonie do kumpla " nie moge wypiłem " do kumpeli "nie odbiera" myśle super i łzy w oczach, ale m zadzwonił do mojego kuzyna i sie zgodził bez wachania powiedział że jak będe gotowa to mam dryndnąć ufff kamień z serca więć mówie do m że ma wypić kawe i tak za 2 godzinki pojedziemy. Jasne!! po pól godz skurcze były już co3min i coraz bardziej bolesne więć w samochód i heja. Dojeżdzamy do szpitala jest po3 patrze a na dyżurze moja ginka myśle sobie" Dzieki Ci Panie Boże" przebrałąm sie przyjechała położna zabrała mnie do góry podłaczyła mnie pod ktg zrobiła wywiad i poszła za chwile przyszła 2 połóżna i tu moja kolejna radość pani Zosia czyli połóżna o którą sie modliłam:)
Po chwili przyszła moja Pani doktor bada mnie i mówi łe może pół centymetra koło południa pani urodzi myśle sobie masakra co 3min skurcze a to ma tyle trwać?! i mówi do mnie że m ma jechac do domu i przyjechać koło 12 wieć ja już załamka ale na szczęśćie nie miał jak wrócić więć został. Pani Zosia zrobiła mu kawe i śmiała sie że szkoda że nie ma 2 łożka to by sie też położył ja w miedzy czasie dostałam relanium na spanie bo przecież nie spałam całą noc i dolargan przeciwbólowy oczywiście nie spałam a bolało coraz mocniej ale sobie leżałam. Ból miałam coraz mocniejsze ściskałam co chwile m za rece a on mi podawał cichutko wode wycierał czoło moczył usta dzielny był. O 7 Pani Zosia skończyła dyżur i sie pożegnała a ja krzyczałam coraz bardziej na co ona na odchodne stwierdziła że jak mam taką potrzebe to mam krzyczeć bo to pomaga i niczym sie nie przejmowac bo to normalne. Przyszła nowa położna zbadała mnie mówi 3-4 cm więc ja załamana ile to jeszcze potrwa ale przed 8 odpieła mnie od ktg kazała iść pod prysznic i umówiłyśmy sie że wracam o8 wiec ledwo doszłam na to wyrko chwile jeszcze pochodziłam ale stwierdziłam że mi lepiej jak leże no i sie położyłam było 8,15 i zaczeła sie masakra bóle że ja pitole darłam sie w niebogłosy przyszedł 2lekarz i mówi 5cm to jeszcze potrwa i że maja mi podłączyć oxytocyne więc prawie sie pobeczałam i błagałam położną o kolejny zastrzyk przeciwbólowy a ona na to że za wcześnie bo dostałam o 4 ale zadzwoni do mojej ginki więc jak ta usłyszała jak sie dre przed podłaczeniem kroplówki to odrazu kazała dać zastrzyk i przyleciała( bo stwwierdziła że niemożliwe żebym sie tak darła przy 5cm) bada mnie ( oxy leciała od3min a badana byłam 5min wcześniej przez gina 2)a ona wrzask ona rodzi pełne rozwarcie a ja szok!!!! okazało sie że pęcherz mi sam nie pęknie bo jest za mocno naciągniety i tu sie zaczyna jazda "poprosze igłe musze przebić pęcherz bo dziecko już wychodzi" A położna " nie ma są w sterylizacji więc ginka za tel i mówi że potrzebuje natychmiast igły a oni że są w piecu i bęą najwcześniej za godzine "ginka na to za godzine to już bedzie po porodzie " więc biegiem nożyczki nic pęseta troche przecieli a ja wrzeszcze że musze siku położna niechce sie pani siku to dziecko na pęcherz ciśnie a ja że nie że musze siku ona sikaj pani tutaj jak rzeczywiście musisz a ja że nie!!!!! ona zaraz zachce sie pani kupe wiec wrzeszcze że już!!!!! Więc oni biegiem rozłożyli to łożko żebym mogła przeć i na siłe wciągali mnie do góry wyrka bo leżałam w takim rowku bo tam mi było dobrze i zjeżdzałam z wyra czuje skurcz zaparłam sie z wielkim wrzaskiem i poszły wody położna do m za 10min dziecko bedzie na świecie widać głowke niech Pan zobaczy m zerknął i zbladł więc ona szybko do niego że jak nie może patrzec to ma wyjśc ale on został w miedzy czasie zleciało sie 3położne drugi lekarz pediatra salowe i na sali zrobił sie tłok a położna mówi że dziecko będzie w czepku a ja do niej ale nie jest ruda? Położna zdziwiona chwile nie odpowiedziała ale mówi że nie że blondynka po mnie a ja już w miedzy czasie mam powoli skurcz i wrzeszcze a doktorka do m " ale głos to ona ma nie? przerypane ma pan jak sie narazi bo ja z nią nie chciałabym zadrzeć" czuje pary i z całej siły pre m mi trzyma nogi głowe bo jak mi kazali trzymać sobie nogi to myślałąm że ich rozniose i nagle wielka ulga patrze a mała już nademną położyli mi ją na brzuchu i moje 1pytanie dlaczego ona nie płacze? Położne zaraz bedzie płakać odcieły pępowine nie wiem czemu nie dały m chyba był za blady. Wzieli małą 10pkt zdrowa 3270g położyli ją pod lampe a ona jak walneła kupe to aż na głowie miała pediatra sie śmiała że niepotrzebnie ją warzyła bo teraz ma spojojnie 40g mniej pomierzyli ją a ja w szoku leżałam i na nią patrzyłam, m kazali wyjść jak wypchłam łożysko w sumie nawet nie wiem kiedy to nastąpiło i ginka zaczeła mnie zszywac i mówi bardzo mało jest Pani nacięta więc ja sie śmieje ze poprosze równiutki haft a ona w śmiech że mam teraz trzymać dupsko luźno bo będzie krzywo a ja sie wyrywałam zszyli mnie i poszli a ja tak leżałam nadal w szoku m robił foty a ja dryndałąm do wszystkich jak ja byłam szczęśliwa z resztą do teraz jestem:) póżniej przeszłam na sale dostałam małą do siebie i sobie poleżałyśmy m pojechał do domku a ja po godzince już poszłam pod prysznic:)
Ogólnie to mam wpisane tak 1faza ok5godz 2 faza 10min i wiecie co mimo że wrzeszczałam w niebogłosy mogłabym to robić codziennie dla takiego szczęścia, póżniej położne sie smiały że jak ktoś zapyta czy to ja sie tak darłam to mam powiedzieć że ja nie że obok i że jak mnie bedzie gardło jutro bolało to mam im nie mówić hehe a laska ze sali stwierdziła że gdyby ona była w ciąży to po moich wrzaskch wzieła by torbe i zwiała :)Ale każdemu życze takiego błyskawicznego porodu jak mój
 
Postanowiłam też opisać jak to u nas było...będzie co powspominać za jakiś czas:-)
miałam termin na 11 marca, oczywiście liczyłam od dłuższego czasu że mnie ruszy wcześniej ale bez efektu...moja mama już 2 tygodnie mieszkała z nami na wypadek gdyby trzeba było jechać na porodówkę i żeby wtedy zostać z Hanią...dwa dni przed terminem się wyluzowałam i stwierdziłam, że już tej mojej Zośki popędzać nie będę bo i tak zrobi jak zechce:-)
w środę wieczorem 9 marca zasiadłyśmy z mamą przed telewizorem i oglądałyśmy film zatytuowany „ Zanim odejdą wody” bardzo tematyczny:-D taka tam sobie przygodowa komedia – uchichrałam się jak głupia, potem na jedynce jakiś film leciał i wylądowałam w łóżku po godz 1:tak:
Musiałam zasnąć szybko i tak sobie śnię, że sikam, poczułam ciepło i od razu się przebudziłam – sprawdzam i rzeczywiście troszkę mam mokro:tak::szok: wstałam i wychodzę z pokoju na hol i czuje jak mi leci po nogach. Moja mama spała w salonie – wołam ją „mamo” raz drugi trzeci a ona nic w końcu krzyknęłam, przebudziła się i patrzy na mnie z przerażeniem:baffled: Poszłam do łazienki i od razu też dzwoniłam do emka bo był na nocce w pracy...była godz. 2.10. Marcin dosłownie tak jak i za pierwszym razem zareagował „ chyba żartujesz?”:-D. Kazałam mu się zbierać do domu, bo choć bóli nie miałam to też nigdy nie wiadomo kiedy się zaczną, a do szpitala 30 km. Marcin zjawił się w domu po 30 minutach, zjadł jeszcze i wypił herbatkę, ja dopakowałam torbę i latałam zmieniać podpaski, bo co chwilę czułam jak wody powolutku odchodzą. Weszłam jeszcze na forum dać Wam znać co i jak, no i w drogę....mama żegnała mnie ze łzami w oczach bardziej spanikowana niż ja sama:tak:
Jedziemy sobie powolutku, przepisowo, bo mówię nie ma co się tak spieszyć, czym dłużej będę w szpitalu tym więcej osób będzie miało okazję mnie badać... w tle ballady Roxette :-) rozłożyłam się wygodnie na fotelu i po 10 minutach jazdy poczułam pierwszy skurcz – była godz. 3.40...myślę sobie „ aha zaczęło się”. O 4.00 stanęliśmy na parkingu przed szpitalem, już wiedzieliśmy że teraz to nie głównym wejściem trzeba się pchać tylko od izby przyjęć, szpitalnymi korytarzami szliśmy z 10 minut aż dotarliśmy na oddział... Zaspana położna zaczęła spisywać całą papierologię, potem mnie zbadała i jakie było moje zaskoczenie :szok::szok:jak oświadczyła „ rozwarcie na 5 cm, za dwie godziny będzie po wszystkim” stwierdziłam tylko żeby nie była taką optymistką, bo jakoś nie wierzyłam że może tak szybko pójść. Potem lewatywa i ruszyliśmy na porodówkę – pełen full wypas – byłam jedyną rodzącą...dlatego też wywalili nas na łóżko w samym końcu sali porodowej, które można było oddzielić roletami w razie czego, gdyby przyszły inne rodzące. A to tylko dlatego ze było naprzeciwko biurka i personel miał mnie na oku nie ruszając tyłka przy spisywaniu wszystkiego. Byłam troszkę rozczarowana:-(, bo typowy pokój do porodów rodzinnych był wolny, a tam było zupełnie inne łóżko – z możliwością regulacji oparcia, a te na którym ja wylądowałam, było bez tej regulacji i już wiedziałam że finał porodu odbędzie się w pozycji leżącej:wściekła/y:
Przyszły położne, zrobiły ktg, po chwili zjawił się lekarz i też mnie zbadał i już było 6 cm rozwarcia. Potem dostałam piłkę i skakałam, a czym bardziej bolało to skakałam wyżej;-) naprawdę przynosiło mi to ulgę, emek podawał wodę, dbał o moje usta smarując pomadką ochronną i poświęcił swoje przedramię do ściskania w czasie coraz to dłuższych i bolesnych skurczy. Położna tylko zerkała co jakiś czas i przypominała, że jak zacznę czuć parcie to mam dać znać...No i tak po jakimś czasie, zaczęłam czuć coraz bardziej parcie, przybiegły położne, kazały się położyć i się zaczęło...bada mnie mówi że zaraz będziemy rodzić, a mnie boli jak c h o l e r a, czuje że mnie rozrywa cały dół i sobie myślę „ ja nie dam rady” i wiem, że w tym momencie spanikowałam...Babki każą mi się rozluźnić, bo chcą mnie zbadać, a ja po prostu za nic w świecie nie umiałam się zrelaksować... ciekawe czy one by umiały???? Położna spokojnym głosem próbowała mnie uspokoić, kazała położyć się na boku i trzymać zgiętą prawą nogę w górze i nie było to dla mnie proste, bo nie miałam na to siły a w dodatku jak na złość złapał mnie skurcz w biodrze :-(więc z pomocą przyszedł emek, on trzymał nogę, a ja trzymając się metalowego oparcia łóżka oddychałam i parłam, a w przerwach „leciały panienki lekkich obyczajów na k...” i z tego co mówił mi już Marcin po wszystkim były takie 3 skurcze, potem już leżałam na plecach i położna stwierdziła „ teraz rodzimy”. A ja żeby mieć to wszystko za sobą, nabrałam powietrza tyle ile mogłam i zaczęłam przeć – no i Zosia pokazała swoją główkę, a zaraz po tym wyskoczyła cała jak z procy:) pamiętam jak poczułam, że aż mnie nogami posmyrała:) była godz. 6.30...Marcin tylko zerknął i powiedział "dziewczynka" chyba miał jakieś wątpliwości:baffled:, bo ja uznałam to za pewnik:tak: dostałam ją zaraz na pierś, ale nie chciała ssać, po chwili ją wzięli do badania i mierzenia. Niestety popękałam trochę, (na wypisie mam ze pęknięcie 2 stopnia), a położna z zaskoczoną miną stwierdziła „ nie zdążyłam naciąć”:zawstydzona/y:
Potem zaczęło się oczekiwanie na urodzenie łożyska i powtórka z rozrywki, skurcze ustały, żadne wypychanie, gniecenie brzucha itp. nie przynosiło rezultatów, podłączyli kroplówkę i dalej nic:( w końcu lekarz zadzwonił do anestezjologa i miało zakończyć się „ręcznym wydobyciem”... ale nagle poczułam skurcz i przy pomocy lekarza i położnej udało się urodzić łożysko. Po tym mnie jeszcze łyżeczkowali, no i szyli, a ja się trzęsłam jak galareta i nie umiałam tego opanować...po wszystkim dowiedziałam się że trafiłam na lekarza, o którym mówią ze jest najlepszym krawcem na oddziale i chyba mieli rację bo czułam się potem całkiem nieźle...
Podsumowując - drugi poród był dla mnie ekspresowy, bo pierwsza faza trwała 2h50 minut, a druga – tylko 10 minut, ale ból szczególnie przy parciu o wiele gorszy niż za pierwszym razem... może to kwestia pozycji rodzenia...tak czy siak moje dwie księżniczki raczej nie będą mieć braciszka, bo ja już powiedziałam że w razie czego zgadzam się tylko na ADOPCJĘ!!! chyba że los zrobi nam psikusa:-D
 
Ostatnia edycja:
To i ja napisze ale nie będzie tego dużo:) termin miałam na 31 marca a mój synuś zrobił mi spikusa i przyszedł 1 kwietnia:) Już w czwartek wieczorem miałam lekkie bóle takie jakby miesiaczokowe ale jeszcze nie panikowałam bo to mi sie zdarzało wcześniej, dopiero w piatek rano dostałam lekkich skórczy.. oczywiście nie za bardzo wiedziałam czy to już ale pojechalismy. Czekając na przyjęcie nasilały się leżąc już na łóżeczku podpieta do ktg oznajmili mi że to jeszcze nie są skurcze porodowe. Rozwarcie na niecały palec. Kazali mi iśc pod prysznic i albo mi pezejdzie albo się coś ruszy. Po 30 min prysznica rozwarcie na 4-5. Rozmowa z anestezjologiem na temat ewentualnego znieczulenia. Po jakiejś godzinie kolejny prysznic i już nie zdążyłam wziaść znieczulenia bo było rozwarcie na 7-8. troche poskakalam na pilce. Ból niesamowity zwłaszcza popdczas badania ale gdy maluszek się urodził ulga niesamowita :) I tak na świecie pojawil się Jakub 3700 i 55cm . Emek był przy porodzie do samego konca i płakal pożniej jeszcze przez godzinę ze szczęścia:)
 
To i ja wam opisze moja przygode;)
11.03 Wstalam rano ok 8, zadowolona i wyspana bo Julka byla u babci:) zjadlam sniadanko, zadzwonilam do kolezanki ze wsiade w taksowke i przyjade na herbatke, umowilysmy sie na 11 wiec zaczelam sie zbierac.... poszlam siusiu i zauwazylam ze krwawie... zadzwonilam do meza ( powiedzial ze zaraz sie urwie z pracy i przyjedzie), chwile pozniej dzwonilam do szpitala a polozna mowi : "wporzadku, teraz czekaj na regularne skurcze i wtedy przyjedz..." ja zadowolona ze sie zaczyna poszlam dopakowac walizke, wykapac sie, wyprostowalam wlosy, pomalowalam paznokcie..itd. W tym czasie maz wrocil do domku...a ze bylismy w trakcie szukania domu na wynajem to umowli na 15:00 ogladanie kolejnego domku... ja mialam juz lekkie bole wiec na wszelki wypadek wzielam ze soba walizke do samochodu:) wolalam byc przygotowana na wszystko:) Obejzelismy dom i stwierdzilismy ze trzeba szukac dalej wiec wrocilismy do domu, zaczely mi sie bole co 4 minutki wiec zadzowenilam jeszcze raz do szpitala i kazali przyjechac... za jakies 15 minut bylismy na porodowce a tam mowia : " prosze poczekac w poczekalni bo mamy bardzo duzo rodzacych kobiet, za chwilke ktos po was przyjdzie.." ja mialam skurcze juz co 3 minuty i coraz bardziej bolesne a tam nikt nie przychodzil...moj m poszedl zapytac o co chodzi a oni dalej swoje ze jeszcze nie maja czasu...!!!!! Troche sie wkurzylam bo siedzialam tam juz prawie 2 godziny, ale po chwili przyszla polozna i zabrala mnie na sale, a ze to nowy szpital czulam sie tam naprawde komfortowo... az mi sie poleprzylo:) lazienka do wlasnej dyspozycji, telefon, telewizor, radio, stos jakis uspokajajacych plyt, pilki, batoniki, kanapki, woda...az bylam w szoku chociaz przy porodzie z Julka nie narzekalam bo tez nie bylo zle w szpitalu...ale to wszystko juz dlugo nie trwalo bo skurcze sie coraz bardziej rozwinely i o 23:15 urodzilam..... martwilam sie przez caly ten czas ze mi wody nie odeszly, ze cos bedzie nie tak ale jak mi polozna wody przebila to przy nastyepnych 3 skurczach urodzilam:)) Maly zdrowy jak rybka, krzyczal juz chyba w pierwszej sekundzie:) Moj m byl ze mna caly czas dopuki polozne go nie wyrzucily do domku ale nie na dlugo...bo o 7:30 rano byl juz znowu z nami! Do domku wypuscili nas ok 14.00 na nastepny dzien wiec bardzo szybko:):)) Ale tylko z tego powodu ze nie bylam nacieta, peknieta, szyta czy cos w tym rodzaju, no i ze to juz nasze drogie dziecko wiec mielismy juz maly trening przez 3 lata:)
Nawet niewiecie jaka jestem teraz szczesliwa ze mam ich wszystkich przy sobie, nic lepszego nie mozna sobie wymarzyc!!!!!!!!
 
W każdym planie jest element niespodzianki...
U nas wszystko było zaplanowane, przez ostatnie 2 tygodnie wizyty w szpitalu co 2-3 dni i decyzja, ze jesli rozwarcie nie bedzie postepować by trzeba było robić cc wczesniej to rodzimy 23.03. Od 20.03 nasiliły mi się skurcze, ale były nieregularne. 23.03 o 7:00 wyjechalismy do szpitala, 7:30 badanie a o 7:45 po badaniu zaczęły saczyć sie wody. Podłączono mnie do KTG i... zabrakło prądu. Dostałam antybiotyk dożylnie (3x co 1h) i spokojnie sobie czekałam. O 10:40 wzięto mnie na salę, znieczuliła mnie cudowna pani anestezjolog, atmosfera była miła i rodzinna bo z moja dr znam sie 10 lat, moja piżama zdradziła mój zawód, więc z panią anastezjolog i drugim operatorem gawędziłam sobie o kotach i psach, aż do momentu otwarcia macicy, gdy nagle zapadła cisza (przypomnę, że miałam planowe cc ze wskazań okulistycznych). Pytam co się stało? W odpowiedzi usłyszałam, jesteś lekarzem to ci powiem - pępowina jest przełożona przed główką tzw. przodowanie pępowiny - gdybyś rodziła sn pępowina wypadłaby podczas pełnego rozwarcia co jest bezwzględnym wskazaniem do cc. Taka pępowina w wielu przypadkach ulega w takiej sytuacji przerwaniu. Jest to stan bezpośredniego zagrożenia życia dziecka. Potem już było wg planu. Cudowna opieka na sali pooperacyjnej, świetna rehabilitantka, która "uruchamiała" mnie po cc, środki p/bólowe do woli (w razie potrzeby) i na 4 dobe do domku, bez komplikacji:)
Ktoś czuwał na tym, bym miała cc...
 
Ostatnia edycja:
reklama
Pablo śpi więc i ja swoje wypociny zamieszczę;-):tak:.
Po ponad tygodniowym pobycie na ginekologii( u nas patologii ciąży nie ma:no:) i piątkowym stwierdzeniu gina ze poczekamy do wtorku bo teraz to za bardzo siłowy byłby poród, we wtorek dostałam prostaglandyny. Co 2 godziny miałam masaż szyjki, skurcze zanikły ale nasiliły się bóle z brzucha i wieczorem poszłam na położnictwo. Położna z nocnej zmiany stwierdziła, że rozwarcie malutkie, ktg nic nie wskazywało i mam iść spać. Ok. 6-ej rano zawołała na badanie i znowu pod ktg, bóle nadal skurczy - 0 i powiedziała żebym do domu na 2-3 dni poszła, chleba napiekła i wróciła z chlebem:tak::-D. Dyżurny gin z nocki że za duże:sorry: rozwarcie - 4 cm i strach mnie wypuszczać i dziś kroplówkę z oxy podłączą -OK spoko. Przyszedł mój gin(miał nockę na ginekologii) i stwierdził, że jutro dostanę oxy:confused2:.Przyszła dzienna zmiana, obchód, badanie - kroplówka jutro albo pojutrze, bo rozwarcie faktycznie jest ale szyjka się nie skraca:no: - skurcze nadal zerowe, szyjka przy kości krzyżowej. Przyszła szwagierka, poryczałam się, bo każdy co innego mówił i zgłupiałam całkowicie. Trochę pomogło bo rozwarcie poszło na 5cm.:tak:Położna masowała co 2 godziny i nadal nic.Przyszła nocna zmiana - babeczki rewelacyjne, super atmosfera, jak się okazało to właśnie ONE nie mogły się mnie na porodówce doczekać;-);-):tak::-D. Na Dzień Dobry - dostałam czopek Bisacodyl, przegnało mnie trochę, pod ktg - skurcze zerowe, szyjka nadal długa i daleko. Po 21-ej poszłam pod prysznic - może pomoże - nadal nic. Kazały iść spać, położyłam się o 21:40, śpię a tu mnie co 15 minut wybudza ostry ból, w końcu o 23-ej zarwało mnie z łóżka i telepie mnie z zimna, zębami szczękam, wyszłam na wpół zgięta na korytarz, musiałam okropnie wyglądać, bo laska mnie zobaczyła i od razu po położną poleciała. Po drodze na trakt porodowy zaliczyłam kibelek. Badanie z masażem, odeszły wody o 23:25, 3 minuty później telefon do M z info, że zaraz urodzę. Poczłapałam na porodówkę - losie dopiero skurcze przyszły i zginało mnie w pół. Między skurczami doszłam do dyżurki i poprosiłam o znieczulenie podczas ewentualnego zszywania już "po". Przyszła położna i kazała wchodzić na fotel porodowy, poprzeć trochę, położyć się na boku z nogą w górze - dostałam zastrzyk - oczywiście z ciekawości musiałam wypytać się po co on - na zmiękczenie szyjki. Patrzę na zegar na ścianie, liczę skurcze i śmiechem żartem do położnej że do 5 po północy urodzę. Przyleciały jeszcze 2 położne, pielęgniarki z noworodków i gin(chodziłam do niego z poprzednimi ciążami i "trafić" na niego podczas porodu nie mogłam a jak teraz zmieniłam to proszę - napatoczył się). 2 parte i Pablo wyskoczył o 0:05, jeszcze widziałam jak pępowiną jest owinięty,położyły mi na brzuchu, odcięły pępowinę i do cyca przystawiły ale nie miał siły ssać i zabrały się za zszywanie oczywiście ze znieczuleniem. Gin potrzebny był po to żeby podać mi butelkę z wodą do picia bo od głębokiego oddychania w gardle mi zaschło. Przywieziono moje łóżko z sali, odstawiono na obserwację i Pablo przez 1:20 cycował ładnie. O 1:25 telefon do M. Najlepszy numer był rano przed obchodem, laski chodzą po korytarzu, ja siedzĘ na łóżku, nogami macham a te z tekstem JESZCZE NIE URODZIŁAŚ, BO CICHO W NOCY BYŁO:-D:-D?
 
Do góry