reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Mój poród - jak było?

Ewan dziekujemy za opis mam nadzieję że nam wszystkim bedzie dany taki poród
"po luidzku" fajnie jest miec juz maluszka przy sobie
 
reklama
dziewczynki-naprawdę życze Wam takiego porodu, jeśli możecie weźcie znieczulenie! żaden kręgosłu nie boli, nie bolała głowa i szycie bezbolesne, polecam z całego serca.
teraz zostaje uczyć się być mamą, chociaz na razie malutki na szczęście tylko je i śpi.
 
hehe Ewan mam dziś 17 dni do terminu ....:-) ale u mnie i tak sie nic nie wydarzy ginka ostudziła skutecznie mój zapał jak powiedziała ze urodze w terminie takze sie uspokoilam i sobie spokojnie czekam i nie wzruszaja mnie zadne bóle brzucha:-))) Poza tym mam ogromny brzuch piłka taka wielka wystaje...
 
wiecie co, z jednej strony zaskoczenie poród przed terminem, ale z drugiej-dopadło znienacka, a teraz 7 dni po porodzie juz prawie normalnie funkcjonuję, poza piekącym kroczem, jutro zdejmuje szwy, te które sie ewentualnie nie rozpuściły-zewnętrzne i tak ogólnie bedzie przegląd podwozia.
trzymajcie sie kobitki! wszystko idzie przeżyć
 
Ewan tylko pozazdrościć akuracik udało Ci się przed tymi największymi upałami a my bidulki bedziemy się męczyły no chyba że za momencik następna się rozdwoi :)



 
NO FAKTYCZNIE-WSÓŁCZUJĘ BIDULKI, JA JUZ MOGŁAM CHODZIC NA GOLASKA W DOMU JAK BYŁY TE UPAŁY I MALUTKIEMU TEŻ BYŁO CIEPŁO
 
DAMY RADE WYTRZYMAMY NAWET TE UPAŁY W ZIME BYŁO NAM ZIMNO WYGRZAŁYSMY SIE TO TERAZ Z TEGO TE POCIECHY BEDZIEMY MIAŁY ;D ;D ;D
 
reklama
Chciałabym opisać najpiękniejszy i najbardziej niesamowity dzień mojego życia: narodziny mojego synusia :)
W piątek od południa,tak jak wam pisałam,zaczęły mnie łapać skurcze,nie bardzo bolesne ale raczej nieprzyjemne i trwały ok 20 sekund z częstotliwością co 15 - 20 minut. Powiedziałam o tym mężowi,ale on mowił,że to napewno jeszcze nie to,chyba nie mógł uwierzyć,bo wieczorem pojechał jeszcze do Warszawy zawieźć ciotke na dworzec i miał wrócić po północy... Obiecalismy dzwonić do siebie jak najczęściej i jakby co to mam ściaskać nogi i poczekać na niego ;) Ale skurcze nie mijały...może się nie nasiliły zbytnio ale były regularnie co 10 - 15 minut...postanowiłam obejrzeć film na DVD...nie mogłam się skupić i juz powaznie się zdenerwowałam,coraz bardziej bolało... Poszłam się wykąpać i postanowiłam położyć i poczekać na Darka...jak przyjechał,to już było ciężko ze mną...A on ledwo żył,taki był zmęczony biedaczek...Nie dałam mu usnąć i leżeliśmy na łózku i co jakis czas zwijałam się na 30 sekund więc zaczęliśmy liczyć odstępy. Postanowiłam zadzwonić na porodówkę i zapytać,czy mam juz przyjechać,skurcze były już co 5 minut...oczywiście ani śladu odejścia wód ::) połozna powiedziała,ze możemy się zbierać....była 2 w nocy...dopakowałam torbę i jeszcze Darek pomógł mi umyć włosy i sama je jeszcze wysuszyłam i umodelowałam trochę,no przecież nie mogłam jechać jak ostatnia sierota ;D W drodze musieliśmy przystawać bo na dołkach skurcze dawały w kość...Na oddziale spokój,mila połozna zaczęła wywiad i trzeba było podpisać milion papierów ::) zaraz przyszedł lekarz i mnie zbadał,rozwarcie na opuszek palca!!!!!!! Dali mi koszulę ledwo za tyłek a jak powiedziałam,że mam swoją to stwierdzili,że nie warto niszczyć...chąc nie chcąc wzięłam poszlismy na salę porodową i tam sie przebrałam.Lekarz stwierdził,że to potrwa,ale 1 -go urodzę :) Kazałam jechać mężowi sie przespać bo podczas rejestracji normalnie usnął na krzesełku ;) Podłączyli mnie pod KTG...Leżalam na boku i bolało jak cholercia,a połozna spała sobie za drzwiami ::) Co jakis czas sprawdzała czynnosć,podobno skurcze nie były takie silne,dochodziły do 90,tyle pamietam z ekraniku ;) Lezałam tak chyba z godzinę...potem już troche sobie chodziłam po sali i na skurcz łapałam za oparcia od fotela i przykucałam,lezeć za nic nie mogłam i nie chciałam! O 5.30 chciałam zadzwonić do mamy ale nie byłam w stanie z nią rozmawiać...przyszła połozna i mnie zbadała i wyszło,że przez te 3 godziny rozwarcie mam juz na 6 cm!!!! Szybko zadzwoniłam do Darka,żeby przyjeżdzał,bo bałam się,że nie zdąży ;) A wody jak nie odeszły,tak nie odeszły ::) Zmiana połoznych,na szczęscie przyszła fajna babeczka i dała mi piłke do skakania,która prawie do końca okazała się moją najlepszą przyjaciólką :) Daruś ledwo żywy po 2 godzinach snu starał sie mi dzielnie pomagać,masował plecy-miałam bóle krzyżowe :( Bolało coraz bardziej...skurczyki co 2-3 minutki,coraz dłuższe,zaczęłam się drzeć,że chcę znieczulenie,ale już było za poźno...Jęczałam coraz bardziej...w końcu mój mąż nie wytrzymał i sie popłakał,nie mógł patrzeć na to wszystko...Połozna non stop mnie nakłaniała do oddychania i powiem wam,ze to niesamowicie ważne choć tak ciężko sie zebrać i wytrzymać...W końcu poszłam do wanny i powiem szczerze,że była to ogromna ulga...nawet między skurczami sobie przysypiałam...ciepła woda rozluźniała ale było coraz bardziej hardcorowo ;) W końcu Darek zadzwonił do mojego gina,żeby komus powiedział z dyżuru,ze chcę coś przeciwbólowego albo znieczulenie,ze juz nie daje rady sama...no i jak przyszedł lekarz to zamiast tego postanowił,że W KOŃCU przebije mi pęcherz płodowy...poczułam ciepło i...coraz mocniejszy ból >:D Zaraz miałam 9 cm i wlazlam na fotel,połozyłam sie na boczku i dostałam oksy w kroplówce.Polożna kazała przeć,fajnie mi na tym boczku sie lezało,czułam,że bez lewatywki idą krasnoludki ale miałam to gdzieś,najważniesze było to uczucie parcia,że teraz juz musze się postarać i wziąć w garść,a nie straszyć inne pacjentki swoimi wrzaskami ;) bo doszło do tego że skacząc wczesniej na piłce juz nie mówiłam tylko pokazywałam palcem na drzwi sali operacyjnej do cesarek i marzyłam o cięciu :laugh: Podobno dobrze mi szło parcie,połozna i Darek mnie dopingowali,mówiła,że widać czarny łepek,mąż głaskał po włosach i szeptał miłe słowa...za chwilkę przekręciłam się na plecy,a za 5 minut poczułam lekkie szczypanie,2 parcia i cieplutka kluseczka juz leżała na moim brzuchu ;) Nic sie nie liczyło,tylko dziecko!Po bólu śladu nie było! Przytuliłam synka,pocałowałam,Darek odciął pepowinkę,zrobili nam fotkę i zabrali za chwilkę małego na pomiary...dostał 8 pkt Apgar,bo był owinięty pępowiną i miał zasinioną skórkę i słabsze odruchy ale po jakimś czasie wszystko doszło do normy :) Po prostu zmęczył sie porodem. Rodzenie łozyska to moment,szycie pestka bo juz nie myslisz o niczym tylko o tym malutkim czlowieczku którego gdzies tam zabrali...miałam tak dobry humor,zartowałam z połozną i lekarką która mnie szyła,Darek poszedł dzwonic i oznajmiac dobrą nowinę :) lezałam na porodówce zamiast 2 godziny to ze 4 bo nie było wolnych łózek na poporodowym.Ale miałam czas zeby podzwonić,zjeść pizzę i popić colą ;) i troszke pospać. Dopiero wypisali 3 pacjentki i zawieźli mnie na łożeczku windą na górę,z kwiatami które dostałam od szwagra i swoimi tobołkami (miała mega torbę plus 2 małe dla dziecka ::) :-[ ;D ) Dopiero ok 15 przywieźli Oliwierka i od razu zaczęłam go karmić...tak zaczęła sie najwieksza przygoda mojego życia- MACIERZYŃSTWO,najpiękniejsza rzecz jaka może przytrafic sie kobiecie...warte jest to każdego bólu,byle ta kruszynka była juz przy mnie,taka malutka i bezbronna,najpiekniejsza na swiecie! Mój poród lekki może nie był, ale tez nie bylo tak strasznie jak sobie wyobrazałam i niepotrzebny był cały ten strach w ciązy...Teraz czuje sie spełniona :)
 
Do góry