Dziewczyny, ja tylko na chwilkę, żeby Wam powiedzieć, co sie stało...
Po konsultacji z ginekologiem (telefonicznej) pojechałam do szpitala, żeby mi zrobili USG. Potwierdzili ciążę, powiedzieli, że nie ma żadnych oznak, że coś się złego dzieje poza delikatnym plamieniem, ale ponieważ mam małe dziecko, nie ma szansy, żebym odpoczęła w domu, więc kładą mnie na obserwacji. Dostałam zastrzyk, leki i o 6 wieczorem we wtorek wylądowałam na oddziale. W środę mimo leków zaczęłam krwawić, a wieczorem, poroniłam... 5 tydzień... Po obserwacji w czwartek rano wypuścili mnie do domu. Teraz siedzę w pracy, bo nie jestem w stanie wytrzymać w domu. Muszę się czymś zająć, bo zwariuję...
I Was też proszę - potraktujcie tego posta czysto informacyjnie, nie odpisujcie nic na niego, udawajmy, że nic się nie stało i w ciąży w ogóle nie byłam. Inaczej będę płakać całe dnie czytając Wasze posty...