reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Negocjacja podwyżki po macierzyńskim

Tego Wam życzę! Ale nigdy nie wiadomo. U nas od pójścia do żłobka chorowanie przez pierwsze 4 miesiące non stop, potem szpital z zapaleniem ucha i od tamtej pory nic, wprowadziłam laktoferynę, teraz podaję tylko tran i witaminę D3. Poszedł do przedszkola, pełna frekwencja, dziecko nie choruje :) Tak też może być :)
Pewnie Twoj maluch wychorował przez pierwsze 4 miesiące wszystko co mógł, no i zakończył widowiskowo pobytem w szpitalu. Teraz ma już z głowy 😅
 
reklama
Hej, Dziewczyny. Potrzebuję porady poniekąd zawodowej ;) i pomyślałam, że znajdę tu osoby, które były w mojej sytuacji. Niedługo mój synek skończy roczek i postanowiliśmy, że pójdzie do żłobka, a ja wrócę do pracy. Chciałabym w związku z tym spróbować wywalczyć podwyżkę w robocie. Może to głupie, ale zastanawiam się, czy takie podwyżki są w ogóle przyjęte jako coś normalnego? No bo z jednej strony moja pensja przez rok stała w miejscu mimo inflacji, a z drugiej z umiejętnościami też stałam w miejscu, a nawet trochę się odmóżdżałam przez ciągłe myślenie tylko o kupkach i zupkach. Czuję, że wiele rzeczy będę sobie musiała "odświeżyć". Jak to było u Was?
Ciekawy temat, w sumie jestem w podobnej sytuacji, więc podłączam się. Ja wróciłam do pracy zaraz po macierzyńskim, ale tylko dlatego, że obiecali mi zdalną, syn skończył niedawno rok, ja sobie dłubie na komputrze i nikt na mnie nie narzeka, że za mało i źle, no ale w kwestii podwyżek, to od stycznia wraz z zapowiedzią ministra najbiedniejszego zwykle resortu, czyli kultury, pracownicy tegoż sektora otrzymali zapewnienie o 20 % podwyżkach do pensji. Oczywiście on daje dotację, ale podział to już w każdej instytucji pańswowej-narodowej ustala główny kołchoźnik, czyli dyrektor. No i tak jakby dostałam podwyżkę, tylko, że 8 %. I do tego gratulacje od kierownika, że to za zasługi moje wielkie i zrób się na bóstwo za te miliony monet. No i też mam zgryzy, czy będąc na zdalnej i mając zapewnienie, że mogę na niej być "aż odchowam", lepiej zamknąć dziób i cieszyć się, że nie muszę dawać Gluta do żłobka i zdzierżyć tę mało, delikatnie mówiąc, satysfakcjonującą podwyżkę, czy jednak jakoś nie fiknąć i powiedzieć, że nie o take polske walczyłam.
Mimo dziecka wyrabiam te same normy co moi koledzy na miejscu, no ale nie ma mnie na posterunku, więc też znikam z radaru i jestem ostatnia do jakichkolwiek awansów podwyżek itd.
Moja konkluzja jest raczej smutna. Decydując się na dziecko chyba większość matek się musi liczyć z tym, że w pracy już ma się ten status mniej atrakcyjnego pracownika, niż np. bezdzietny z psem. Oczywiście mojej decyzji o macierzyństwie to by nie zmieniło, ale chyba miałam bardziej optymistyczny obraz, tego jak to będzie wyglądało
 
Ciekawy temat, w sumie jestem w podobnej sytuacji, więc podłączam się. Ja wróciłam do pracy zaraz po macierzyńskim, ale tylko dlatego, że obiecali mi zdalną, syn skończył niedawno rok, ja sobie dłubie na komputrze i nikt na mnie nie narzeka, że za mało i źle, no ale w kwestii podwyżek, to od stycznia wraz z zapowiedzią ministra najbiedniejszego zwykle resortu, czyli kultury, pracownicy tegoż sektora otrzymali zapewnienie o 20 % podwyżkach do pensji. Oczywiście on daje dotację, ale podział to już w każdej instytucji pańswowej-narodowej ustala główny kołchoźnik, czyli dyrektor. No i tak jakby dostałam podwyżkę, tylko, że 8 %. I do tego gratulacje od kierownika, że to za zasługi moje wielkie i zrób się na bóstwo za te miliony monet. No i też mam zgryzy, czy będąc na zdalnej i mając zapewnienie, że mogę na niej być "aż odchowam", lepiej zamknąć dziób i cieszyć się, że nie muszę dawać Gluta do żłobka i zdzierżyć tę mało, delikatnie mówiąc, satysfakcjonującą podwyżkę, czy jednak jakoś nie fiknąć i powiedzieć, że nie o take polske walczyłam.
Mimo dziecka wyrabiam te same normy co moi koledzy na miejscu, no ale nie ma mnie na posterunku, więc też znikam z radaru i jestem ostatnia do jakichkolwiek awansów podwyżek itd.
Moja konkluzja jest raczej smutna. Decydując się na dziecko chyba większość matek się musi liczyć z tym, że w pracy już ma się ten status mniej atrakcyjnego pracownika, niż np. bezdzietny z psem. Oczywiście mojej decyzji o macierzyństwie to by nie zmieniło, ale chyba miałam bardziej optymistyczny obraz, tego jak to będzie wyglądało
O kurczę, czyli od powrotu z macierzyńskiego pracujesz i jednocześnie opiekujesz się dzieckiem w domu? U mnie to odpada, ani moja praca ani dziecko mi na to nie pozwolą :D pomijając awaryjne sytuacje jak nagła choroba. Zgadzam się z tym, co napisałaś, że trzeba przyjąć macierzyństwo "z dobrodziejstwem inwentarza".
 
O kurczę, czyli od powrotu z macierzyńskiego pracujesz i jednocześnie opiekujesz się dzieckiem w domu? U mnie to odpada, ani moja praca ani dziecko mi na to nie pozwolą :D pomijając awaryjne sytuacje jak nagła choroba. Zgadzam się z tym, co napisałaś, że trzeba przyjąć macierzyństwo "z dobrodziejstwem inwentarza".
Pracuje w zasranej budżetówce, więc jakoś się to spina, myślę, że w komercyjnej firmie z napiętym grafikiem i realnymi pieniędzmi do zarobienia przez firmę, to bym pewnie rady nie dała zwłaszcza, że mam typowego hajnida. A tak, jakoś się kręci, ale wynagrodzenie można rzec, adekwatne do pracy na niższych obrotach. Ale za to ku chwale ojczyzny, he he.
Moje dziecko pozwala na prace tylko wtedy gdy już zlegnie zmęczone, więc pracę zawodową robię w godzinach nocnych - tryb mam zadaniowy, więc na szczęście nikt mi tego nie pilnuje.
Z drugiej strony tak sobie myślę, że jak jestem na zdalnej to nawet jak ja, czy Mały jesteśmy chorzy to nie biorę L4, więc jakieś profity i mój pracodawca ze mnie ma, za prąd itd też mi nie zwraca, bo nie jestem oficjalnie na zdalnej, tylko właśnie na zadaniowym. Ale właśnie przez to, że przecież z małym dzieckiem teraz pracy nie zmienię, to myślę, że będą mnie trzymać w takim "przedsionku". Czyli: rób sobie, masz te zdalną, ale na awans/fajne projekty/większy pieniądz nie licz. No i, jak już tu dziewczyny wyżej pisały, faktycznie jako młoda matka nie jestem pracownikiem miesiąca w obecnej chwili, więc pyszczenie jest nie na miejscu.
Z drugiej strony znam masę mało produktywnych facetów pracowników, którzy nie mają takich skrupułów i zawsze się umieją upomnieć o podwyżkę, nawet jak trudno powiedzieć, co oni właściwie zrobili od kilku miesięcy. Mam wrażenie, że kobietom jakoś trudniej przychodzi zawalczyć o siebie w takich sytuacjach
 
Pewnie Twoj maluch wychorował przez pierwsze 4 miesiące wszystko co mógł, no i zakończył widowiskowo pobytem w szpitalu. Teraz ma już z głowy 😅
Może tak być, nie będę się sprzeczać haha 🤣🙈 Ale w przedszkolu same nowości - ospa (tu na szczęście zaszczepiony), bostonka, adenowirus, RSV. Na koniec roku przed świętami był jednym z 4 dzieci w grupie, które się ostały bez zarażenia 😅
 
O kurczę, czyli od powrotu z macierzyńskiego pracujesz i jednocześnie opiekujesz się dzieckiem w domu? U mnie to odpada, ani moja praca ani dziecko mi na to nie pozwolą :D pomijając awaryjne sytuacje jak nagła choroba. Zgadzam się z tym, co napisałaś, że trzeba przyjąć macierzyństwo "z dobrodziejstwem inwentarza".
U mnie też by to nie przeszło, nie ma szans... Zależy też od dnia, coś bym mogła zrobić później itp. no ale to bardziej na zasadzie zostać chwilę z dzieckiem a nie na całe 8 godzin.

Wkurzają mnie teksty niektórych"może sobie załatwisz pracę zdalną". Jakby to się równało z tym, że się siedzi w domu. Rozumiem jeszcze jak ludzie w niektórych firmach mają dyżury na słuchawce jakby w razie czego ktoś zadzwonił, ale raczej nie dzwoni np. w weekend. A tak standardowa praca w domu odpada pomijając awaryjne sytuację.
 
Z drugiej strony znam masę mało produktywnych facetów pracowników, którzy nie mają takich skrupułów i zawsze się umieją upomnieć o podwyżkę, nawet jak trudno powiedzieć, co oni właściwie zrobili od kilku miesięcy. Mam wrażenie, że kobietom jakoś trudniej przychodzi zawalczyć o siebie w takich sytuacjach
Same sobie to robimy. Nawet tu były głosy, ze po macierzyńskim nie można prosić o podwyżkę tylko trzeba sobie "zasłużyć". Szkoda tylko, że powiedzmy przez półtora roku place wzrosły, a kobieta która wraca do pracy ma umiejętności i kompetencje potrzebne w firmie i często wyższe niż jej współpracownicy a jej powrót jest wyczekiwany. No sorki, ale jak my same się biczujemy za to, że poszłyśmy macierzyński to czego się spodziewać od pracodawcy i współpracowników? Ja się nie za bardzo zgadzam z takim podejsciem. Nie lubię ludzi roszczeniowych, ale też trzeba znać swoją wartość.
 
Same sobie to robimy. Nawet tu były głosy, ze po macierzyńskim nie można prosić o podwyżkę tylko trzeba sobie "zasłużyć". Szkoda tylko, że powiedzmy przez półtora roku place wzrosły, a kobieta która wraca do pracy ma umiejętności i kompetencje potrzebne w firmie i często wyższe niż jej współpracownicy a jej powrót jest wyczekiwany. No sorki, ale jak my same się biczujemy za to, że poszłyśmy macierzyński to czego się spodziewać od pracodawcy i współpracowników? Ja się nie za bardzo zgadzam z takim podejsciem. Nie lubię ludzi roszczeniowych, ale też trzeba znać swoją wartość.
No to można pytać i zobaczyć co będzie. Zgadzam się że nie ma co się biczować że powinnyśmy być pewne siebie. Aczkolwiek sama jestem mamą pracująca długo w jednym miejsce, i w tym czasie urodziła się trójka moich dzieci. I wielokrotnie słyszałam/ byłam świadkiem sytuacji gdy przełożeni mieli wielką zagwozdke z tym : ,,no i co teraz zrobimy z tą która wraca z macierzyńskiego..?" To był zawsze problem bo znikasz nagle na rok lub więcej ktoś Cię zastępuje i załóżmy radzi sobie i wszyscy się już do tego przyzwyczajają 😏A mama z małymi dziećmi nie jest tak dyspozycyjna,często po pierwszej ciąży idzie na kolejne zwolnienie etc. Sama miałam różne przeboje i dopiero niecałe dwa lata temu (bliźniaczki mają 4lata) stanęłam na nogi awansowałam mam lepsze zarobki lepsze warunki pracy etc. I naturalnie, te ,,problemy" opisuje z perspektywy pracodawcy i innych pracowników. Jakby jestem w stanie sobie wyobrazić jak to wygląda z boku. Ale oczywiście powtarzam jeśli komuś się udaje wszystko zaraz po macierzyńskim no to tylko gratulować cieszę się :)
 
Wiecie co, chyba wrócę i wybadam przez pierwsze miesiące jak to będzie wyglądało logistycznie. Ktoś wyżej pisał, że znalazł lepszą ofertę żeby mieć lepszą pozycję w negocjacjach. Kusi mnie ta opcja, ale tak sobie myślę, co jeśli stwierdzą, że z ulgą się mnie pozbędą i faktycznie będę zaczynała w nowym miejscu? :D Bardzo bym tego nie chciała, no bo tu już się znamy, mogę się dogadać i nadrabiać w razie chorób wieczorami i tak dalej. A w nowym nowej pracy pewnie będzie 9-17, bo trzeba się uczyć od innych, poznać procesy...
 
reklama
No to można pytać i zobaczyć co będzie. Zgadzam się że nie ma co się biczować że powinnyśmy być pewne siebie. Aczkolwiek sama jestem mamą pracująca długo w jednym miejsce, i w tym czasie urodziła się trójka moich dzieci. I wielokrotnie słyszałam/ byłam świadkiem sytuacji gdy przełożeni mieli wielką zagwozdke z tym : ,,no i co teraz zrobimy z tą która wraca z macierzyńskiego..?" To był zawsze problem bo znikasz nagle na rok lub więcej ktoś Cię zastępuje i załóżmy radzi sobie i wszyscy się już do tego przyzwyczajają 😏A mama z małymi dziećmi nie jest tak dyspozycyjna,często po pierwszej ciąży idzie na kolejne zwolnienie etc. Sama miałam różne przeboje i dopiero niecałe dwa lata temu (bliźniaczki mają 4lata) stanęłam na nogi awansowałam mam lepsze zarobki lepsze warunki pracy etc. I naturalnie, te ,,problemy" opisuje z perspektywy pracodawcy i innych pracowników. Jakby jestem w stanie sobie wyobrazić jak to wygląda z boku. Ale oczywiście powtarzam jeśli komuś się udaje wszystko zaraz po macierzyńskim no to tylko gratulować cieszę się :)
Rozumiem takie podejście i też się wcale nie dziwię. Ja widziałam różne rzeczy w życiu i kwasy po macierzyńskim, i ulgę po powrocie danej pracownicy, bo nikt sobie nie radził na danym stanowisku jak ona. Dlatego mówię, że autorka sama najlepiej zna pracodawcę i swoją pozycję w firmie. Mi się też niedługo kończy macierzyński, w tym miesiącu, ale mam bardzo duzo zaległego urlopu więc wrócę dopiero przed majówką. Jasne, że się stresuje. Tylko mam kontakt z firmą, mniej wiecej już wiem, co planują na mój powrót itp.

Dziwi mnie tylko podejście, że nawet lepiej nie negocjować, bo co? Bo głowę urwą? Bo sie powinno po stopach całować, że nas przyjęli z powrotem? Trzeba mieć szacunek i do siebie, i do pracodawcy.

Wiecie co, chyba wrócę i wybadam przez pierwsze miesiące jak to będzie wyglądało logistycznie. Ktoś wyżej pisał, że znalazł lepszą ofertę żeby mieć lepszą pozycję w negocjacjach. Kusi mnie ta opcja, ale tak sobie myślę, co jeśli stwierdzą, że z ulgą się mnie pozbędą i faktycznie będę zaczynała w nowym miejscu? :D Bardzo bym tego nie chciała, no bo tu już się znamy, mogę się dogadać i nadrabiać w razie chorób wieczorami i tak dalej. A w nowym nowej pracy pewnie będzie 9-17, bo trzeba się uczyć od innych, poznać procesy...

Edit: to też jakaś opcja.
 
Do góry