reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Niepłodość i... reszta świata.

Madame JS

Fanka BB :)
Dołączył(a)
9 Luty 2022
Postów
18 353
Cześć!
Pytanie: czy i komu w swoim otoczeniu mówicie, że leczycie się na niepłodność?
Ja szczerze mówiąc nie opowiadam o tym prawie nikomu, oprócz znajomych, którzy przeszli przez to samo.
Wiem, że wiele osób - zapewne nieświadomie - powiedziałoby coś, czego nie chciałabym usłyszeć. Np. wypytywałoby co miesiąc o rezultaty i okazywało współczucie... Sama wiem, że póki nie jest się w temacie, naprawdę trudno zrozumieć, jak to jest...
Wokół mnie panuje moda na informowanie swojego pracodawcy, ponieważ przysługują specjalne dni wolne na każdy z zabiegów. Ja staram się zamieniać w pracy z koleżankami, nikomu się nie tłumaczę...
Nie wie o niczym rodzina mojego męża, bo teściowa zrozumiałaby jedynie, że jej pierwsza synowa (tzn.ja), w przeciwieństwie do drugiej, ma ze sobą jakiś poważny problem i należy jej współczuć (moja szwagierka w czerwcu za żadne skarby nie chciała mieć dzieci, w lipcu zmieniła zdanie, odstawiła tabletki, wypaliła ostatniego papierosa i pyk! - była w ciąży, optymistycznie ogłaszając tę wieść jako oficjalną tydzień po zrobieniu testu... I oczywiście wszystko potoczyło się idealnie).
Nie wie o niczym także... moja własna mama. Z przyczyn bliżej mi nieznanych ciągle powtarza : "Macie siebie, po co wam dziecko?".
Problem jest taki, że za kilka dni muszę zacząć stymulację przed drugą inseminacją, i akurat wtedy będę przez cały tydzień u mamy. Raczej nie uniknę więc tematu. Niestety.
A jak jest w Waszym otoczeniu?
 
reklama
U mnie mało kto ma taki problem jak my.
Niestety wiele osób, które maja dziecko przestało się z nami spotykać i się do nas odzywać bo my dziecka nie mamy, a to jest jedyny temat do rozmów ;)
Wiedza rodzice i teście i najbliższe mi osoby spoza rodziny. Fakt jest taki, ze o tym mało się mówi społecznie i ja czuje się bardzo samotna w tym wszystkim.
 
Ja mówię otwarcie. Nie wiem w sumie czy to dobrze, czy źle, ale nie uważam, żebym musiała ukrywać się. Niepłodność to choroba jak każda inna. Na teksty typu "musicie wyluzować" jestem uczulona, ale staram się być spokojna :D
Z tym, ze ja też (z reguły) mam dystans do tego wszystkiego. I jak ktoś zachodzi w ciąże z mojego otoczenia to nie płączę później w domu. Może to kwestia tego, że nie mam problemu o tym mówić. Nie mam pojęcia.
Każdy powinien robić jak czuje. Jeśli nie chcesz o tym mówić, nie musisz. Nie musisz odpowiadać na żadne pytania. Trzymaj się <3
 
Tutaj na pewno nie jesteś z tym sama :-)
Co do niektórych znajomych (którzy mają dzieci "naturalnie") - to rzeczywiście prawda, wielu naszych nie tyle przestało się z nami spotykać, ile wyraźnie wolą przebywać z tymi, którzy dzieci mają. Najgorzej jest z odwiedzaniem nas - bo przecież u wszystkich pozostałych wszystko jest: zabawki, krzesełka, łóżeczka... a do nas trzeba by to wszystko przywieźć...
Fakt, że wokół nas temat leczenia niepłodności jest dość naturalnie obecny, ale raczej wśród ludzi w naszym wieku. Starsze pokolenie nie do końca rozumie temat...
U mnie mało kto ma taki problem jak my.
Niestety wiele osób, które maja dziecko przestało się z nami spotykać i się do nas odzywać bo my dziecka nie mamy, a to jest jedyny temat do rozmów ;)
Wiedza rodzice i teście i najbliższe mi osoby spoza rodziny. Fakt jest taki, ze o tym mało się mówi społecznie i ja czuje się bardzo samotna w tym wszystkim.
 
Ja mówię otwarcie. Nie wiem w sumie czy to dobrze, czy źle, ale nie uważam, żebym musiała ukrywać się. Niepłodność to choroba jak każda inna. Na teksty typu "musicie wyluzować" jestem uczulona, ale staram się być spokojna :D
Z tym, ze ja też (z reguły) mam dystans do tego wszystkiego. I jak ktoś zachodzi w ciąże z mojego otoczenia to nie płączę później w domu. Może to kwestia tego, że nie mam problemu o tym mówić. Nie mam pojęcia.
Każdy powinien robić jak czuje. Jeśli nie chcesz o tym mówić, nie musisz. Nie musisz odpowiadać na żadne pytania. Trzymaj się <3
Dzięki!
Może rzeczywiście brakuje mi dystansu - w kwestii komentarzy. Bo jeśli chodzi o posiadanie dzieci to chyba jest OK, też nie płaczę widząc ciężarne kobiety... Chcieliśmy spróbować, mieć pewność, że wykorzystaliśmy swoje szanse; w sumie niewiele czasu już mi zostało, więc jak się nie uda - trudno.
Chyba nawet chciałabym, żeby ludzie pytali o jakieś konkretne rzeczy - ale oni wolą po prostu komentować... Stąd też chyba nie zaczynam tematu.
 
Tutaj na pewno nie jesteś z tym sama :-)
Co do niektórych znajomych (którzy mają dzieci "naturalnie") - to rzeczywiście prawda, wielu naszych nie tyle przestało się z nami spotykać, ile wyraźnie wolą przebywać z tymi, którzy dzieci mają. Najgorzej jest z odwiedzaniem nas - bo przecież u wszystkich pozostałych wszystko jest: zabawki, krzesełka, łóżeczka... a do nas trzeba by to wszystko przywieźć...
Fakt, że wokół nas temat leczenia niepłodności jest dość naturalnie obecny, ale raczej wśród ludzi w naszym wieku. Starsze pokolenie nie do końca rozumie temat...
Ja właśnie mam wrażenie, ze osoby, które lekko otarły się o temat i im się udało zajść przed rozpoczęciem stymulacji lekami, inseminacja itp teraz maja bardzo dużo „mądrych” rad i na mnie to działa jak płachta na byka. Ostatnio usłyszałam, ze jako prezent urodzinowy dla siebie mam przestać uprawiać czarnowidztwo w temacie dziecka i wrzucić na luz…
 
Ja właśnie mam wrażenie, ze osoby, które lekko otarły się o temat i im się udało zajść przed rozpoczęciem stymulacji lekami, inseminacja itp teraz maja bardzo dużo „mądrych” rad i na mnie to działa jak płachta na byka. Ostatnio usłyszałam, ze jako prezent urodzinowy dla siebie mam przestać uprawiać czarnowidztwo w temacie dziecka i wrzucić na luz…
No tak, za takie "dobre rady" chyba wolimy podziękować... Moi znajomi nie posuwają się do tego, może dlatego, że u nich nie obyło się np. bez dawcy, więc mają chyba nieco więcej pokory wobec wszystkiego.
Nie dawaj się! :-)
 
w moim otoczeniu wiele osób wie (najbliżsi), ale to dlatego, ze od jakichś trzech lat przynajmniej raz w m-cu jeżdżę do lekarza, byłam w szpitalu itd wiec siłą rzeczy musiałam powiedzieć, bo się zwyczajnie martwili. Przyjęli to ze zrozumieniem, nikt nie dopytuje chyba, ze sama rozpocznę temat. Niewiele osób natomiast wie o poronieniu, teściowie, moja kierowniczka i siostra. Mamy ponad 30 lat więc ludzie tez się napewno domyślają, ze albo nie chcemy albo nie możemy mieć dzieci, na szczęście zdecydowana większość w moim otoczeni ma w sobie na tyle taktu, ze nie pyta, czasem zdarzy się wyjątek który coś rzuci, ze zegar tyka ale wtedy odpowiadam, ze najwyżej będę bezdzietną lambadziarą ze stadem piesków ;) i temat się ucina :)
 
Ja jestem w takim wieku, że większość ludzi nie zadaje mi żadnych pytań, bo chyba z góry uznaje, że pewnie nawet już o tym nie myślę 😉 więc mam z głowy dalszych znajomych i np ludzi z pracy. Moje najbliższe kumpele wiedzą o poronieniu, ale akurat one dzieci nie mają więc też nie ma żadnej spiny. Jedynie mama się zamartwia i mnie dopinguje a nieraz denerwuje...
 
reklama
w moim otoczeniu wiele osób wie (najbliżsi), ale to dlatego, ze od jakichś trzech lat przynajmniej raz w m-cu jeżdżę do lekarza, byłam w szpitalu itd wiec siłą rzeczy musiałam powiedzieć, bo się zwyczajnie martwili. Przyjęli to ze zrozumieniem, nikt nie dopytuje chyba, ze sama rozpocznę temat. Niewiele osób natomiast wie o poronieniu, teściowie, moja kierowniczka i siostra. Mamy ponad 30 lat więc ludzie tez się napewno domyślają, ze albo nie chcemy albo nie możemy mieć dzieci, na szczęście zdecydowana większość w moim otoczeni ma w sobie na tyle taktu, ze nie pyta, czasem zdarzy się wyjątek który coś rzuci, ze zegar tyka ale wtedy odpowiadam, ze najwyżej będę bezdzietną lambadziarą ze stadem piesków ;) i temat się ucina :)
Miło, że się martwili, to zawsze jakieś wsparcie. Też byłam w szpitalu w listopadzie, ale... jeszcze do tej pory nie zdołałam o tym powiedzieć np.mojej teściowej, ponieważ zwyczajnie nie było na to miejsca... ona wciąż mówi wyłącznie o sobie.
Ja mam bliżej czterdziestki, więc myślę, że teraz to już wszyscy postawili na nas krzyżyk. Ale wcześniej rzeczywiście myśleli, że nie chcemy dzieci. No bo jak to: biorą ślub, a jeszcze dzieci nie mają?! Toż to jakaś dziwna kolejność! Najpierw trójka dzieci, a potem ewentualnie logiczny etap ostatni : małżeństwo. Nie chcą dzieci, znaczy się ;-)
Na uwagi o zegarze pewnie jeszcze jakiś czas temu bym nie reagowała, ale teraz byłabym zdolna do jakiejś ciętej riposty. Się ludzie powinni czasem zastanowić, co mówią, serio.
 
Do góry