No to my już po wczasach. Jeszcze w sierpniu na tydzień do drugiej babci i koniec dłuższych wyjazdów na najbliższe miesiące. Może do Karpacza uda nam się pojechać w październiku, bo teraz nie wyszło. Ale nie o tym chciałam pisać.
Wyjazd zaliczam do udanych. Jeśli chodzi o namiot, to jasne jest, że praktycznie wszystko zależy od pogody. Nam na szczęście dopisała. Było ciepło, czasem upalnie. Martynka w nocy się nie odkrywała, jakby wiedziała, że nie wolno . Najpierw mieliśmy spać w trójkę na dużym materacu, ale szybko się okazało, że to nie dla Martyny, bo się nie mogła przekręcić na bok i wybudzało ją jak my się układaliśmy do spania więc trzeba było podejść taktycznie - i spaliśmy z nią na zmianę - ona w swoim łóżeczku, a któreś z nas przy niej. Bałam się, że bedzie problem z przebieraniem, mlekiem itp. Wodę wlewaliśmy do termosu - na nocne mleko. Kąpiel co drugi dzień. Fakt, że dostęp do lodówki to podstawa. My mieliśmy jeszcze taką podręczną na wkłady. Na plaży rozstawialiśmy kojec, parasol i plażowicz pełną gębą. Ludzie się z takim zaciekawieniem patrzyli, a my przynajmniej nie musieliśmy się martwić, że ucieka z koca i naje się piasku, a jej było wygodnie. Krótko mówiąc, to pole namiotowe całkiem przyjemne. Łóżka albo materace do wyboru. Czajnik elektryczny, talerze, sztućce. Grill, ognisko, plac zabaw dla dzieci. A i namioty rozbite w rozsądnej odległości, bo jak spacerowaliśmy po Sianożętach, to czasem aż żal było patrzeć. No też mieliśmy szczęście, bo była grzeczna młodzież, która nie hałasowała i garstka dzieci. W piątek zjechało się więcej takich przedszkolaków, to już było gorzej, ale Martyna nie miała problemu z zaśnięciem pomimo hałasu z otoczenia, więc pod tym względem też ok.
Wybraliśmy się na wycieczkę do Mielna i szczerze powiem, że tam za nic nie potarafiłabym wypocząć. Tyle ludzi, to ja dawno nie widziałam , a jaki hałas.
Trochę się rozpisałam, nieco chaotycznie. Najlepiej będzie jak wrzucę zdjęcia
Wyjazd zaliczam do udanych. Jeśli chodzi o namiot, to jasne jest, że praktycznie wszystko zależy od pogody. Nam na szczęście dopisała. Było ciepło, czasem upalnie. Martynka w nocy się nie odkrywała, jakby wiedziała, że nie wolno . Najpierw mieliśmy spać w trójkę na dużym materacu, ale szybko się okazało, że to nie dla Martyny, bo się nie mogła przekręcić na bok i wybudzało ją jak my się układaliśmy do spania więc trzeba było podejść taktycznie - i spaliśmy z nią na zmianę - ona w swoim łóżeczku, a któreś z nas przy niej. Bałam się, że bedzie problem z przebieraniem, mlekiem itp. Wodę wlewaliśmy do termosu - na nocne mleko. Kąpiel co drugi dzień. Fakt, że dostęp do lodówki to podstawa. My mieliśmy jeszcze taką podręczną na wkłady. Na plaży rozstawialiśmy kojec, parasol i plażowicz pełną gębą. Ludzie się z takim zaciekawieniem patrzyli, a my przynajmniej nie musieliśmy się martwić, że ucieka z koca i naje się piasku, a jej było wygodnie. Krótko mówiąc, to pole namiotowe całkiem przyjemne. Łóżka albo materace do wyboru. Czajnik elektryczny, talerze, sztućce. Grill, ognisko, plac zabaw dla dzieci. A i namioty rozbite w rozsądnej odległości, bo jak spacerowaliśmy po Sianożętach, to czasem aż żal było patrzeć. No też mieliśmy szczęście, bo była grzeczna młodzież, która nie hałasowała i garstka dzieci. W piątek zjechało się więcej takich przedszkolaków, to już było gorzej, ale Martyna nie miała problemu z zaśnięciem pomimo hałasu z otoczenia, więc pod tym względem też ok.
Wybraliśmy się na wycieczkę do Mielna i szczerze powiem, że tam za nic nie potarafiłabym wypocząć. Tyle ludzi, to ja dawno nie widziałam , a jaki hałas.
Trochę się rozpisałam, nieco chaotycznie. Najlepiej będzie jak wrzucę zdjęcia