reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Plamienie, brudzenie

Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
wypadki chodza po ludziach jak mowi lekarz traktujmy wszystko jak szcesliwe a nie nieszczesliwe!,, jesli za słabe jst malenstwo to selekcja biologiczna czyli naturalna je eliminuje!teraz sama mysle , ze moze to ze sie malo oszczedzalam do tego sie przyczynilo.prawda jest jednak taka, ze sie czasem u zdrowych teoretycznie jednostek zdarza,lekarz miech temu mi powiedizal, zebym nie szła na usg, bo nie mam prawa byc na nic chora przy takich wynikach krwi i dobrym wiekowo wieku,, bzdura na kolkach! nie ma wieku i nie ma zdrowia takiego by pozwalalo to na nic nie robienie w imie dziecka! czyl- niewazne czy wszystko jest ok, nie martw sie ale dmuchaj na zimne!,, to mojalekcja z perypetii zyciowych!mam pytanie czy po takim zdarzeniu mozna miec dzieci bez klopotow??
 
reklama
Kochana Vero!
Opowiem Ci swoją historię, dobrze jest wiedzieć, że nie jest się samemu.
Osiem lat temu wyszłam za mąż, zaraz po ukończeniu licencjatu. Byłam pełna życia, optymiizmu i chciałam "żyć", niechcąco mój mąż sprawił, że zaszłam w ciążę (jest ode mnie starszy o 5 lat, ja miałam wtedy tylko 22 lata). Kiedy usłyszałam tą "przykrą" wtedy dla mnie wiadomość, świat mi legł w gruzach. Mąż wziął mnie na ulicy na ręce i całował a ja płakałam ze wściekłości i rozczarowania. Po jakimś czasie oswoiłam się z tą myślą, pokochalam to dzieciątko i zaczęłam plamić (przy tym bolał mnie kręgosłup w części krzyżowej). Lekarz zbadał mnie i powiedział, że wszystko jest w porządku, a dokładnie jego zdanie brzmiało: "TAK MA BYĆ". A ja wtedy młodziutka i głupia istotka nie wiedziałam, że tak nie ma być. Chodziłam tak tydzień, krwawienie było coraz bardziej obfite aż trafiłam do szpitala (po rozmowie telefonicznej, nieprzyjemnej, z moim ówczesnym lekarzem). W tym szpitalu (on tam pracował), pani ordynator stwierdziła, że sobie ubzdurałam ciążę, że mam torbiele na jajniku i właśnie po 9 tygodniach dostałam okres. Cóż kazała mi jechać do domu i następnego dnia rano przyjechać na usg. Noc spędziłam w okropnych bólach, powtarzających się regularnie, ale wtedy jeszcze nie wydalałam dzidzi. Raniutko udaliśmy się z mężem do szpitala a tam mój lekarz wykonując usg stwierdził, że rzeczywiście nie jestem w ciąży, ale to nic jestem młoda i napewno jeszcze będę. Zapytał czy były sprzepy a ja kolejny raz głupia gąska nie domyśliłam się jego postępowania - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie. Miałam już wtedy okropnie rozwolnienie. Całą drogę do domu płakałam, bo kochałam już to "nieistniejące" dziecko. Poszłam do pracy zgłosić urlop i wracając spotkałam koleżankę, która tydzień po mnie wyszła za mąż i tydzień po mnie zaszła w ciążę. Podczas rozmowy przed moim domem zrobiło mi się słabo, patrzymy a ja od połowy pasa do samej ziemi jestem w krwi (dostałam krwotoku). Cztery godziny spędziłam w domu kiwając się w tył i w przód, wydalając mojegod dzidziusia w postaci wielgachnych skrzepów (wtedy jeszcze tego nie wiedziałam). Jak mąż wrócił z pracy szybciutko wraz z moim kuzynem zabrali mnie do przychodni do "tego" lekarza. Byłam potwornie blada i nie stałam o własnych siłach na nogach. Poczekalnia pełna ludzi, ale przepuścili mnie. Pielęgniarka zbadała mi ciśnienie i zawołała lekarza a on na mój widok powiedział: "To znowu Pani!!!". Bylam przerażona, w gabinecie dodał: "Wiedziałem, że pani jest w ciąży, właśnie pani poroniła". Nie pytając mnie czy jestem z kimś, czy nie wezwać pogotowia, wypisał mi skierowanie do szpitala na łyżeczkowanie. I tak umarło moje maleństwo.
Dodam, że ze szpitala wyszłam w Wigilię Bożego Narodzenia - piękny prezent od Boga.
Miałam depresję, przez pół roku nie odzywałam się z mężem, cód, że nadal jesteśmy ze sobą. Formalne grzecznościowe zwroty i nic więcej, żadnego seksu, nawet pocałunków. Wiem, że byłam okropna, zrobiłam mu awanturę jak znalazłam w jego spodniach adres do lekarki ginekologa (trzy dni nie było go w domu). Na szczęście trwał przy mnie i nigdy nie okazał mi jak bardzo było mu żal tego dzieciątka (od jego siosty wiem, że płakał nad jego losem). Nowa lekarka okazała się códem, nie wycięła mi jajnika (tak chciał zrobić tamten), leczyła mnie 2,5 roku z torbieli i silnej anemii - udało się. W tym czasie zabrałam się za uzupełniające studia magisterskie i broniłam się na początku piątego miesiąca. Ciąża z Wiwi była chuchana i dmuchana, dużo leżałam w domu bo mi lekarka zastrzegła, że jak sama o siebie nie zadbam to ona to zrobi za mnie i nie wyjdę ze szpitala do samego porodu. Nie plamiłam, dzidzia rosła, ale w ósmym miesiącu przeszłam ciężką grypę i prawdopodobnie wtedy obumarło łożysko karmiące moją córeczkę. Wiwi urodziła się poprzez poród wywoływany tydzień przed terminem, gdyż po moich obawach (od miesiąca robił się twardy brzuch, dzidzia chciała wyjść) lekarka zareagowała. Wiwi urodziła się jako dziecko dystroficzne (przybliżenie: nie przystosowana do pobierania pokarmów). Po obfitym jedzonku dopiero po dobie okazało się, że chce jeść a niestety wogóle nie trawi, miała nadęty ogromny brzuszek i niewielkie szanse na przeżycie. Osiwiałam ja, osiwiał mąż. Byliśmy zrozpaczeni, ale po dwóch tygodniach Wiwi zdecydowała, że zostanie z nami. Jak zabieraliśmy ją do domciu tuż przed Wigilią (tym razem cód) lekarz powiedział "myślałem, że w najlepszym przypadku zakończy się to operacją żołądka i jelitek a 60 % noworodków tego nie przeżywa, mieliście szczęście!". Wiwi ma teraz prawie 5 lat i jest rozbrykanym dzieckiem, wszędzie jej pełno. Nie była słodkim dzieciątkiem leżącym w łóżeczku - Wiwi płakała dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale była....
Cóż w styczniu tego roku, gdy zauważyłam, że niedługo skończę 30 lat powiedziałam mężowi, że albo teraz będziemy mieć drugie dziecko albo wcale. Mąż przeraził się i zapytał mnie czy naprawdę tego chcę, bo on ma już swoje szczęście i niegdy nie ośmieliłby prosić mnie o drugie dziecko. Chciałam, po serii badań i testów i oczywiście zgodzie mojej lekarki (po porodzie wykluczała możliwość kolejnej ciąży) jestem w 13 tygodniu ciąży. Narazie wszystko jest ok, ale miałam śluz podbarwiony krwią, nie wiem co mnie jeszcze czeka, codziennie się moglę, żeby urodzić zdrowe dziecko...

Odpowiedź dla Very: dużo kobiet po porodnieniu rodzi zdrowe dzieciątka, nie przejmuj się na zapas. Musisz w tej chwili pozwolić organizmowi odpocząć przynajmniej pół roku.
Pozdrawiam wszystkie dziewczyny, przyszłe mamy i nie tylko.
 
Asiu,brak slow na reakcje lekarzy. Chyba bym ich wszystkich wybila. Poronilam w styczniu ale przynajmniej bylam potraktowana z zyczliwoscia i zrozumieniem. A na poczatku tej ciazy jak zaczelam delikatnie plamic i od razu pojechalam do szpitala,to trafilam na taka krowe... Wstretna,nieprzyjemna baba. Za to polozyla mnie na oddziale,dostalam leki,powiedziala,ze tylko mam zapamietac droge do lazienki i do lozka. Oprocz tego nie ma mowy o wstawaniu. Dzidzia jak narazie zostala uratowana.
 
ASIA!!!;] mam28 lat,, skonczylam pozniej studia z przyczyn rodzinnych,, narzeczony ma 24,, rozumiemy sie swietnie zawsze bylam pogodna i wesola,tak jak pisalam, nie chcialoam tego dziecka teraz! ale chce miec wogole dzieci i nie wiem czy sie spieszyc czy nie i jakie badania wykonac,,moja przyjaciolka miala w grudniu to co ja teraz a potem w czerwcu zaszla i na razie wszystko jest dzieki BOgu ok!,w grudniu mamy wyjechac za pieniedzmi do iirlandii,, narzeczony chce jak najszybciej dziecka,, ja sie boje jednak bardzo i nie wiem czy obawa bedzie silniejsza przed poronieniem czy chec mienia dziecka!pozdrawiam wszystkich ii dbajmy o siebie bez wzgledu na to w jakim potencjalnie zdrowiu jestesmy!!,, obym miala kiedys dzieci,,, kiedys tak za 3 4 lat, chociaz jak sie trafi za pol roku to nie bede miec nic na przeciwko juz:}}} buzka
 
Hej, ja tez mialam podobna sytuacje. Ciaza zakonczyla sie w 5-6 tygodniu w czerwcu. Ale poniewaz nikt mi nie powiedzial, ze mamy czekac, wiec jakos tak wyszlo, ze zaraz znow zaszlam -tydzien albo dwa po. I jak na razie wszystko jest ok (14 tydzien sie zaczal), a ja sie modle, zeby dalej tak bylo. Rozmawialam z lekarzami mowili, ze wlasciwie nie trzeba czekac bo jak organizm bedzie gotowy to sie uda. Kwestia tylko tego, czy szyjka po zabiegu do siebie szybko dojdzie- ja mialam ja niedawno badana i wszystko ok!
Nie tracic nadziei!
 
BOze Swiety,, nie wiedzialam, ze tyle lasek tak ma,, skad to sie bierze? jak temu zapobiec? bedzie dobrze!! widocznie tak ma byc! Asia jestes dzielna naprawde! ciumki, mam depresje tez.. nie wiedzialam ze to na mnie zrobi takie wrazenie. No nic trzeba zyc dalej i sie nie ogladac za siebie jesli to nie jest konieczne! ciumki
 
Vera! Masz dobre podejście do życia, dasz sobie radę. Ja z natury silna babka, to jednak tamten fakt przybił mi przysłowiowy gwóźdź do trumny.
Pozdrawiam wszystkie pokrzywdzone przez los oraz wszystkie ciężarówki
 
No cóż, niestety dużo nas. kobiet, które straciły zanim się jeszcze zdążyły przyzwyczaić do myśli...
Prawda jest taka, że jak dziecko chce odejść to lekarze rzadko moga coś zrobić. Raczej wszystkie, które jesteśmy na tym forum chcemy mieć dzieci, dbamy o siebie i jestesmy w miarę świadome tego co się dzieje z naszym ciałem. Więc jeśli coś się dzieje, zwykle jest to z przyczyn niezależnych zarówno od nas jak i od lekarza...
ja się ciągle boję, mój bliźniak się jeszcze nie wchłonął, i nie wiadomo kiedy to nastąpi. lekarze mają tylko jeden pomysł- czekać. czuję się źle trzeci dzień, ale co mam robić??? nie mam krwawienia, nie mam regularnych skurczy, leków na podtrzymanie od 14 tygodnia się nie bierze (podobno), wyniki mam dobre. co mam robić??biegać co tydzień na usg?? gdyby to mogło pomóc, z całą pewnością bym to robiła. ale to nie pomaga- nie dziecku.
Wiem, że miałam to szczęście, że było ich dwoje. Ale ciągle mam świadomość, że nadal tak jest. i to jest przerażające.
nie chcę nikomu psuć humoru, ale cały wątek nie jest zbyt optymistyczny.
staram się wierzyć w przeznaczenie.
i czekam, kiedy zacznę czuć dziecko, wtedy może poczuję się lepiej i pewniej.
pozdrawiam Was dziewczyny, szczególnie te mocno doświadczone ostatnio.
 
Brak mi słów i tak potwornie smutno się robi, gdy czytam wasze historie. Obawa, strach one już nas-mamuś chyba nigdy nie opuszczą - taki los... Od momentu gdy dowiadujemy się, że maluszek u nas zamieszkał przez całe jego dzieciństwo, młodość martwimy sie. W zasadzie mamy martwią się nawet o swoje dorosłe samodzielne dzieci.
Chyba nie pozostaje nam nic innego jak starać się być dobrej myśli - przede wszystkim dla dobra naszych dzieciaczków. I nie tylko tych, które juz nosimy pod sercem, ale także tych, które dopiero mają się w naszym życiu pojawić.
M
 
reklama
Dzięki Kasianka, że się odezwałaś, ciekawa byłam co u Ciebie. Długo na nasz wątek nie zaglądałaś, rób to częściej proszę. Mam nadzieję, że drugie maleństwo ma się dobrze. Napisz coś o nim. Czy rośnie i czy dzidzię już widziałaś?
 
Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Do góry