WITAJCIE!Jestem swiezo zalogowana,chcialabym sie podzielic moimi przezyciami z ostatnich kilku tygodni.Obecnie jestem w 33+4dni ciazy na tyle czasu nikt z lekarzy nie dawal mi szans,trafilam do szpitala w 21tyg.i juz z gory bylo przesadzone,ze strace dziecko ze wzgledu na 2cm rozwarcia i samo to,ze wody plodowe znajdowaly sie prawie na wierzchu.To co przerzywalam w tamtym czasie poprostu nie da sie opisac tak baardzo cieszylam sie ztej ciazy.Po trzech tyg. lezenia plackiem prfzetransportowali mnie do specjalistycznego szpìtala-dla wczesniakow lekarze byli w szoku ze zwytrzymalam te tyg.i nic sie nie wydarzylo(dodam,ze mieszkam w Hiszpanii).mialam nadzieje,ze skoro inny szpital to moze lekarze beda mi dawac nadzieje-bo w poprzednim wrecz dolowali.Ale w innym nie mowili nic nowego ,tylko tyle ,ze pozostaje mi lezec plackiem i ze kazdy dzien to wrecz cud-wiec lezalam tak z nogami do gory i glowa na dol do 30tyg.potem pozwolili mi wstac pod prysznic-nic wiecej(samo wstanie bylo szokiem po takim czasie)Naprawde lekarzom bylo trudno uwierzyc w to ,ze jeszcze nic sie nie dzieje.Malenstwo caly czas rozwijalo sie prawidlowo,roslo jak na drozdzach-w 32tyg.wazyla prawie 2100g.I wlasnie w 32-im wypisali mnie do domu oczywiscie najgorszed juz minelo dali mi zastrzyki na plucka malenstwa.Noi jak to lekarka powiedziala,ze musze zaczac funkcjonowac normalnie niewazne czy sie cos wydarzy czy jeszcze nie ale musze nabrac sil,bo rzeczywiscie po prawie 3miesiacach lezenia do tej pory nie mam sily na nic ale pomalutku sie ruszam,cwicze nogi bo to one najbardziej bola.Sama nie moge uwierzyc w to ,ze malutka jest jeszcze w srodku,najwidoczniej dobrze jej tam-co jest czuc i to bardz
by jeszcze zwytrzymala ile sie da...Nigdy nie mozna tracic nadziei ,choc ja bylam momentami na skraju zalamania lecz duzo pomogl mi moj maz-urodzony optymista,gdyby nie on to sama nie wiem,jestem osoba slaba psychicznie,a tego co sie nasluchalam w szpitalach to naprawde dolowalo.Moja ciaza jeszcze trwa...i to jest dowod na to,ze nadzieja,wiara to podstawa!!