Zagranica jest o tyle lepsza, że masz do dyspozycji lekarza, który Cię szanuje, masz psychologa, masz czas na zastanowienie, a ostatecznie masz robione cc w pełnej narkozie, gdzie dziecko usypia i nie cierpi. Nie cierpi też matka katuszy porodu, tej całej gry hormonalnej, gdzie odczuwa przywiązanie do dziecka i miłość. Organizm nie wie, że tym razem ma się nie przywiązywać. Bo tak to działa, jest poród, jest zwierzęce wręcz przywiązanie. Potem połóg i być może nawał pokarmu. Cc jest jedyną humanitarną opcją w mojej opinii w tak dramatycznej sytuacji. W kraju tego nie ma.

Dlatego lepsza zagranica i chociażby chwilówka. 500-600 euro to nie jest majątek, a wyjątkowo wadliwe, uszkodzone dziecko nie trafia się co roku. Nie oszukujmy się, aborcji w Polsce rocznie jest 1000-1200, nie co chwila i nie u każdego. W Polsce nawet po zwykłym porodzie czy poronieniu traktują człowieka jak śmiecia i poza traumą bólu dochodzi upokorzenie.
Piszecie moje ciało, mój wybór. Owszem, twoje ciało, twój wybór. Tyle, że dziecko to ciało drugiego człowieka, najmniejszego, bezbronnego, nie twoje. Jeżeli to dziecko nie ma szans na życie, to chociaż niech nie cierpi dodatkowo.

A matka po polskich aborcjach nie cierpi? Zabija się mnóstwo ciąż z ZD- większość, a to nie jest bezmózgowie. Najczęściej się trafia trisomia prosta. Ech. Tak czysto po ludzku to straszne i mam serdecznie dość. Temat wałkowany od listopada. Mniejszości seksualne wrzeszczą i demolują w obronie mojej macicy, a ja obrony nie potrzebuję. To maluchy są bezbronne, bo jak chory, okazuje się odpadem do wyrzucenia. Już się go nie kocha.
Jestem efektem gwałtu. Rodzina mocno dysfunkcyjna. Mama usuneła moją siostrę ok. 6 miesiąca, było już widać płeć. Aborcja to dla mnie nie wybór, a morderstwo. Gdyby mama mnie zabiła (a miała prawo) to zwyczajnie nie było by mnie, nie miała bym dzieci i cudownej rodziny.