reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ryzyko zaśniadu/zespołu Downa/ustanie akcji serca

MalaIstotka

Fanka BB :)
Dołączył(a)
4 Listopad 2020
Postów
413
Hej dziewczyny!
Postanowiłam napisać, bo mam ogromne obawy. Wyjaśnie może sprawę od początku.
Tak więc w lipcu poroniłam w 6 tyg pierwsza ciażę, w lipcu, poronienie było samoistne i całkowite. Tak naprawdę gdyby nie to, że robiłam badanie beta i testy ciążowe bym się nie dowiedziała, pomyślałabym że to spóźniona miesiączka bo opóźnienia mi się już nie raz zdarzały. Do tego w maju i czerwcu tez nie stosowałam antykoncepcji i nie robilam ani testów ani badan krwi, więc nie wiem czy tez nie było ciąż biochemicznych czy po prostu nie bylo nic.. trudno powiedzieć.
Teraz w październiku wyszły mi 2 kreski na testach ciążowych, robiłam beta hcg 2 razy i przyrost przez 3 dni był prawie 5-krotny!! Naczytałam się o ryzyku zaśniadu i zespołu downa przy zbyt dużym przyroście bety. Miałam jedną wizytę u lekarza ale na razie było widać bardzo mały pecherzyk 4mm bez niczego w środku, lekarz powiedział, żebym przyszla w okolicach swieta niepodleglosci, dzień przed lub po, bo wcześniej nie ma sensu bo to za wcześnie. Strasznie się martwię, że coś będzie nie tak głównie ze względu na wczesniejsze poronienie, którego przyczyn nie znam i też nie wiem czy wczesniej sie nie zdarzały takie sytuacje, tylko je przeoczyłam, bo dopiero od lipca zaczelam testy robić w dniu spodziewanej @, wcześniej po prostu czekałam na okres az w koncu przychodził.. Oczywiście też lekarz mi szczerze powiedział, że w związku z wcześniejszym poronieniem może być tak, że z powodu jakichś wad genetycznych/immunologicznych np. zarodek się do pewnego momentu będzie rozwijał a później rozwój ustanie, serce przestanie bić i tak dalej i będzie trzeba wprowadzić diagnostyke, co jest ego powodem, ze zarodek sie u mnie nie moze rozwijac .. Naczytałam się też o zaśniadzie groniastym i troche sie boje, że może mnie to spotkać, zwłaszcza że ten przyrost bety taki jakis większy niż normalnie... Pecherzyk jest na pewno 1, wiec to nie ciaza mnoga. W jaki sposób można wykluczyć lub potwierdzić te wszystkie choroby, mam czekać na usg? Serio strasznie się przejmuję, po nocach śnią mi się różne poronienia, krew na podpaskach itp. wiem, że może schizuję trochę ale obawiam się już wszystkiego, jeszcze wiem, że w obecnej sytuacji w kraju jak będzie jakaś poważna trisomia powodująca śmierć to i tak będę musiała urodzić, nie wiem czego mam się spodziewać...
 
reklama
Rozwiązanie
G
Jeśli mogłabym prosić o te namiary nawet na priv na ginekologów/genetyków to poproszę. Ja mam namiar do jednego lekarza i na razie do niego chodzę ale nie wiem czy to jakiś specjalista od trudnych przypadków, co prawda pomógł 2 koleżankom mającym problemy z zajściem lub utrzymaniem ciąży, ale u nich sprawa była dość jasna, jedna już się chyba zwróciła do niego z diagnozą bo miała trombofilię, aczkolwiek rzeczywiście podał odpowiednie leki bo inni lekarze podawali jakieś ale poronienia nadal były.
Wiem, że mam problem z obsesyjnym myśleniem o tym, nie wiem czemu, nigdy chyba aż tak obsesyjnie o czymś nie myślałam (chyba ze bylam zakochaną malolatą ;) ) ale teraz te myśli od kilku dni mnie już przytłaczają i nie dają mi żyć. Ciągle...
Dziewczyny dzięki za wsparcie, ja to w teorii wiem, że to się może wydawać trudne żeby dobra komórka połączyła się z dobrym plemnikiem, bez wad, jednak patrząc na tych wszystkich ludzi co rodzą normalnie zdrowe dzieci, ciężko uwierzyć, że to naprawdę aż takie trudne i człowiek ma wrażenie, że z nim jest coś nie w porządku... W każdym bądź razie pójdę we wtorek do lekarza, wszystkiego się dowiem, jeśli by coś było nie tak, na pewno po wszystkim rozpocznę diagnostykę. Powiem Wam szczerze, że łatwiej by mi było chyba w normalnym świecie bez tego wirusa... Od kwietnia pracuję z domu, prawie że nie mam kontaktu z ludźmi poza mężem i sporadycznymi spotkaniami ze znajomymi i rodziną. Na początku wydawała mi się ta sytuacja spoko, że nie trzeba w wielkich korkach dojeżdżac do pracy, jednak teraz jest coraz bardziej depresyjnie, siedze w domu przy komputerze i tylko rozmyślam o tym co może pójść źle i nie tak :(

Naprawdę Cię rozumiem. Ja zrobiłam ostatni test w dniu kiedy wyszło orzeczenie Trybunału dot. aborcji. Miałam mętlik w głowie, cały czas wyświetlały mi się artykuły o wadach genetycznych i niepełnosprawnych dzieciach. Potem rozpłakałam się przy zupie, że nic nie wiem o byciu w ciąży i jeszcze ten covid... Na dodatek 3 tyg temu skręciłam kostkę i prawie nigdzie nie wychodzę. To są naprawdę ciężkie czasy dla wszystkich, a co dopiero dla kogoś kto stara się o potomstwo lub dowiaduję się, że jest w ciąży.

Jednak w głębi czuję, że będzie dobrze i sobie ze wszystkim poradzę.

Wiem, że jest to trudne ale spróbuj znaleźć sobie jakieś dodatkowe zajęcie. Ja np. zapisałam się na angielski online, kupiłam kilka książek, zrobiłam zapas składników na pyszne potrawy i co kilka dni dzwonie do przyjaciółki i próbujemy gadać o głupotach.

Jeśli się źle czujesz psychicznie to weź jeden dzień urlopu i cały dzień leż pod kocem i oglądaj serial. Masz do tego prawo.

Trzymam kciuki, żebyś we wtorek usłyszała same dobre wiadomości ;)
 
reklama
Naprawdę Cię rozumiem. Ja zrobiłam ostatni test w dniu kiedy wyszło orzeczenie Trybunału dot. aborcji. Miałam mętlik w głowie, cały czas wyświetlały mi się artykuły o wadach genetycznych i niepełnosprawnych dzieciach. Potem rozpłakałam się przy zupie, że nic nie wiem o byciu w ciąży i jeszcze ten covid... Na dodatek 3 tyg temu skręciłam kostkę i prawie nigdzie nie wychodzę. To są naprawdę ciężkie czasy dla wszystkich, a co dopiero dla kogoś kto stara się o potomstwo lub dowiaduję się, że jest w ciąży.

Jednak w głębi czuję, że będzie dobrze i sobie ze wszystkim poradzę.

Wiem, że jest to trudne ale spróbuj znaleźć sobie jakieś dodatkowe zajęcie. Ja np. zapisałam się na angielski online, kupiłam kilka książek, zrobiłam zapas składników na pyszne potrawy i co kilka dni dzwonie do przyjaciółki i próbujemy gadać o głupotach.

Jeśli się źle czujesz psychicznie to weź jeden dzień urlopu i cały dzień leż pod kocem i oglądaj serial. Masz do tego prawo.

Trzymam kciuki, żebyś we wtorek usłyszała same dobre wiadomości ;)

Ja mam jeszcze cały czas takie poczucie, że za późno wzięłam się za to, że mogłam pomyśleć jak byłam trochę młodsza, a już niedługo będę po 30 - w przyszlym roku koncze 31 lat. Pewnie jakbym w wieku 25 lat miała takie sytuacje to jeszcze myślałabym sobie, że mam czas na diagnostykę i starania a tak mam tego czasu coraz mniej :(
Obecna sytuacja w PL niewątpliwie jest jeszcze bardzo dobijająca i świadomość, że jeśli coś będzie nie tak będzie się skazanym na urodzenie dziecka i patrzenie jak cierpi i umiera... Albo, że najprawdopodobniej zostanie się samym z bardzo chorym dzieckiem, bo faceci w 99% uciekają od takich problemów.

Jutro biorę dzień urlopu ale muszę parę rzeczy załatwić. No i to oczekiwanie na wtorek mnie trochę męczy, cały czas martwie sie tym brakiem jakichkolwiek objawów jakiejkolwiek ciąży. Tak jakby po prostu nic się nie działo...

Z tymi ciążami biochemicznymi to możliwe, że rzeczywiście niektórzy po prostu tego nie wyłapują a dzieje się częściej. Jak niedawno rozmawiałam z mamą, której powiedziałam o tym biochemie dopiero niedawno jak już byłam totalnie załamana, to dziwiła się, czemu robiłam testy w dniu w którym powinnam dostac miesiączkę i mówiła, że jeszcze o czymś takim nie słyszała, że ona to robiła jak już jej się tydzień-dwa okres spóźniał. Pewnie dużo osób tak robi i może nawet nie zauważą jak jest jakiś biochem... Tylko jak ktoś się mocno stara to zaczyna wykonywać testy nawet i przed terminem @ :)
 
Dziewczyny dzięki za wsparcie, ja to w teorii wiem, że to się może wydawać trudne żeby dobra komórka połączyła się z dobrym plemnikiem, bez wad, jednak patrząc na tych wszystkich ludzi co rodzą normalnie zdrowe dzieci, ciężko uwierzyć, że to naprawdę aż takie trudne i człowiek ma wrażenie, że z nim jest coś nie w porządku... W każdym bądź razie pójdę we wtorek do lekarza, wszystkiego się dowiem, jeśli by coś było nie tak, na pewno po wszystkim rozpocznę diagnostykę. Powiem Wam szczerze, że łatwiej by mi było chyba w normalnym świecie bez tego wirusa... Od kwietnia pracuję z domu, prawie że nie mam kontaktu z ludźmi poza mężem i sporadycznymi spotkaniami ze znajomymi i rodziną. Na początku wydawała mi się ta sytuacja spoko, że nie trzeba w wielkich korkach dojeżdżac do pracy, jednak teraz jest coraz bardziej depresyjnie, siedze w domu przy komputerze i tylko rozmyślam o tym co może pójść źle i nie tak :(
Naprawdę Cię rozumiem. Ja zrobiłam ostatni test w dniu kiedy wyszło orzeczenie Trybunału dot. aborcji. Miałam mętlik w głowie, cały czas wyświetlały mi się artykuły o wadach genetycznych i niepełnosprawnych dzieciach. Potem rozpłakałam się przy zupie, że nic nie wiem o byciu w ciąży i jeszcze ten covid... Na dodatek 3 tyg temu skręciłam kostkę i prawie nigdzie nie wychodzę. To są naprawdę ciężkie czasy dla wszystkich, a co dopiero dla kogoś kto stara się o potomstwo lub dowiaduję się, że jest w ciąży.

Jednak w głębi czuję, że będzie dobrze i sobie ze wszystkim poradzę.

Wiem, że jest to trudne ale spróbuj znaleźć sobie jakieś dodatkowe zajęcie. Ja np. zapisałam się na angielski online, kupiłam kilka książek, zrobiłam zapas składników na pyszne potrawy i co kilka dni dzwonie do przyjaciółki i próbujemy gadać o głupotach.

Jeśli się źle czujesz psychicznie to weź jeden dzień urlopu i cały dzień leż pod kocem i oglądaj serial. Masz do tego prawo.

Trzymam kciuki, żebyś we wtorek usłyszała same dobre wiadomości ;)
Dziewczyny, ja też rozpoczęłam ciążę z coviden (w sensie wtedy się sytuacja zaczęła nakręcać). Do tego ciążę przeleżałam z możliwością chodzenia tylko do toalety. 9 miesięcy! 0 kontaktów z kimkolwiek, bo wirus, tylko wizyty u lekarza, jazda na leżąco, bo skurcze. Zamknięte przedszkole, 7 m-cy z drugą córką w domu. Nigdy, ale to nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby się poddać czarnym myślom!!! Sytuacja jest ciężka psychicznie, ale cieszcie się, że fizycznie dajecie radę. Tak jak pisała Malinowysok - pandemia się nie skończy, trzeba się nauczyć z tym żyć. Wykupić lekcje języka (ja kupiłam hiszpański), może druty/szydełko/maszyna do szycia/biżuteria- cokolwiek, co rozwija i zajmuje głowę. Wyłącznie tv, bo tam same bzdury. Są fajne książki, seriale na Netflix. Musicie mieć w sobie tą wiarę, że będzie wszystko dobrze. Jest nas wiele, które zostały ciężarówkami w tych pogiętych czasach, urodziłyśmy (często pomimo problemów zdrowotnych). I tak musicie do tego podchodzić!! Walczcie o takie nastawienie, bo w tym kraju jeszcze wiele złego się może wydarzyć.

PS. Autorko do in-vitro podchodzą kobiety grubo po 40stce z AMH bliskim 0 (tzn mają bardzo niską rezerwę jajnikowa = jakość komórek może być kiepska). Ja rozpoczęłam przygodę z kliniką w wieku 32 lat i wg lekarzy jestem bardzo młoda, miałam czas jeszcze na wiele. 31 lat to dziś standard dla rozpoczęcia starań. Nie próbuj szukać problemów tam, gdzie ich nie ma. Piszesz o tym, że wszędzie każdy "pyk i ciąża, pyk urodzenie" - tak to chcemy widzieć, ale nigdy na 100% nie wiesz, jaka stoi za tym historia. Są paru, które nie mówią o swoich problemach, dla większości życie to nie świat z Instagrama. Zobacz, ile celebrytek ostatnio wyznaje, że miało problemy z zajściem w ciążę, a dzięki pieniądzom stać ich na wiele więcej.
Czytając Twoje posty uważam, że powinnaś przepracować swoje lęki z psychologiem.
 
Ostatnia edycja:
Dziewczyny, ja też rozpoczęłam ciążę z coviden (w sensie wtedy się sytuacja zaczęła nakręcać). Do tego ciążę przeleżałam z możliwością chodzenia tylko do toalety. 9 miesięcy! 0 kontaktów z kimkolwiek, bo wirus, tylko wizyty u lekarza, jazda na leżąco, bo skurcze. Zamknięte przedszkole, 7 m-cy z drugą córką w domu. Nigdy, ale to nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby się poddać czarnym myślom!!! Sytuacja jest ciężka psychicznie, ale cieszcie się, że fizycznie dajecie radę. Tak jak pisała Malinowysok - pandemia się nie skończy, trzeba się nauczyć z tym żyć. Wykupić lekcje języka (ja kupiłam hiszpański), może druty/szydełko/maszyna do szycia/biżuteria- cokolwiek, co rozwija i zajmuje głowę. Wyłącznie tv, bo tam same bzdury. Są fajne książki, seriale na Netflix. Musicie mieć w sobie tą wiarę, że będzie wszystko dobrze. Jest nas wiele, które zostały ciężarówkami w tych pogiętych czasach, urodziłyśmy (często pomimo problemów zdrowotnych). I tak musicie do tego podchodzić!! Walczcie o takie nastawienie, bo w tym kraju jeszcze wiele złego się może wydarzyć.

PS. Autorko do in-vitro podchodzą kobiety grubo po 40stce z AMH bliskim 0 (tzn mają bardzo niską rezerwę jajnikowa = jakość komórek może być kiepska). Ja rozpoczęłam przygodę z kliniką w wieku 32 lat i wg lekarzy jestem bardzo młoda, miałam czas jeszcze na wiele. 31 lat to dziś standard dla rozpoczęcia starań. Nie próbuj szukać problemów tam, gdzie ich nie ma. Piszesz o tym, że wszędzie każdy "pyk i ciąża, pyk urodzenie" - tak to chcemy widzieć, ale nigdy na 100% nie wiesz, jaka stoi za tym historia. Są paru, które nie mówią o swoich problemach, dla większości życie to nie świat z Instagrama. Zobacz, ile celebrytek ostatnio wyznaje, że miało problemy z zajściem w ciążę, a dzięki pieniądzom stać ich na wiele więcej.
Czytając Twoje posty uważam, że powinnaś przepracować swoje lęki z psychologiem.

Gosiu piękny głos w tej całej historii!

MalaIstotka może faktycznie jakaś sesja online z psychologiem? Pomyśl, nie namawiam ale wiem jak czasami jedno spotkanie potrafi zmienić punkt widzenia i wyciszyć lęki.
 
Ja niestety nie mam zbytnio fantastycznych wspomnień z psychologami, tak samo znajomi z którymi o tym rozmawiałam. Ogólnie byłam kiedyś na kilku sesjach z innym problemem, z 8 lat temu, to właściwie oprócz pogadanki, gdzie głównie ja mówiłam, nic się nie dowiedziałam, w niczym mi to nie pomogło, a "pocieszyć" to może mnie równie dobrze koleżanka, lub rodzina i to za FREE :D. Moja znajoma z pracy, która zmagała się z depresją dopóki nie dostała leków na depresję, również mówiła, że sesje z psychologami niewiele dawały, taka pogadanka, nawet koleżanki potrafiły bardziej pocieszyć. Na dobrego psychologa trzeba niestety dużo pieniędzy wydać, a możliwe, że będą mi one potrzebne na diagnostykę jakąś co na pewno może mieć większe znaczenie dla mnie... Jak już będzie naprawdę źle i ta moja kolejna 'ciąża' źle się skończy i będę w totalnym dole na pewno zgłoszę się do psychoterapeuty ale póki co, wolałabym na razie zbierać pieniądzę na ewentualne badania, które mogą być mi potrzebne.
 
Jak pary idą na terapię, to bardzo często dostają zadania domowe. Moi znajomi dostali kiedyś takie zadanie, że codziennie na dzień dobry muszą mówić sobie coś miłego. Może i Ty spróbuj tak do tego podejść- zaczynaj dzień od pozytywnych myśli, zapisuj je sobie, mów za co jesteś wdzięczna, co dobrego przytrafiło się Tobie poorzedniego dnia. Czasem diabeł tkwi w szczegółach i łatwo jest przeoczyć drobnostki, za które powinniśmy być wdzięczni. Może warto też zaangażować się w jakieś akcje charytatywne? Dobro wraca 😊.
Jeżeli lekarz nie będzie widział przeciwwskazań, to możesz ćwiczyć jogę lub pilates, które wyciszają i skupiają się na pracy oddechem. Rozmowa z koleżanką to jednak nie to samo, co z psychologiem. Psycholog nie jest od tego, żeby Ciebie pocieszyć, tylko zracjonalizować Twoje lęki i odkryć, z czego one wynikają. I niestety to kosztuje, ale czasami nie powinno się tego bagatelizować.
Oczywiście zrobisz, jak zechcesz, ale jest wbrew pozorom tyle możliwości, żeby nie zwariować, tylko trzeba je odkryć 😊. I piszę Tobie to ja, skrajna czarnowidzka i pesymistka 😉
 
Jak pary idą na terapię, to bardzo często dostają zadania domowe. Moi znajomi dostali kiedyś takie zadanie, że codziennie na dzień dobry muszą mówić sobie coś miłego. Może i Ty spróbuj tak do tego podejść- zaczynaj dzień od pozytywnych myśli, zapisuj je sobie, mów za co jesteś wdzięczna, co dobrego przytrafiło się Tobie poorzedniego dnia. Czasem diabeł tkwi w szczegółach i łatwo jest przeoczyć drobnostki, za które powinniśmy być wdzięczni. Może warto też zaangażować się w jakieś akcje charytatywne? Dobro wraca 😊.
Jeżeli lekarz nie będzie widział przeciwwskazań, to możesz ćwiczyć jogę lub pilates, które wyciszają i skupiają się na pracy oddechem. Rozmowa z koleżanką to jednak nie to samo, co z psychologiem. Psycholog nie jest od tego, żeby Ciebie pocieszyć, tylko zracjonalizować Twoje lęki i odkryć, z czego one wynikają. I niestety to kosztuje, ale czasami nie powinno się tego bagatelizować.
Oczywiście zrobisz, jak zechcesz, ale jest wbrew pozorom tyle możliwości, żeby nie zwariować, tylko trzeba je odkryć 😊. I piszę Tobie to ja, skrajna czarnowidzka i pesymistka 😉
Dzięki naprawdę za miłe słowa i wsparcie <3 Wiesz, Tobie się już udało mieć dzieci, więc pewnie też teraz trochę inaczej patrzysz na wszystko niż patrzyłaś zanim się udało i były (o ile były) jakieś trudności. Wiadomo, zawsze tak jest - jak miałam 22 lata i zerwałam z chłopakiem to był koniec świata i byłam przekonana, że zostanę starą panną i nigdy nikogo więcej nie pokocham :D a teraz mam męża i tamten problem już dla mnie nie istnieje i szczerze nie pamiętam nawet dokładnie jak się konkretnie wtedy czułam i co konkretnie czułam. Pamiętam tylko, że miałam ogromnego doła, ale jak dokładnie to odczuwałam, nie pamiętam. Pewnie jakby teraz ktoś mi opisał taki problem to nie uznałabym tego za poważny problem i pomyślałabym, że ktoś przesadza z rozpaczą, a jednak wtedy sama rozpaczałam ogromnie. Dlatego trudno wytłumaczyć osobie, która nie znajduje się tu i teraz w takiej sytuacji, jakie obawy i emocje mi towarzyszą i jeszcze sprawić, żeby druga osoba całkowicie to zrozumiała i uznała to za normalne... Pewnie ja mam tendencje do zamartwiania się i to za bardzo, jednak naprawdę ogromnie boję się tej wtorkowej wizyty i tego, że usłyszę, że to zaśniad, że coś jest nie tak, że serce nie bije. Ale w związku z tym, że nie mam teraz za bardzo na to wpływu i niezależnie co przez te 6 dni zrobię czy nie, to pewnie nie zmieni sytuacji jaka nastanie, to postanowiłam, że spróbuję się trochę uspokoić, dzisiaj wybiorę się na spacer, bo najgorsze jest siedzenie w domu, czytanie internetu i rozmyślanie co może być nie tak.
 
Oczywiście, że stojąc po drugiej stronie "lustra" jest inaczej. Po 3 stratach ciężko mieć pozytywne nastawienie do 2 kresek na teście - wtedy to dopiero myśli galopują. Miałam to szczęście trafić na dobrych psychologów, którzy mi pomogli przeżyć starty, ułożyć myśli. Jednak największą pracę wykonujemy same. A głowa to nasz największy wróg. Zobacz, ile ludzi łamie bariery "medyczne", bo wierzą, mają upór i determinację. Rozumiem co czujesz po poronieniu - strach, niepewność, ból i setki innych, przykrych uczuć. Czy możesz znaleźć cokolwiek pozytywnego w tej sytuacji? Tak! Możesz zajść w ciążę! Ile kobiet nigdy nie ujrzy dwóch kresek, nie wiedzą, że mają wrogi śluz albo mają uczulenie na materiał genetyczny swojego partnera. A może wtedy to nie był czas na dziecko?
Przejścia trudne zawsze będą obok Ciebie, ale mimo ogromnego bólu i rozczarowania zawsze Ci coś dają, tylko trzeba to przepracować że sobą.
Po wizycie u ginekologa dołącz może do grupy mam z Twojego miesiąca porodu, ja sobie ogromnie chwalę przeżywanie ciąży w tej wirtualnej, forumowej rzeczywistości, dziewczyny na pewno Ciebie wesprą, rozwieją wątpliwości.
 
reklama
Dziewczyny przepraszam miałam juz nie pisać i nie truć do wtorku ale nie daje rady. Okazało sie jak porównałam z wynikami z netu że pecherzyk ciążowy byl za maly byłam u gina 5 tydzien 2 dzien wiec 4 mm to zdecydowanie za mało.. Zaczęłam dzisiaj czytać o za małych pevherzykach i w 99% kończyło sie to poronieniem i łyżeczkowaniem. Lekarz moze nic nie mowil zeby mnie nie stresowac albo myslal ze owulacja sie przesunela ale ja robiłam testy owulacyjne i dokładnie wiem kiedy wyszły pozytywne.. Też pamiętam że wtedy właśnie miałam ten śluz. 2 dni pózniej juz mi mega spadło libido do 0 i wtedy juz bylo na pewno po owu.
Przepraszam, ze Wam tu truje, jak okaze sie ze moje obawy sa spowodowane tym ze cos jednak jest nie tak i skonczy sie zle, to chyba w pierwszej kolejności pojde po leki przeciwdepresyjne bo bez nich myśle, ze sie załamie totalnie i w ogóle nie bede miala sily do dalszych staran, robienia badań diagnostyki itp.. Już w tym momencie mam straszne obawy że to jakieś wady genetyczne których nie da się wyleczyć, translokavje chromosomów itp.. :(
 
Do góry