Moja niedziela dziś intensywna. Od rana sprzątanie (znajomi zapowiedzieli się z wizytą, więc trzeba było trochę ogarnąć przestrzeń. Ale dzięki temu ogarnęliśmy z M sporą przestrzeń i w salonie i powyrzucaliśmy stare pudła i kartony, uporządkowaliśmy inne do wywiezienia do schroniska) i zrobiło się dużo lepiej, przyjemniej, przejrzyściej. Wypucowałam kafle w kuchni, ale trzeba je wielokrotnie doczyszczać, żeby fugi odzyskały swój naturalny, a nie zasmużony kolor. A może perfekcyjne koleżanki podpowiedzą, czym czyszczą swoje fugi? I czy mają jakieś magiczne środki do czyszczenia kafli, paneli? Ale sobie temat wymyśliłam - ale jakoś sprzątanie daje mi ostatnio dużo satysfakcji (mimo, że męczę się masakrycznie) i jakoś poprawia świadomość, że lepiej szykuję się do przyjścia dziecka na świat (dlatego rozumiem Twoją wewnętrzną presję Olga, by wszystko było tak przygotowane na nadejście dzieciaczka, jak przede wszystkim Ty sama tego potrzebujesz, inni mogą gadać, że jest OK, ale to chodzi o świadomość dla samej siebie).
Milionka, fantastyczny obrazek psiaka i kota razem. Ale miło popatrzeć na tak fajną zwierzęcą symbiozę. Mój Bąbel dziś cały dzień odsypia wczorajsze przeboje, znieczulenia, uśmierzacze bólu. Nawet nie tknął grama jedzenia, jedynie wodę popija. Biedaczysko mocno się namęczył.
Gorgusia - rzeczywiście - wypróbowałam, wierzę na słowo. Tak zostałam skopana i zmaltretowana wczoraj, że myślałam, że mnie rozerwie. Zjadłam dwa małe kawałki ciasta, ale to co działo się potem w moim brzuchu, to istne, bolesne szaleństwo. Normalnie mogłabym się założyć, że dostałam od dziecka z pięści w brzuch od wewnątrz. Skutecznie mnie to otrzeźwiło tak, że dziś bałam się tknąć cokolwiek słodkiego. To lepsze niż jakiekolwiek zakazy, wspomnienie tego kopańska. Ale ciacho rzeczywiście wyszło dobre, znajomi dziś się nim zajadali.
Mart, ja z kolei miałam ciężką noc.Budziłam się wielokrotnie, z trudem przewracałam z boku na bok i po 5 marzyłam, żeby już była np. 8 żebym mogła wstać i jakoś funkcjonować. Ostatnio śpię na większym czuwaniu, prze co szybciej robię się zmęczona i czuję rozdrażniona.
Kakakarolina, Ty po prostu jesteś bardzo odpowiedzialną kobietą

Nie chcesz zostawić żadnej z nas na placu boju, więc czekasz aż wszystkie porodzimy, żeby zdać relację, a później dopiero pomyślisz o sobie. Ale nie martw się, trzymam(y) za Ciebie kciuki, nie poświęcaj się aż tak bardzo i tak już to zrobiłaś
Pamelcia,rzeczywiście psychologia to bardzo wdzięczna, trochę czasem zgubna nauka. My na pedagogice mieliśmy trochę zajęć z psychologii rozwojowej, społecznej, ogólnej (jak dla mnie to za mało, ale w końcu to inne studia). Na początku zaczytywałam się w podręcznikach i książkach na temat mądrego, zrównoważonego wychowania dzieci. Bardzo dużo fajnych informacji w tamtym czasie wchłonęłam (wielu z nich już nie pamiętam

, ale książki pozostały). Ale już ochłonęłam i się uspokoiłam. Wiem, że w wychowaniu ważny będzie instynkt, jakieś własne próby. Błędów nie uniknie się w żadnym przypadku (i po żadnym, nawet nie wiem jak mądrym kierunku

), dlatego nie chcę od siebie za dużo wymagać. Może dlatego nie zaczytywałam się w trakcie ciąży poradnikami, gazetami (jedynie je kupowałam i formowałam dzięki nim coraz większą kupkę na półce

). I dobrze, nie mam zamiaru popaść w paranoję i tak jak
Olga pisze - pójść nieco na żywioł i spontan. Wszystko się z czasem ładnie poukłada - takiej jestem wiary, albo tak sobie wmawiam.
Dziewczyny, lecę na kąpiel,, a potem szykuję się na komedię na dwójce "Oświadczyny po irlandzku" - polecam - fajny, lekki, zabawny film. Widziałam go już ze 3, 4 razy, ale zawsze mnie odpręża, a teraz jest mi to potrzebne, bo nerwy mam dość delikatne (co chwilę coś mnie wkurza, mój M ma teraz ze mną ciężko).
Exotic, nie czytałam jeszcze, ale po opisach dziewczyn domyślam się, że już coś się zaczęło. Oby to była lekka i szczęśliwa akcja, powodzenia
Do usłyszenia kochane
