- Dołączył(a)
- 13 Listopad 2025
- Postów
- 1
Post ma na celu jedynie pożalenie się. Nie chcę nikogo urazić, opisuję swoje przeżycia w ciąży. Dziękuję
Zawsze chciałam mieć dzieci, marzyła mi się trójka. Boże, mam nadzieję, że mój syn nigdy tego nie przeczyta, chociaż.. może stałby się bardziej świadomym mężczyzną.
Wracając do początku, moja pierwsza ciąża, 8 miesiąc, 17 kg na plusie, kilka rozstępów na brzuchu oraz uwaga HIT, w kroczu!, w domu na L4 od 3 miesięcy, dom wysprzątany, wyprawka w 90% gotowa, w brzuchu synek, czyli przytoczyłam wszystkie niezbędne informacje, które interesują wszystkich wokół. Chociaż nie mogę powiedzieć, moja mama to złoto, dzwoni i pyta jak się czujemy i zawsze mnie wysłuchuje, z kolei naprzeciw teściowa, która ostatnio na obiedzie przy całej rodzinie zapytała: „A Ty ile zgrubłaś? Bo ja przy X 11 kg!” Nosz *****. I tak to właśnie jest, w ciąży jestem tylko tą kobietą, która nosi maleństwo w brzuchu. Gdzieś te pytania o moje samopoczucie występują, ale chyba moje poczucie niesprawiedliwości i wszechogarniający smutek zmieszany ze strachem to wypycha i zostaje tylko to. Myśli w głowie: ile jeszcze? Ile przytyje do końca ciąży? Ile pojawi się tych rozstępów? Jak będę wyglądać po porodzie? Myśląc o tym wszystkim pojawia się poczucie winy. Świadomość, że gdzieś są kobiety, które nie mogą być w ciąży, które muszą wydać mnóstwo kasy na badania do in vitro, które mają komplikacje w ciąży. Wiem o tym i czasem na krótko pojawia się uczucie ulgi, że u mnie wszystko jest dobrze, ale potem znowu te myśli.
Później już tylko lawina, pojawia się świadomość, że jestem niewdzięczna, nie potrafię się cieszyć z tego co mam, że jestem egoistką, bo całą moją ciążę definiują te rozstępy. Czy to przez ten świat, który piętnuje kobiety, czy to rzeczywiście niewdzięczność? Żeby była jasność, ciąża nie była wpadką, była świadoma, ale momentami żałuję. Czego mi w życiu brakowało? Super praca, świetni współpracownicy, wspaniały mąż, dom… Nic tylko się spełniać. Czy moje spełnienie nadejdzie w tym macierzyństwie? Czy nie zepsułam już go sobie? Czy pokocham to dziecko, jak je urodzę?
No właśnie, urodzę.
Jak urodzę?
Jestem przerażona, choć te przerażenie w tym momencie przerywają kopniaki syna w żebra, to jest akurat chyba jedyne co mnie cieszy w ciąży, małe, łaskoczące stópki.
Chat GPT rozgrzany do czerwoności pytaniami: który poród przynosi mniej problemów zdrowotnych? Co to są zrosty brzucha? Jakie stopnie uszkodzenia krocza? Są jakieś stopnie?
Kiedyś rozmawiałam z jedną kobietką, która została skierowana na poród przez cięcie cesarskie, ponieważ stwierdzono u niej tokofobie.
Co to jest ta tokofobia? Strach przed porodem objawiający się natrętnymi myślami, bezsennością, strachem przed bólem itd.
Niby prosta furtka (oczywiście nikomu nie umniejszając, ale no nie oszukujmy się, są osoby, które mają tokofobie i są osoby, które mogą ją mieć, poprzez zaświadczenie) do porodu poprzez cięcie cesarskie, ale znowu te zrosty, ból, ryzyko infekcji, czasami brak czucia, nawet kilkuletni.
Czy o tym wszystkim wiedziałam zanim zaszłam w ciąże? W 85% byłam świadoma.
Teraz stoję w jakimś dziwnym miejscu, na jakimś skrzyżowaniu, mam złudną nadzieję, że sobie wybiorę dla siebie lepszą opcję. Odpuszczę i zdam się na własne ciało, pójdę do tego szpitala urodzić i dać się naciąć/pęknąć/mieć cesarkę i będę mieć potem do siebie pretensje, że mogłam zrobić inaczej, albo więcej ćwiczyć, albo **** wie co. Albo spróbuję przejąć inicjatywę i będę prosić o skierowanie na cesarskie cięcie.
I nadal nie wiem co zrobić. Może powinnam pójść poćwiczyć mięśnie Kegla. Może. Ale teraz jestem w tym kurwidołku rozpaczy, że na nic już nie będę mieć wpływu przez najbliższy rok. Że mój mąż pójdzie do pracy, że wszyscy będą żyć swoim życiem, a ja nie będę sobą. Nie będę mieć swojego ciała, swoich piersi, swojego krocza, swoich myśli, swoich rutyn, bo będę to wszystko udostępniać małemu człowieczkowi. Nie potrafię tego pojąć. Czasami przebiegają mi przez głowę myśli, czy będę dobrą matką? Pewnie po przeczytaniu tego tekstu powiesz, że nie. Jeszcze to do mnie nie dociera, na razie oczy zakrywa mi strach przed tym, co jeszcze mnie spotka i jakie myśli napłyną w ciągu tych 54 dni.
Zawsze chciałam mieć dzieci, marzyła mi się trójka. Boże, mam nadzieję, że mój syn nigdy tego nie przeczyta, chociaż.. może stałby się bardziej świadomym mężczyzną.
Wracając do początku, moja pierwsza ciąża, 8 miesiąc, 17 kg na plusie, kilka rozstępów na brzuchu oraz uwaga HIT, w kroczu!, w domu na L4 od 3 miesięcy, dom wysprzątany, wyprawka w 90% gotowa, w brzuchu synek, czyli przytoczyłam wszystkie niezbędne informacje, które interesują wszystkich wokół. Chociaż nie mogę powiedzieć, moja mama to złoto, dzwoni i pyta jak się czujemy i zawsze mnie wysłuchuje, z kolei naprzeciw teściowa, która ostatnio na obiedzie przy całej rodzinie zapytała: „A Ty ile zgrubłaś? Bo ja przy X 11 kg!” Nosz *****. I tak to właśnie jest, w ciąży jestem tylko tą kobietą, która nosi maleństwo w brzuchu. Gdzieś te pytania o moje samopoczucie występują, ale chyba moje poczucie niesprawiedliwości i wszechogarniający smutek zmieszany ze strachem to wypycha i zostaje tylko to. Myśli w głowie: ile jeszcze? Ile przytyje do końca ciąży? Ile pojawi się tych rozstępów? Jak będę wyglądać po porodzie? Myśląc o tym wszystkim pojawia się poczucie winy. Świadomość, że gdzieś są kobiety, które nie mogą być w ciąży, które muszą wydać mnóstwo kasy na badania do in vitro, które mają komplikacje w ciąży. Wiem o tym i czasem na krótko pojawia się uczucie ulgi, że u mnie wszystko jest dobrze, ale potem znowu te myśli.
Później już tylko lawina, pojawia się świadomość, że jestem niewdzięczna, nie potrafię się cieszyć z tego co mam, że jestem egoistką, bo całą moją ciążę definiują te rozstępy. Czy to przez ten świat, który piętnuje kobiety, czy to rzeczywiście niewdzięczność? Żeby była jasność, ciąża nie była wpadką, była świadoma, ale momentami żałuję. Czego mi w życiu brakowało? Super praca, świetni współpracownicy, wspaniały mąż, dom… Nic tylko się spełniać. Czy moje spełnienie nadejdzie w tym macierzyństwie? Czy nie zepsułam już go sobie? Czy pokocham to dziecko, jak je urodzę?
No właśnie, urodzę.
Jak urodzę?
Jestem przerażona, choć te przerażenie w tym momencie przerywają kopniaki syna w żebra, to jest akurat chyba jedyne co mnie cieszy w ciąży, małe, łaskoczące stópki.
Chat GPT rozgrzany do czerwoności pytaniami: który poród przynosi mniej problemów zdrowotnych? Co to są zrosty brzucha? Jakie stopnie uszkodzenia krocza? Są jakieś stopnie?
Kiedyś rozmawiałam z jedną kobietką, która została skierowana na poród przez cięcie cesarskie, ponieważ stwierdzono u niej tokofobie.
Co to jest ta tokofobia? Strach przed porodem objawiający się natrętnymi myślami, bezsennością, strachem przed bólem itd.
Niby prosta furtka (oczywiście nikomu nie umniejszając, ale no nie oszukujmy się, są osoby, które mają tokofobie i są osoby, które mogą ją mieć, poprzez zaświadczenie) do porodu poprzez cięcie cesarskie, ale znowu te zrosty, ból, ryzyko infekcji, czasami brak czucia, nawet kilkuletni.
Czy o tym wszystkim wiedziałam zanim zaszłam w ciąże? W 85% byłam świadoma.
Teraz stoję w jakimś dziwnym miejscu, na jakimś skrzyżowaniu, mam złudną nadzieję, że sobie wybiorę dla siebie lepszą opcję. Odpuszczę i zdam się na własne ciało, pójdę do tego szpitala urodzić i dać się naciąć/pęknąć/mieć cesarkę i będę mieć potem do siebie pretensje, że mogłam zrobić inaczej, albo więcej ćwiczyć, albo **** wie co. Albo spróbuję przejąć inicjatywę i będę prosić o skierowanie na cesarskie cięcie.
I nadal nie wiem co zrobić. Może powinnam pójść poćwiczyć mięśnie Kegla. Może. Ale teraz jestem w tym kurwidołku rozpaczy, że na nic już nie będę mieć wpływu przez najbliższy rok. Że mój mąż pójdzie do pracy, że wszyscy będą żyć swoim życiem, a ja nie będę sobą. Nie będę mieć swojego ciała, swoich piersi, swojego krocza, swoich myśli, swoich rutyn, bo będę to wszystko udostępniać małemu człowieczkowi. Nie potrafię tego pojąć. Czasami przebiegają mi przez głowę myśli, czy będę dobrą matką? Pewnie po przeczytaniu tego tekstu powiesz, że nie. Jeszcze to do mnie nie dociera, na razie oczy zakrywa mi strach przed tym, co jeszcze mnie spotka i jakie myśli napłyną w ciągu tych 54 dni.