Cześć Dziewczyny!

Przesyłam Wam moje testy z 12, 13 i 14 dpo (owulacja potwierdzona monitoringiem). Dzisiaj rano zrobiłam betę i wrzucam też wynik

Jestem mega szczęśliwa, bo akurat dzisiaj mamy 4. rocznicę ślubu i zrobię mężowi cudowny prezent, jak wróci z pracy

W sobotę i poniedziałek czeka mnie jeszcze przyrost bety.
Chciałabym podzielić się naszą historią i może przy okazji zmotywuje mnie to do częstszego pisania
Rozpoczęliśmy starania jak miałam 30 lat, a mój mąż 34 lata. Staraliśmy się ok. 1,5 roku. Sporadycznie pojawiałam się na staraczkach i ze względu na mój charakter raczej mało się odzywałam (bardziej podczytywałam i analizowałam

). Dodam, że od 16 roku życia leczę się na epi - od 5 lat zero ataków, ale leki muszę brać i jestem pod stałą kontrolą neurologa.
Na początku były oczywiście: testy owulacyjne, pomiary temperatury, obserwacja śluzu, itd. Mąż w tym czasie miał i nadal ma sporo stresów w pracy i w rodzinie, do tego mało ruchu, praca zdalna i kiepska dieta – więc libido słabe, a forma też średnia.
Po około 7 miesiącach starań stwierdziłam, że muszę się przebadać, bo wolno idzie (tak uważałam, bo moja siostra jest trochę wiatropylna

, ale też jest 10 lat starsza, a pierwsze dziecko miała w wieku 23 lat).
Co lekarz to inne zdanie

. Część twierdziła, że u mnie wszystko wygląda ok, a inni podejrzewali lekkie PCOS i adenomioza, ale jakichś dalszych badań nie miałam – czyli pozostawiali mnie ze smutkiem i nic więcej. Konkretów brak, więc musiałam zacząć być swoim własnym lekarzem, tyle dobrego, że mam abonament w Luxmedzie

. Na własną rękę zrobiłam badania, które mogły być potrzebne na tamtym etapie: badania podstawowe, komplet badań na tarczycę (wyszło, że mam Hashimoto), badania na PCOS (AMH-5,01), hormonalne (wszystko wyszło dobrze wg lekarzy, ale wg mnie niski progesteron 12,5ng/ml w 22 dc + lekkie plamienia od 10dpo aż do @), wit. D3 (mimo suplementacji cały czas niedobór), kortyzol (ok), prolaktyna (na 5 badań raz pojawiła się duuużo wyższa), ferrytyna (ok), i masa innych badań, które można zrobić samemu.
Po roku trafiliśmy do kliniki niepłodności. Dzięki wcześniejszym badaniom było łatwiej na starcie. Adenomioza i PCOS wykluczone przez lekarza, ale po usg pojawiło się podejrzenie niedrożności jednego jajowodu.

Mąż miał pierwsze badania nasienia i wyszło, że ma lekko obniżony ruch postępowy plemników. Dostał na miesiąc lek na poprawę jakości nasienia (nazwa na A – zapomniałam

) i TenFertil On. Do tego dostał masę zaleceń odnośnie posiłków i zdrowego stylu życia – dla niego największym problemem były gazowane napoje słodzone, ale doktor specjalnie to podkreśliła i zakazała coli oraz napojów z kofeiną typu RedBull. Mąż coś tam się trzymał, ale musiałam go pilnować jak dziecka

. Czasami miałam wrażenie, że bardziej mi zależy niż jemu. Później pojechaliśmy na wakacje i wiadomo jak to jest – alkohol i zabawa, wyjścia ze znajomymi, itd., więc kolejne badanie nasienia ciągle odkładał. Byleby nie wyszło, że na badaniu nie był „w formie”. Bał się bardzo wyniku, ale też miał nadzieję, że „a może w tym miesiącu już jesteś w ciąży”.
Chodziłam na monitoringi - oprócz usg, to badania z krwi (2x w miesiącu minimum). Ze stresu pierwszy cykl nieudany i skończył się torbielą. Później zrobiłam badanie na drożność jajowodów. Bolało, ale w sumie bolał najbardziej jeden jajowód, w którym było podejrzenie, że jest niedrożny, ale wyszło później wszystko ok (chyba płyn „przepchał”

). Od tego cyklu dostałam stymulacje Aromkiem 1 raz dziennie wieczorem od 2 do 6 dc. Później zastrzyki z Gonapeptyl, a w drugiej fazie progesterone besins 2x1. Lekarka dość szybko sugerowała nam inseminacje, albo od razu IVF, bo przecież jest teraz refundowane i „po co się męczyć”. Nie chciałam tego robić, w szczególności, że cały czas powtarzała, że w naszym przypadku mamy dużo czasu, bo mam duży zapas (AMH 5,01). I tak przez 4 cykle prób.
Ze śmiesznych rzeczy – w tym cyklu wysłałam męża na badania nasienia praktycznie siłą

Wiadomo, z miesiąca na miesiąc odwlekał, bo „a może jednak jesteś w ciąży”. Do tego miał jeszcze zrobić badania krwi, ale skoro się udało, to już mu daruję

. Aktualne wyniki wyszły duuużo gorzej niż poprzednio, ale mogło to być przez to, że poszedł na badanie po lekkim przeziębieniu. Już koło 22 dc byłam pewna, że z tego nic nie wyjdzie… a tu proszę
Jeśli pozwolicie to na szybko napiszę co brałam. Oprócz leków miałam zapisany od lekarza TenFertil Ona i kwas foliowy 5mg (ze względu na chorobę neurologiczną). Z suplementów, które sama brałam: Wit. D3 w kroplach, Omega 3 (super są!), 2x dziennie piłam miętę zieloną, wieczorami zioła Ojca Sroki, kompleks wit. B, selen, jod, inozytol. Starałam się też zrzucić 5 kg, żeby wejść na wagę w normie wg BMI. Mężowi też podrzucałam ashwagandę i melatoninę na noc.
Ciekawostka – czytałam, że wzrost LH z testów pod koniec cyklu może sugerować ciążę. U mnie zawsze przed @ miałam wzrost na testach lh, ale nigdy nie miałam choć cienia cieni na teście ciążowym, a z krwi wychodziła beta prawie 0. Teraz – testy LH blade, a beta faktycznie dodatnia
PS. Wyszło długo, ale jak ktoś mało pisze, to potem nadrabia

Mam nadzieję, że wybaczycie ten spam – może komuś moja historia się przyda