reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Wątek dla macoch: Jak Wam się układa z Waszymi pasierbami?

Izyda,
dziewczyna rekompensuje sobie braki przedmiotami - nie jest to wcale takie rzadkie zachowanie - ludzie często chcą nasycić głód emocjonalny rzeczami, które wystarczy kupić czy wymusić ich kupienie przez kogoś innego. głód uczucia, czasu, czy wreszcie głód bycia na pierwszym miejscu

Izyda, Twój mąż spędza z małą jakiś czas razem, pokazuje jej , że ją kocha, no wiesz, przytula czasem itp. - bo jeśli nie to może ona sobie te swoje strategie zachowania obiera jako substytut
 
Ostatnia edycja:
reklama
Haha dawno tu nie zaglądałam!!
Izdyna ja mam tak jak TY!
Kupuję Maksowi gumy rozpuszczalne, czy kaszkę, muszę też kupić P (16 lat!) płatki kupuję Maksowi musze kupićPatrykowi x10(bo tyle ich pochłonie przez ten czas co młody zje jedną paczkę...)
u nas się nie przelewa i wiecznie jest wojna o to, że P bronię.. ale do cholery jasnej! on ma 16 lat, żołądek bez dna(dosłownie) zjada po 20 bułek dziennie, wiec wyobraźcie sobie jego śniadanie, zjada całą paczkę płatków na raz z litrem mleka, a nieraz i więcej a za półlgodz znów jest głodny!
Mój A wiecznie fochy na mnie robi, że bronię P jeść... tłumaczę mu, że on nie ma 5 lat i nie może się nadadać płatkami, bo nas na to nie stać, niech zje te kanapki a potem dla smaku zrobi sobie miskę płatków... tu nie chodzi o bronienie jedzenia, tylko jedzenie takich rzeczy, żeby się najadł, a nie kosztują majątku.. co innego gdybyśmy mieli 3 tys na spożywkę ale mój tyle przyniesie do domu, a większośc idzie na opłaty! na jedzienie zostaje mi na miesiąc jakies 500-800zł i jego nie ochodzi jak mam to zrobić, ale P ma mieć to samo co Maks.. jeśli potrzebuje zjeść więcej to po prostu mam mu kupić tego więcej(!) nosz k... bez przesady! Jak P kupuję chipsy, aMaksowi nie, to wszystko ok, ale jak młody dostaje kaszkę do picia czy cokolwiek dla dzieci, czego P nie musi a młody powinien, bo mało co je, to zaraz awantura... jak P kasę dostanie na lody/chipsy/snikersa czy coś tam innego to jest ok, ale jak już przyniosę milky way dla młodego a dla P nie, bo dostał na to kase, to znów jest awantura... bo jemu będzie przykro.. i nic nie daje tłumaczenie że dostał w tym dniu pieniądze np na snikersa... ehhhhh

o ciuchach to już nawet nie mówię... jak Maks wyrasta i mu kupuję, to zaraz jest, a P kupiłas? mówię.. ale on ma pełno koszulek//spodni i wszystkiego, nawet w połowie nie chodzi... ale A oczywiście i tak musi się czepiać i kończy się awanturą...
w dodatku wkurzam się, bo A wie, że większość ubra Maksowi kupuję z jego kasy, którą dostaje, lub z pieniedzy, którę zarobię na allegro za rzeczy, z których młody powyrasta.. po prostu ręce opadają.. nieraz mówi, że wie, że rozumie, a 2 dni później robi mi awanturę, bo kupiłam młodemu nowe buty..

ale najśmieszniejsza jest jedna rzecz- A woli kłócić się ze mną, niż eksową....(sam tak zresztą mówi, nie będę się z nią kłocił, mam ją w dupie, nie będe się prosił, z Tobą się wolę kłócić, bo z nią nie żyję.. żałosne, nie?)
nie bierze od niej alimentów, bo biedna nie ma(ona zawsze mówi, ze nie ma, mimo, że zostawiła go dla 'bogatego' faceta, który ma kilka firm i naprawdę kasę trzepie niezłą... nieraz przyjeżdżała w najnowszych firmowych ciuchach mówiąc, że ona biedna pieniędzy nie ma... a mój oczywuście przytaknie.. oh Ty biedna, no, nie musisz nic P kupować(umówili się, że alimentów płacić nie będzie, ale ubrania itd będzie mu kupowac co jakiś czas czy jemu kieszonkowe dawać...) no ale.. eksowa ma kupowac ubrania... a my go żywić płacić prąd/wodę gaz itd itd... my na niego wydajemy jakies 700-900zł /mc, a eksowa kupi mu ciuchu za 50zł/mc, jak już o coś ją poprosimy żeby kupiła to czekamy na to w nieskończoność... i jaki w tym sens:/ no i oczywiście ja też mu muszę kupić raz na jakiś czas, bo zaraz jest, że my mu NIC nie kupujemy...
no tak, kasa którą ciągle od nas wyciaga 'na coś' to nic, jedzenie prąd woda i wszystko inne to nic, no bo przecież to za darmo w sklepie rozdają...

nieraz mam dość, bo A najlepiej zabrałby Maksowi i oddał P.. bo on przecież taski biedny. mama go zostawiła i on taki sam biedny został z nami tylko.. ehh


nie rozumiem tego wogóle, bo Maks to też jest JEGO dziecko, co innego jeszce gdyby nie było.... i ja bym TEŻ alimentów na niego nie brała.. i jego ojciec nie kupowałby nic.. ale cholera jasna to jest jego syn, a wiecznie mam wrażenie jakby miał tylko P....
 
Ostatnia edycja:
madeuska
:angry::angry::angry::angry::angry:WKURZYLAM SIE,nosz normlnie wkurzylam sie na Ciebie,ze na to pozwalasz.Powiem ci co ja bym zrobila,chociaz u mnie zaden z powyzszyc numerow by nie przeszedl.
Powiedz mezowi ze dopoki nie poda matki swego syna o alimenty ty nie bedziesz spelniac jego zachcianek,a jak mu sie cos nie widzi to niech sie cmoknie gdzies i sam je spelnia
I najwazniejsze od dzisiaj -od teraz wprowadzilabym w zycie taki scenariusz,mlody i stary sie awanturuja-ja wychodze,albo mowisz-powiedzialam juz co mam do powiedzenia.Acha, a jak matka nie ma kasy,to niech placi bank alimentacyjny ,a z niej sobie sciagna,kazdy rodzic ma obowiazek placic na swoje dzieci,dla ciebie to OBCY CHLOPAK .DO CHOLERY NIE ROZUMIEM CZEMU TY MASZ SIE TLUMACZYC Z TAKIEGO CZY INNEGO POSTEPOWANIA


Dla mnie jest niepojete postepowanie twojego meza,co to wogole jest ,nie bierze kasy od ex a na jedzenie macie na 4 osoby 500-800 zloty,sama mam doroslego syna to wiem ile potrafi zjesc,nie mowiac o owocach mmysle ze na tego waszego to tyle wyjdzie ,a najdziwniejsze jest to ze szanowny maz ciebie swoimi problemami obarcza,bo to sa JEGO PROBLEMY,TO DZIECKO MA MATKE,moze /a raczej napewno niewydolna wychowawczo/ale jednak taka ktora powinna na niego lozyc.Ja bym nie odpuscila i egzekwowala pieniadze na pasierba,warto powalczyc>Skoro maz nieslusznie zreszta awanturuje sie,to ty zacznij/przynajmniej w slusznej sprawie/

A tak na marginesie to uswiadom meza ze w ten sposob wasze dziecko jest okradane,powiedz mu to tymi slowami ,ze jego postawa wobec ex okrada twoje/a raczej wasze dziecko i to jest Swinstwoooooo

I zmartwie Cie Moja Droga,ale jeszcze raz dokladnie przeczytalam Twoj post i wiesz cos niepokojacego przyszlo mi do glowy,hmmm ze Twoj maz,chyba ma wiecej uczucia do swojej ex niz do Ciebie..Wiem ze moze nie powinnam Tobie tego pisac...ale z boku czasem bardziej widac
 
Ostatnia edycja:
Wiem luizka, wiem.. wkurzam się na to,
a jemu niestety nikt nie potrafi przegadać.. nawet jego brat! znajomi.. wszyscy mu mówią, że jest durny...

a swoją droga, to ja P nie kupuję.. kupię raz na ruski rok na odwal się paczkępłatków i mu mówię, że może zeżreć na raz, po prostu potem nie będzi emiał, tłumaczę mu, że nie jest małym dzieckiem, że nie musi takich rzeczy jadać, żeby się najeść...
ciuchów mu nie kupuję,(dlaczego ja mam mu jeszcze ciuchy kupowac skoro eksowa ma to robić zamiast dawac alimenty?? ona potem mówi, że ma, bo my mu kupilismy i nie potrzebuje... i tak 15 razy więcej rocznie na niego wydajemy niż ona... jak nie więcej)... dlatego ciągle są awanturty, ale ja powiedziałam, nie zabiorę Maksowi żeby dac P koniec kropka, co innego gdyby były na niego alimenty, wtedy byłoby (w miarę, bo wiadomo, że on ciuchów co chwilę nowych jak Maks nie potrzebuje, ale znow żarcia dużo więcej) po równo..
ale on i tak nic sobie z tego nie robi...

już 6 lat jesteśmy razem, tyle czasu walczę.. wiec jak widzisz jest to walka z wiatrakami...
każdy się dziwi, że A taki jest.. KAŻDY mu tłumaczy, a on jak ślepy głupi i niedorozwinięty nic z tym nie robi;)
 
Ostatnia edycja:
medeuska- jakbym czytała o sobie- jedzenie jest identycznie- płatki, kaszki, kubusie, soczki- tyle ze ja kupuję tylko małemu to co jest przeznaczone dla maluchów i mam gdzieś poszkodowanie- łącznie ze szlochem młodej i wyrzuty taty i babć- nie stać mnie i koniec- tez bym chciała wypijać 5 litrów dziennie kubusia ale niestety nie piję. I mówię młodej- jak miałaś 3 lata to też piłaś, jadłaś i ci kupywałam, teraz ona je więcej niż ja- więc tak jak opisujesz z płatkami czy kaszką- to co małemu starczy na tydzień, dla niej trzeba by było kupywać codzinnie, a skoro je już ilosci jak dorosła to moze i jeść produkty dla dorosłych, a płatki takie z wielopaków- bo w sumie mleko zdrowe, a ona intensywnie rosnie- ale nie malutka paczuszka tych reklamowanych za 6zł(gdzie tak naprawde jest na raz dla niej). Ciuchy- w niedziele babcia tylko jej kupiła, małemu nic, wczoraj przyszła kolejna babcia- tylko jej kupiła, małemu nic. Wynik- zero protestów ze strony meza, zero narzekań ze strony młodej. W drugą stronę sytuacja nie do pomyslenia- jak byłam tylko z małym u teściowej i akurat przyszła sasiadka i dała mu 10zł, to na nastepny tydzień babcia biegnie z dychą dla młodej- pytam się co to za pieniadze- "no jak to- to za tamto co mały dostał"- odpowiada młoda z fochem... To jest chore.
 
izyda mamy dużo wspólnego:D u nas tak samo.. mama A zawsze kupowała tylko P i było ok, dopóki ja nie zaczęłam się stawiać A miał to gdzieś, wg niego tak powinno być, powiedziałam, że to nienormalne, już o ubrania nawet nie chodzi, bo jak ubrania mu kupowała od jakieś znajomej używane, to machałam ręką, jak stało się to normą, zaczłęm aiś wkurzac, że na Maksa nie da ani grosza, żebym mu kupiła, skoro już ona nie wie co kupić..
ale z jedzeniem było jeszcze lepiej.. P dostawał co chwilę od babci płatki, nutellę i inne słodzycze.. jak Maks był mały olewałam to, znaczy kłóciłam się z A że chociaż Maksowi mogłaby słoiczek kupić.. od tego czasu nie kupowała długi czas nic nikomu(już wolę takie wyjście) potem znów kupiła, ale własnie taką wielką pakę płatków(najtańszą, w przezroczystym opakowaniu kilogramową, jak karma dla psów w Auchan zapakowaną) i to kupiła dla Maksa! Patryk zawsze dostawał oryginalne nequick czy inne.. a teraz na odwal się kilogramowa paczka płatków dla Maksa.. wrrr, wkurzyłam się i dałam ją P żeby sobie całą zeżarł, łaski mi nie będzie baba robić...
A się wkurzył, jak go nastawiłam:D powiedzial matce i znów nie kupuje nic, albo baaaaardzo rzadko kupi jedną nutellę maksowi i jakiegoś banana.. tylko też nie powie przy P że to dla Maksa tylko i potem on się awanturuje że na ewno babcia nie kupila tego tylko Maksowi.. mimo, że on dostał kasę, tak jak u Ciebie, he he,

albo głupi przykład- Maks ma urodziny dostaje kase czy prezent, to P zawsze dostawał 20zł- żeby mu żal nie było...
P ma urodziny i Maks albo nie dostawał nic, albo batonik za 70gr... na szczęście przynajniej A to widzi, że jego matka zdecydowanie faworyzuje P i często jej o tym mówi...
szkoda tylko, że swoich błędów nie widzi...
 
Witam, muszę przedstawić swoją historię..... W obecnej chwili jestem już tak zdesperowana,że muszę się komuś wygadać.. Otóż mój sytuacja przedstawia się następująco: 9 lat temu poznałam faceta, który odrazu powiedział mi,że ma dziecko- syna 4 latka. Moja reakcja była jak najbardziej pozytywna i w ogóle mi to nie przeszkadzało- bo niby dlaczego miałoby przeszkadzać. Facet ślubu z babką nie miał i rozchodził się kilka razy. Miłość to nie była a raczej męczyli się razem dla dziecka. Ona wyjechała za granicę na początku zostawiając syna ale po czasie go zabrała utrudniając kontakt z ojcem małego. Na wakacje przyjeżdżał więc troszkę mogli ze sobą pobyć jak ojciec i syn. Oczywiście na początku Matka chłopca próbowała zakazać mi spotykać się z jej dzieckiem i miała pretensje do mojego- obecnie męża no ale nie miała wyboru bo jej facet z nią mieszkał i miał kontakt z jej synem.............

Mały uczył się za granicą do 3 klasy podstawowej. To był trudny okres w jego życiu bo nie lubiły go dzieci- przecież to Polak- a i matka sama nie wiedziała czego chce. Wracała do Polski z nim i niby miała już tu zostać ale znowu wyjeżdżali i tak w kółko... Mały miał rozpiernicz życiowy, który jakoś znosił. W 2008 roku pobraliśmy się z moim partnerem i prowadziliśmy beztroskie życie we dwoje. Ale nie za długo, gdyż nagle dziecko mojego męża zamieszkało z nami. Na początku bardzo się cieszyłam. Wręcz byłam dumna i zaskoczona, że matka chłopca tak poprostu oddaje go w moje ręce... Na moje wychowanie. Jak zawsze na początku było słodko. Dogadywałam się z chłopcem od samego początku jak go poznałam a miał wtedy 4 latka. Słodziaszek tulący się do mnie- zagościł w moim sercu. Kochałam go jak swojego syna. Często powtarzaliśmy małemu, że go kochamy- zarówno tata jak i ja. Ponieważ nie jestem suką nie chciałam mącić małemu w głowie, że to ja jestem teraz jego matką- nie jestem taka, wręcz przypominałam mu, że mama napewno bardzo za nim tęskni i kocha go. Nie chciałam zastępować mu matki. I takie życie we troje bardzo mi odpowiadało. Młody odwzajemniał miłość i bardzo dobrze się ze mną czuł. Nawet bardziej chciał spędzać czas ze mną niż z ojcem. Ja się bawiłam śmiałam i uczyłam. Mąż mnie za to podziwiał. On nie potrafił spędzać z nim czasu tak jak ja. Traktowałam go jak syna być może z tego względu, że nie chciałam mieć swoich dzieci.

Co jakiś czas matka małego obiecywała mu, że go zabierze i że będą razem mieszkać. Owszem zabierała go na pół roku, przenosił ze szkoły do szkoły aż chłopak się pogubił. W szkole za granicą już było mu za ciężko z powodu półrocznej przerwy i nauki w polskiej szkole a z drugiej strony polska szkoła sprawiała mu problemy ze słownictwem i ortografią, czytaniem.... Pewnego dnia chłopak powiedział, że chce zostać z tatą i uczyć się w polskiej szkole bo nie poradzi sobie w hiszpańskiej. Matka nie miała wyboru i chłopak zamieszkał ponownie z nami.

Od tamtej pory zaczęło się sprawdzanie zeszytów i odpowiedzialność za jego postępy w nauczaniu i znów to spadło na mnie..... W końcu zaraz będę pani magister to byłam z nauką na bieżąco. Poświęcałam mu swój czas pomimo własnych potrzeb i nauki na studiach ale co się nie robi dla dzieci. Młody dorastał, nie chciał się uczyć, nie odrabiał zadań domowych... Ba!!! Nawet ich nie zapisywał w zeszytach!!!! Zaczął spędzać bardzo dużo czasu przed komputerem. Ogólnie nie uczył się źle ale jedynki za zadania domowe obniżały mu średnią........
Trzeba było troszkę przypilnować chłopaka ale okazało się, że on się strasznie denerwował jak pytaliśmy o zadania domowe czy zapisał czy się uczy, jakie ma oceny.... Zaczął pyskować krzyczeć... To nie było do niego podobne ale niestety uczyć się trzeba. I w końcu nadszedł dzień w którym ten kiedyś słodziaszek zmienił się w diabła… Przestałam się angażować w jego wychowanie oraz nauczanie… Nie mogłam znieść jego odzywek i pyskowania. z dnia na dzień był coraz gorzej. Co by nie zrobił mówiłam mężowi: Twój syn to, Twój syn tamto. Mąż nakrzyczał jak coś przeskrobał ale to, że właśnie ja powiedziałam, że on pyskował coraz to bardziej odpychało małego ode mnie. Marzyłam, o wakacjach na które miał jechać do matki. Odliczałam dni bo w końcu i jak miałam „wakacje”. Również święta były dla mnie czymś wyjątkowym- wiedziałam, że chłopak pójdzie do matki bo ona prawie zawsze przyjeżdżała na święta. Jednak rok temu młody już 11 letni wówczas chłopak pojechał do matki po czym po miesiącu wrócił. Byłam załamana… Chodziłam zła co odbijało się na relacjach i z nim jak i z mężem… Doszło do tego, że zaczęłam patrzeć na małego i wyszukiwać co robi źle ciągle zwracałam mu uwagę. Przeszkadzało mi, że gra całymi dniami na komputerze- chodziło mi o prąd. Bardzo dużo płacimy jak na trzy osoby w mieszkanku z małymi dwoma pokojami. Młody co chwile jadł coś z mikrofalówki a to też żarło prąd. Krzyczałam, że nie sprząta w domu (bo tak jest rozpieszczony, że on nie musi nic w domu robić pomagać), nie mogłam zrozumieć dlaczego on nie ma obowiązków. I wygrałam tą walkę. Młody musiał odkurzać i sprzątać po sobie. I jak tylko nie posprzątał mówiłam mężowi. On mu nagadał i mi było lżej. Bo ja nie mogłam mu nic powiedzieć. Z resztą jak miałam mu powiedzieć żeby poszedł do sklepu to musiałam pół godziny o tym myśleć i się stresować. Stało się coś okropnego z tą nie do końca rodziną. Nie do końca gdyż młody nie chciał z nami nic robić. Ani na zakupy, ani na działkę, ani na ryby połowić nic… Ne chciał nic robić a szczególnie na działce. Nie chciał pomagać ani dotrzymywać nam towarzystwa. Mąż pozwalał mu grać podczas gdy nas nie było w domu. Więc były dni, że po 12 godzin siedział i grał. Mógł nie jeść nie pić. Byle by grać. W końcu postawiłam sprawę jasno: 3 godziny grania dziennie i koniec. Nie przestrzegał czasu więc mówiliśmy że trzy godziny już minęły. I tak codziennie. Byłam zmęczona, marzyłam żeby go już z nami nie było… Wręcz myślałam co zrobić żeby on prosił matkę żeby go zabrała… Stało się to moją obsesją. Młody był coraz gorszy, więcej pyskował ale ja już nie zwracałam na to uwagi. Powiedziałam mężowi że jak on pozwala na pyskowanie to niech do niego pyskuje bo ja sobie nie pozwolę i tak też było. Byłam dla małego niedostępna. Ale i on się nie kwapił żeby pogadać czy coś porobić razem.

Młody ma 12 lat. Kończy szkołę podstawową. Chcieliśmy z mężem żeby on się uczył ale ciągle się z nim kłóciliśmy. On udawał „głupa” gdy pytaliśmy o jedynki braki zadań i dlaczego nic nie umie. I tak minął prawie rok od wakacji. Również nie mogłam się doczekać na te wakacje. Miał jechać do matki na dwa miesiące. Ale tu już koniec roku a trzeba oceny poprawić. Pomyślałam że sprawdzę czy on coś umie, czy się przygotował bo miał poprawiać język obcy. Pytam go a on nic nie umie. Mąż kazał mu się uczyć. Z ogromnym fochem poszedł do pokoju po czym po 15 minutach poszedł się wykąpać i spać. Mąż go woła i pyta co się nauczył i dlaczego nagle idzie spać (bo normalnie to on nigdy nie chce się kąpać i spać i trzeba go gonić). On powiedział, że on się nie będzie już uczył bo on umie. Więc go pytam a on ani me ani be. Mąż zdenerwowany pyta dlaczego kłamie a wtedy się zaczęło. Młody zaczął krzyczeć, że my wymyślamy i że jakoś wcześniej nie kazaliśmy się mu uczyć, że taaaaa co jeszcze powiecie…. Takie odzywki miał i nie dał nam dojść do słowa. Poszedł obrażony do pokoju, mój mąż za nim bo chciał się dowiedzieć skąd to jego zachowanie a młody zamknął mężowi drzwi przed nosem…… Prawie go nimi uderzył!!!! Mój mąż wpadł w furię bo jego zachowania wyprowadzają z równowagi i mąż kazał mu nie pyskować do niego ale ten jeszcze bardziej wrzeszczał więc mąż klepną go w dłoń. Młody się rozpłakał i wykrzykiwał dlaczego on go bije…. Myślałam, że upadnę jak to słyszałam. Mąż nakrzyczał za jego zachowanie i chyba nie wie co to znaczy bić (bo mój mąż nie jest tyranem ani nie bije dziecka, w życiu go nie uderzył a teraz za pyskowanie klepnął). Zmęczony tą sytuacją kazał mu iść spać. Rozmawialiśmy o tym wieczorem i wytłumaczyłam mężowi, że doszło do takiego zachowania przez to, że jak młody pyskował przez te dwa lata to on nie reagował tylko się śmiał a to są skutki. Nie można kazać mu się uczyć bo on … nie będzie się uczył…… Koszmar. Ale na drugi dzień miał mieć zakaz na komputer i miał nadrobić naukę….. Co się okazało??? Że młody uciekł z domu nad ranem zanim wstaliśmy… „Uciekł do babci (od strony matki). Nagadał, że ojciec go bije….. Matka o 6 rano z zagranicy zadzwoniła, że jak on może bić swoje dziecko i że ma mieszkać mały u babki….. Nie mogliśmy oboje w to uwierzyć. Obecnie już z nami nie mieszka od tygodnia ale ja wciąż się boję ,że będzie musiał do nas wrócić bo nie wyjedzie z matką a ta niestety nie może się zatrzymać w jednym miejscu,,,, woli się bawić niż zapewnić dziecku dom….. Nie wiem co zrobię jak on wróci….


Ta cała sytuacja spowodowała, że pragnę swojego dziecka. A dlatego, że marzę żeby wychować dziecko po swojemu….. Swoje małe dzieciątko, które powie do mnie mamo……
 
sendiii Witaj :) czytałam Twoją historię 2 razy.... Niezły gagatek i duży problem do rozwiązania! Na początku proponuję poukładać formalnie sprawy związane z chłopakiem, tzn. kto mad nad nic opiekę sprawować i gdzie być! Na pewno nie jest teraz odpowiedni moment na "nowe" dziecko, cała ta sytuacja na pewnie nie wpłynie na spokojna i zdrową ciążę! Tydzień to mało i dużo na przemyślenia :tak: Jak młody wróci to muszą być zasady ustalone zasady co można trzeba i należy... Myślę iż radość bycia bez niego niedługo się skończy, bo babcia też zaraz będzie miała dość usługiwania i zacznie wymagać
 
reklama
Dziękuję Ci za odpowiedź. Jutro minie dwa tyg. odkąd nie ma młodego z nami. Nie chce wrócić. Dalej obrażony. Mąż dzwoni do niego ale nie mają o czym rozmawiać.... Napisałaś, że babcia niedługo będzie miała dosyć pilnowania i jakbyś przepowiedziała przyszłość... Wczoraj rozmawiałam ze swoją teściową a ona ma dobry kontakt z tamtą rodziną. I babka powiedziała, że nie będzie pilnowała młodego bo on ma mamę i tatę. Postawiła sprawę jasno i jej córka chce zabrać syna do Hiszpanii ale ja wiem, że tak się nie stanie bo młody nie będzie chciał, a że ona lubi się bawić i ma w dupie swoje dziecko to nie zostanie w Polsce..... Strasznie się boję, że to dziecko wróci do nas.. Bardzo tego nie chcę ale nie mogę powiedzieć o tym mężowi. Bo on nie może wybierać między nami.... Zresztą jestem na przegranej pozycji... dzieci są najważniejsze i ja to szanuję. Teraz czuję się swobodnie w domu- chce mi się wracać po pracy bo wiem, że go nie ma... to jest straszne i boję się, że to zniszczy naszą rodzinę.. Może i na swoje dziecko jeszcze nie czas ale ja bardzo pragnę je mieć... Może w psychice siedzi mi fakt, że jak je będę miała to młody będzie zmuszony zamieszkać z matką gdziekolwiek ona jest... U nas nie ma miejsca w mieszkaniu na dwoje dzieci a tym bardziej na łóżeczko. To jest już choroba- depresja, paranoja... sama nie wiem... A kiedyś było tak pięknie.....
 
Do góry