Witajcie,
Od jakiegoś czasu śledzę forum, przeczytałam wiele wątków które na przemian dawały mi nadzieję i nie zostawiały złudzeń. Jestem (??) chyba wciąż aktualnie w mojej pierwszej ciąży, czekam od tygodnia na poronienie. Bardzo rzadko udzielam się na forach, ale tym razem na prawdę byłabym wdzięczna za jakiejkolwiek pomysły. Co sądzicie o mojej sytuacji? Nie łudzę się że coś z tego będzie, ale też kompletnie nie rozumiem wyników. Wizytę u mojego lekarza mam dopiero w piątek.
Ostatnia miesiączkę miałam 19.04.
23.05, beta 169, progesteron 9.29, TSH w normie. Lekarz prowadzący potwierdził ciążę, zapisał duphaston. 25.05 zaczęło się delikatne krwawienie, pojechałam do lekarza który stwierdził poronienie (początek 5 tc.) Zalecił odstawić progesteron. W tym dniu zrobiłam też betę ( 329, więc dobry przyrost)i progesteron - 9.89. Lekarz powiedział że nastąpi krwawienie i poronienie.
Krwawienie ustąpiło tego samego dnia całkowicie. W czwartek 28.05 zrobiłam ponownie betę (395) i progesteron (9.2). W pt wieczorem zaczął mnie mocno boleć jajnik, brak krwawienia, pojechałam na ip. Lekarz dyżurujący stwierdził że nie ma oznak ronienia, mam powtórzyć betę i progesteron - być może to wczesna ciąża. Nie stwierdził ciąży pozamacicznej, powiedział żeby nie wracać do duphastonu żeby nie wspierać ciąży źle rozwijającej się. W sb beta wynosiła 800 ( a więc ruszyła i ponownie wynik prawidłowy), za to progesteron 7.8. Dzisiaj beta przyrosła jedynie 30%, wynik 1050, progesteron spadł do 6.8. poszłam do innego lekarza (lekarz prowadzący dostępny w piątek). Na USG nie ma pęcherzyka, jest kosmówka, endometrium wciąż ciążowe. Plamienia nie ma, pozamaciczna wykluczona. Zadaniem lekarza potrzebne łyżeczkowanie ( tylko czego skoro nie ma zarodka?) Wiem że nie ma nadziei, przede wszystkim przez progesteron, ale dlaczego beta rośnie?
Nigdy nie miałam problemów z progesteronem (miałam badany), dlaczego teraz nawalił?
Pozdrawiam Was serdecznie i z góry dziękuję za pomysły
Od jakiegoś czasu śledzę forum, przeczytałam wiele wątków które na przemian dawały mi nadzieję i nie zostawiały złudzeń. Jestem (??) chyba wciąż aktualnie w mojej pierwszej ciąży, czekam od tygodnia na poronienie. Bardzo rzadko udzielam się na forach, ale tym razem na prawdę byłabym wdzięczna za jakiejkolwiek pomysły. Co sądzicie o mojej sytuacji? Nie łudzę się że coś z tego będzie, ale też kompletnie nie rozumiem wyników. Wizytę u mojego lekarza mam dopiero w piątek.
Ostatnia miesiączkę miałam 19.04.
23.05, beta 169, progesteron 9.29, TSH w normie. Lekarz prowadzący potwierdził ciążę, zapisał duphaston. 25.05 zaczęło się delikatne krwawienie, pojechałam do lekarza który stwierdził poronienie (początek 5 tc.) Zalecił odstawić progesteron. W tym dniu zrobiłam też betę ( 329, więc dobry przyrost)i progesteron - 9.89. Lekarz powiedział że nastąpi krwawienie i poronienie.
Krwawienie ustąpiło tego samego dnia całkowicie. W czwartek 28.05 zrobiłam ponownie betę (395) i progesteron (9.2). W pt wieczorem zaczął mnie mocno boleć jajnik, brak krwawienia, pojechałam na ip. Lekarz dyżurujący stwierdził że nie ma oznak ronienia, mam powtórzyć betę i progesteron - być może to wczesna ciąża. Nie stwierdził ciąży pozamacicznej, powiedział żeby nie wracać do duphastonu żeby nie wspierać ciąży źle rozwijającej się. W sb beta wynosiła 800 ( a więc ruszyła i ponownie wynik prawidłowy), za to progesteron 7.8. Dzisiaj beta przyrosła jedynie 30%, wynik 1050, progesteron spadł do 6.8. poszłam do innego lekarza (lekarz prowadzący dostępny w piątek). Na USG nie ma pęcherzyka, jest kosmówka, endometrium wciąż ciążowe. Plamienia nie ma, pozamaciczna wykluczona. Zadaniem lekarza potrzebne łyżeczkowanie ( tylko czego skoro nie ma zarodka?) Wiem że nie ma nadziei, przede wszystkim przez progesteron, ale dlaczego beta rośnie?
Nigdy nie miałam problemów z progesteronem (miałam badany), dlaczego teraz nawalił?
Pozdrawiam Was serdecznie i z góry dziękuję za pomysły