Karola, jak to JUŻ nie mam cierpliwości? A ja w ogóle jakąś cierpliwość mam? Ja z tych wiecznie na rezerwie jadących

ale na szczęście "na oparach" całkiem długo ciągnę wbrew pozorom. Dziś to nawet czuję się, jakbym zatankowała. Wreszcie pierwszy raz od kilku dni miałam czas na.. kupę. Tak po prostu, a nie tylko na wycieranie czyjejś kupy

Jakie człowiek ma radości w życiu, co? Normalnie jest tak, że tylko usiądę na tronie, zza drzwi słyszę dźwięki, jakby mi ktoś dziecko ze skóry obdzierał. I pozamiatane, nawet jakbym postanowiła zignorować te dźwięki, to i tak już mi się odechciało. Przepraszam, że ja o takich tematach, ale myślę, że jak się ma dzieci, to temat kupy przestaje być tabu, raczej jest na tapecie przez kolejnych kilka lat i nawet zaczyna na nowo być dowcipny. Młodniejemy duchowo

A potem nawet udało się znaleźć czas, żeby skończyć prasowanie, które wczoraj zaczęłam ale nie wyszło. No i żeby zjeść obiad. Ciepły! Bo tak to jak tylko wjedzie jedzenie na stół, ktoś inny nagle natychmiast chce jeść. I jest ryyyyk, który chyba oznacza "MAMO_DAWAJ_CYCA_JUUUUUUUUŻŻŻŻŻŻ". I co robić..
Już jestem coraz bardziej pewna, że to skaza. Spróbuję z tą dietą. Ile dam radę tyle dam. Każdy dzień na cycu wartościowy. Najgorsze, że jak będę chciała przejść na butlę, mąż na pewno nie będzie mnie w tym wspierał, tylko będzie miał za złe, że "nie chcę się poświęcić" i "pójdę na łatwiznę". Ale cóż.. w tej kwestii to będzie moja decyzja tylko i wyłącznie. Dziś chwilowo mam jakiś przypływ hurraoptymizmu i wydaje mi się, że dam radę. Pocieszam się, że może i będzie ograniczona ilość produktów i to mocno, ale przynajmniej nie muszę pilnować godzin, ilości i kłuć paluchów, jak przy cukrzycy. Ale może już jutro będzie załamka.