Teraz się mądrze, ale jakbyście mnie widziały w sierpniu, myślałam ze się nie podniosę. Cały internet przeczytałam, same złe info, bo na dobre nie zwracałam uwagi. Jedynie bieganie mnie jakoś ratowało. Nadal się boje, to pewnie zostanie, ale nie rycze po katach. Z zabawnych historii, poszłam z wynikami do onkolog. Ona patrzy, patrzy i mówi tak: testamentu jeszcze nie piszemy, majątku nie dzielimy. To mówię jej,ze nie ma bardzo co dzielić. To ona do mnie: to wracać i pracować i żyć normalnie. Odwiedzam ja co 2 miesiące i czuje się zaopiekowana. Ona ogląda ta szyjkę i jak jej się coś nie podobało na ściance czy gdziekolwiek, to smaruje to czyms. I w sumie na razie sprawdziło się wszystko, co mi mowila, ufam jej. Dziewczyny, u Was jest dużo lepszy stan. Wy macie jedynie obserwacje. Cokolwiek się stanie, jesteśmy pod kontrolą. Organizm może zwalczyć wirusa i najczęściej zwalcza. Tego się trzymajmy.