Witam się i ja, tym razem z domowych pieleszy. Wczoraj wróciliśmy z Tymkiem do domku i jestem przeszczęśliwa. Jeszcze w czwartek miał robiony posiew moczu i na szczęście wyszedł jałowy czyli pozbyliśmy się już tej paskudnej bakterii. A w dniu wyjścia lekarka jeszcze kazała nam zrobić badanie CRP z krwi, bo stwierdziła, że sumienie by ją gryzło gdyby nas wypuściła bez sprawdzenia tego.Na szczęście stanu zapalnego żadnego nie ma, Tymek czuje się bardzo dobrze, wydaje się, że po zapaleniu płuc nie pozostało już śladu.
Tak więc jestem już w domu. Zaraz zabieram się za odgruzowywanie domostwa, bo po dwóch tygodniach gospodarzenia mojego małżonka to normalnie sajgon na kołach.
Za pobyt w szpitalu zapłacę 330 zł, bo przecież Polska to cudowny kraj, w którym matka może przebywać przy chorym dziecku, odwalać robotę za pielęgniarki, myć, karmić, podawać leki, pilnować i jeszcze dopłacać do interesu, wrrrrr! A jako matka nie karmiąca piersią - płacę podwójnie, bo przecież w Polsce nie dyskryminuje się kobiet nie mogących karmić piersią swoich pociech.
Pozdrawiam Was bardzo bardzo serdecznie i jeszcze raz dziękuję za wsparcie i trzymanie kciuków. Bardzo było nam tego trzeba, chyba bardziej mnie samej, bo ta choroba udowodniła mi, jak słaba psychicznie w obliczu nieszczęścia jestem. Nie wiem, jak dają radę matki, których dzieci są chore na o wiele poważniejsze schorzenia... Po prostu nie wiem. I nie chciałabym się nigdy o tym przekonać na własnej skórze.
Na razie znikam ale wieczorem postaram się wpaść na dłużej.