Odkąd urodziłam stałam się trochę bardziej rozdrażniona, łatwo mnie zdenerwować, zirytować a płaczę prawie na zawołanie. Myślę, że to być może hormony. Podczas tych parunastu dni odkąd jest z nami Ninka czasami ja i mąż dawaliśmy sobie w kość jakimiś głupotami. Czasami odzywka nie taka jak trzeba, ogólnie to nasze 1 dziecko i oboje tańczymy nad nim i się strasznie stresujemy wszystkim. Mąż jest bardzo aktywny i przy dziecku robi wszystko. Mogę na niego liczyć. Fakt faktem ja karmię piersią i nie pracuję toteż spędzam z Niunią więcej czasu ale gdy jest mąż to dzielnie on przejmuje obowiązki, gdy ja nie mam już sił też mi bardzo pomaga.
Problem polega na tym, że jestem z mężem bardzo zżyta, kochamy się bardzo i długo bardzo długo walczyliśmy o siebie. Nie rozstajemy się prawie wcale. Teraz przyszła chwila gdy on wyjechał do szkoły podoficerskiej na pół roku 500km od naszego miejsca zamieszkania. Dostaje szału, wczoraj gdy położyliśmy dziecko spać nie mogłam wydusić z siebie słowa tak bardzo płakałam. Dziś rano jak wychodził z domu ja karmiłam Małą i wyłam. Boję się. Nina jest dobrym dzieckiem ale czasami ma gorsze dni i jest wtedy mi bardzo ciężko ją uspokoić-szczególnie w nocy kiedy po całym dniu jestem zmęczona a ona przewinięta, nakarmiona nie może się ululać...Wtedy zawsze zabierał się za nią P. Mam dość, zastanawiam się jak sobie poradzę z dzieckiem. Myślę o tym, że jej relacje z tatą nie będą takie mocne, on będzie w domu gościem. O ile się uda może będzie co jakiś czas do domu zaglądał. Tęsknię za nim. W dodatku ostatni tydzień mieliśmy miło spędzić we 3 a Nina trafiła do szpitala z żółtaczką więc przemęczone we dwie od wtorku do piątku leżałyśmy w szpitalu, gdzie strasznie się stresowałam każdą igłą czy jej kroplówką, mąż był z nami ale nasz komfort psychiczny był w opłakanym stanie ze względu na dziecko.
Wiem, że mogę liczyć na babcie i dziadków ale to nie to samo. Ta szkoła jest dla niego szansą na awans itd... Musi ją skończyć. Dziś jest 1 dzień jak go nie ma a ja już wariuję. Jak na nią patrzę robi mi się przykro.
Jak sobie poradzić jak mąż jest daleko?
Moi rodzice rozstawali się często z powodu wyjazdów ojca za granicę. Nigdy nie doceniałam tego co przeszli by ja i moje rodzeństwo miało dobry start w życiu i rzeczy, których inne dzieci nie miały. Nie umiem być sama, nie umiem być sama z Ninką...
Jak wytrzymać ten czas?
Wkurzam się, że musiał wyjechać gdy ona potrzebuje troski obojga rodziców, gdy jest taka malutka. Wkurzam się, że odkąd się urodziła to relacje moje i męża zeszły na bok i wkurzam się, że nie nacieszyliśmy się sobą...
Problem polega na tym, że jestem z mężem bardzo zżyta, kochamy się bardzo i długo bardzo długo walczyliśmy o siebie. Nie rozstajemy się prawie wcale. Teraz przyszła chwila gdy on wyjechał do szkoły podoficerskiej na pół roku 500km od naszego miejsca zamieszkania. Dostaje szału, wczoraj gdy położyliśmy dziecko spać nie mogłam wydusić z siebie słowa tak bardzo płakałam. Dziś rano jak wychodził z domu ja karmiłam Małą i wyłam. Boję się. Nina jest dobrym dzieckiem ale czasami ma gorsze dni i jest wtedy mi bardzo ciężko ją uspokoić-szczególnie w nocy kiedy po całym dniu jestem zmęczona a ona przewinięta, nakarmiona nie może się ululać...Wtedy zawsze zabierał się za nią P. Mam dość, zastanawiam się jak sobie poradzę z dzieckiem. Myślę o tym, że jej relacje z tatą nie będą takie mocne, on będzie w domu gościem. O ile się uda może będzie co jakiś czas do domu zaglądał. Tęsknię za nim. W dodatku ostatni tydzień mieliśmy miło spędzić we 3 a Nina trafiła do szpitala z żółtaczką więc przemęczone we dwie od wtorku do piątku leżałyśmy w szpitalu, gdzie strasznie się stresowałam każdą igłą czy jej kroplówką, mąż był z nami ale nasz komfort psychiczny był w opłakanym stanie ze względu na dziecko.
Wiem, że mogę liczyć na babcie i dziadków ale to nie to samo. Ta szkoła jest dla niego szansą na awans itd... Musi ją skończyć. Dziś jest 1 dzień jak go nie ma a ja już wariuję. Jak na nią patrzę robi mi się przykro.
Jak sobie poradzić jak mąż jest daleko?
Moi rodzice rozstawali się często z powodu wyjazdów ojca za granicę. Nigdy nie doceniałam tego co przeszli by ja i moje rodzeństwo miało dobry start w życiu i rzeczy, których inne dzieci nie miały. Nie umiem być sama, nie umiem być sama z Ninką...
Jak wytrzymać ten czas?
Wkurzam się, że musiał wyjechać gdy ona potrzebuje troski obojga rodziców, gdy jest taka malutka. Wkurzam się, że odkąd się urodziła to relacje moje i męża zeszły na bok i wkurzam się, że nie nacieszyliśmy się sobą...