U nas niby nie ma problemu z nasieniem i moj twierdzi, ze on nie ma o tym pojecia bo to ja w tym siedze i non stop czytam ale widze ze on stara sie jak moze zeby mi pomoc - wlasnie przez zrobienie obiadu, przyniesienie sniadania, poodkurzanie... czesto mnie przytula i pociesza ale swego czasu wkurzalo mnie, ze on nie potrafi plakac. No jak to mozliwe, ze ja wylewam morze lez przez te wszystkie lata a on ma qrwa mine jak kamienny grobowiec i w zyciu ani jednej lzy nie puscil... Potem jak mi raz powiedzial ze mu mnie szkoda i bardzo mu przykro, ze musze tyle wycierpiec i te wszystkie leki w siebie pakowac, to zrozumialam, ze sie boi... boi sie ze ja w koncu pekne i sie wycofam, bo juz nieraz powtarzalam,ze nie mam na to sily i zeby znalazl sobie inna kobiete, ktora bez problemu urodzi mu dziecko... a on mowi, ze chce tylko mnie i wierzy ze uda nam sie miec to dziecko. O adopcji nie chce slyszec, wiec chyba dlatego udaje twardziela - jakbysmy oboje zaczeli uzalac sie nad soba to w koncu bysmy wymiekli...