reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Adopcja dziecka.

Dołączył(a)
26 Grudzień 2019
Postów
8
Witam. Mam pytanie do wszystkich korzystających z tego forum. Byc może ktoś napisze ze to nie na tym forum powinnam się o to pytać ale chciałbym poznać wasze zdanie. Czy mając swoje dziecko biologiczne zdecydowali byście się na adopcje drugiego? Pytam ponieważ mam córeczkę na którą długo czekałam. Ja sama jestem jedynaczką i zawsze marzyłam o dużej rodzinie. Oczywiście mam nadzieję że jeszcze Bóg mnie obdarzy dzieciątkiem ale rozważam także adopcje ( nawet za 2 ku. 3 lata). Co o tym sądzicie? Może ma ktoś doświadczenie z dzieckiem po adopcji?
 
reklama
Mam upragnionego synka który za chwilke będzie miał 9 miesięcy i tak jak Ty chciałabym by miał rodzeństwo, sama jestem jedynaczką i wiem że to wcale nie jest fajne. Gdybym tylko miała taką możliwość to adoptowała bym dziecko, nie robiło by mi różnicy biologiczne czy adoptowane, kochała bym tak samo. Jedyne czego się obawiam to "życzliwi" którzy chcieliby uświadomić moje dziecko o jego pochodzeniu dlatego rozważałabym przeprowadzkę do innego miasta po adopcji.
 
Mam upragnionego synka który za chwilke będzie miał 9 miesięcy i tak jak Ty chciałabym by miał rodzeństwo, sama jestem jedynaczką i wiem że to wcale nie jest fajne. Gdybym tylko miała taką możliwość to adoptowała bym dziecko, nie robiło by mi różnicy biologiczne czy adoptowane, kochała bym tak samo. Jedyne czego się obawiam to "życzliwi" którzy chcieliby uświadomić moje dziecko o jego pochodzeniu dlatego rozważałabym przeprowadzkę do innego miasta po adopcji.
Czemu Pani nie ma możliwości? Widzę że podobna sytuacja jak moja. Moja córka na dzień dzisiejszy nie ma nawet kuzynostwa :-\
 
Czemu Pani nie ma możliwości? Widzę że podobna sytuacja jak moja. Moja córka na dzień dzisiejszy nie ma nawet kuzynostwa :-\
Nie spełniamy z partnerem wymagań stawianych przed rodzicami adopcyjnymi. Może kiedyś, mam nadzieję, chciałabym dać miłość i prawdziwy dom dziecku które tego nie ma.
Mój synek ma rodzeństwo cioteczne, nawet w swoim wieku ale to nie to samo.
 
Wzięłyście pod uwagę to, ze jako osoby, które maja i mogą mieć dzieci nie macie szans na adoptowanie zdrowego noworodka zy też małego dziecka?
 
Wzięłyście pod uwagę to, ze jako osoby, które maja i mogą mieć dzieci nie macie szans na adoptowanie zdrowego noworodka zy też małego dziecka?
Szanse są ale pewnie trzeba długo czekać itd. Nie o to chodzi bo mnie isobiście nie przeraża adopcja dziecka np z FAS. Może to naiwne ale uważam że miłością możemy działać cuda, dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych gdy się kocha.
Uważam że jako osoba która ma już dziecko mam lepsze predyspozycje do bycia rodzicem nawet chorego dziecka, "wiem mniej więcej z czym to się je". Wiem że nie ma dwojga takich samych dzieci i że opieka nad chorym czy opóźnionym to wyzwanie ale ja lubię wyzwania.
Owszem mogę mieć i mam dziecko ale nikt nigdy nie dawał mi pewności że mój maluszek będzie zdrowy, całą ciąże o to drżałam i drżę do tej pory bo pewne wady wychodzą po czasie. Z jednej strony drżę a z drugiej jestem gotowa do walki o zdrowie i życie mojego synka. Tak samo byłabym gotowa na walkę o zdrowie mojego adopcyjnego dzieciaczka. Nie mam pewności że jeśli zajdę w drugą ciąże to urodzę zdrowe dziecko a przecież gdy będzie chore to się go nie pozbędę, nie oddam.
Dziecko chore np z FAS też kocha, też się uśmiecha też ma ogniki w oczach a przecież w życiu właśnie o to chodzi.
 
Jako matka dziecka po ciężkiej zamartwicy i skrajnego wcześniaka wtracę się...

FAS też się tego i nie tylko tego obawiałam myśląc o adopcji. Z tym, że chciałam adoptować najlepiej rodzeństwo, maluszka i starszaka, może nawet nastolatka.
Myśląc o adopcji trzeba się ze wszystkim liczyc i mierzyć. Dzieci są po przejściach i choc miłość ma moc sprawczą, to wszystkiego niestety nie wypełni i nie zmieni. Nie bez powodu przygotowanie do adopcji trwa tyle czasu. Warto podjąć ta drogę jeśli myślicie o adopcji. Zobaczyć z czym trzeba stanąć oko w oko. Zawsze sam proces można przerwać i nie jest hańbą rezygnacja. W każdym momencie zanim trafi do nas dziecko można zrezygnowac.

Trzeba się zastanowić, czy jesteśmy w stanie dać maluchowi to, czego potrzebuje. Bo choroby, upośledzenia itp to rzeczy bardzo ciężkie, trudno je znosic nawet jeśli ma się rodzone dzieci a co dopiero "czyjes". Wiem co mówię, bo choć w ubieglym roku urodziłam syna i również niespodzianie w ubiegłym roku urodziłam córkę, dzieci na które tak czekałam (ponad 5 lat) i o które tak mocno walczyłam (bo mówili mi, że dzieci mieć nie będę) to są chwile, że wymiekam. Zwłaszcza jeśli od września do grudnia ciągle jesteśmy w szpitalu, czy walczę o każdą najdrobniejsza czynność, która zdrowym dzieciom przychodzi bez problemu jak jedzenie, chodzenie, wypróżnianie... Naprawdę jestem harda babka, a jednak wymiekam.

W adopcji... W ogóle w macierzynstwie jest o co drżeć i się troszczyć. Dla mnie to ogromna walka od samego początku, najpierw o poczęcie, potem utrzymanie, potem bezpieczny poród, teraz rozwój... w mojej rodzinie to ogromne wyzwanie i czytając posty mam wrażeniem, że łatwo przychodzi mówienie o chorym dziecku, a inaczej życie z takim dzieckiem. Ja się zawsze tego bałam, bo wiem jakie to trudne. Całe życie przebywałam wśród niepełnosprawnych. Sama do nich należę, choć nie mam orzeczenia, ale tylko dlatego, że całe życie walczyłam, by go nie mieć. I niestety choć ma się wielokrotnie dość i chce się z krzykiem uciec, to przy problemach niestety nie można tego zrobić. Nigdy nie mozna się poddawać, nawet jeśli w ośrodku adopcyjnym twierdzą, że się nie nadajecie. Jak wyrzucają drzwiami, to wchodzi się oknem, albo kominem. Po tym mniej więcej poznać czy komuś rzeczywiście zależy na dziecku, na stworzeniu mu domu, na adopcji. W tym procesie wszyscy będa przeszkadzać, a wy musicie być ponad to... Adopcja to wyboista i kręta droga, ... ale cel dla wytrwałych jest do osiągnięcia.

A więc w adopcji strach przed trudnościami jest zdrowy. I jeśli paraliżuje przed adopcja, to warto się z procesu wycofać.
 
Jako matka dziecka po ciężkiej zamartwicy i skrajnego wcześniaka wtracę się...

FAS też się tego i nie tylko tego obawiałam myśląc o adopcji. Z tym, że chciałam adoptować najlepiej rodzeństwo, maluszka i starszaka, może nawet nastolatka.
Myśląc o adopcji trzeba się ze wszystkim liczyc i mierzyć. Dzieci są po przejściach i choc miłość ma moc sprawczą, to wszystkiego niestety nie wypełni i nie zmieni. Nie bez powodu przygotowanie do adopcji trwa tyle czasu. Warto podjąć ta drogę jeśli myślicie o adopcji. Zobaczyć z czym trzeba stanąć oko w oko. Zawsze sam proces można przerwać i nie jest hańbą rezygnacja. W każdym momencie zanim trafi do nas dziecko można zrezygnowac.

Trzeba się zastanowić, czy jesteśmy w stanie dać maluchowi to, czego potrzebuje. Bo choroby, upośledzenia itp to rzeczy bardzo ciężkie, trudno je znosic nawet jeśli ma się rodzone dzieci a co dopiero "czyjes". Wiem co mówię, bo choć w ubieglym roku urodziłam syna i również niespodzianie w ubiegłym roku urodziłam córkę, dzieci na które tak czekałam (ponad 5 lat) i o które tak mocno walczyłam (bo mówili mi, że dzieci mieć nie będę) to są chwile, że wymiekam. Zwłaszcza jeśli od września do grudnia ciągle jesteśmy w szpitalu, czy walczę o każdą najdrobniejsza czynność, która zdrowym dzieciom przychodzi bez problemu jak jedzenie, chodzenie, wypróżnianie... Naprawdę jestem harda babka, a jednak wymiekam.

W adopcji... W ogóle w macierzynstwie jest o co drżeć i się troszczyć. Dla mnie to ogromna walka od samego początku, najpierw o poczęcie, potem utrzymanie, potem bezpieczny poród, teraz rozwój... w mojej rodzinie to ogromne wyzwanie i czytając posty mam wrażeniem, że łatwo przychodzi mówienie o chorym dziecku, a inaczej życie z takim dzieckiem. Ja się zawsze tego bałam, bo wiem jakie to trudne. Całe życie przebywałam wśród niepełnosprawnych. Sama do nich należę, choć nie mam orzeczenia, ale tylko dlatego, że całe życie walczyłam, by go nie mieć. I niestety choć ma się wielokrotnie dość i chce się z krzykiem uciec, to przy problemach niestety nie można tego zrobić. Nigdy nie mozna się poddawać, nawet jeśli w ośrodku adopcyjnym twierdzą, że się nie nadajecie. Jak wyrzucają drzwiami, to wchodzi się oknem, albo kominem. Po tym mniej więcej poznać czy komuś rzeczywiście zależy na dziecku, na stworzeniu mu domu, na adopcji. W tym procesie wszyscy będa przeszkadzać, a wy musicie być ponad to... Adopcja to wyboista i kręta droga, ... ale cel dla wytrwałych jest do osiągnięcia.

A więc w adopcji strach przed trudnościami jest zdrowy. I jeśli paraliżuje przed adopcja, to warto się z procesu wycofać.
Twój wpis zmusił mnie do refleksji, takiego przystanięcia i przemyślenia. Jednak to upewniło mnie w tym że chcę dać jakiemuś dziecku miłość której nie ma. Jednak faktem jest że nie miałam styczności z chorymi czy upośledzonymi dziećmi i nie do końca wiem na co się pisze i wymyśliłam - narazie na adopcje nie mam szans ale mogę pomóc i dać coś z siebie - wolontariat, pomoc przy chorych dzieciach to jest to czego mi potrzeba. To mój plan na Nowy Rok. Będę mogła przekonać się czy podołałabym stałej opiece nad potrzebującym dzieckiem i będę mogła dać cząstke siebie.
Dziękuję Ci za Twój wpis. Z całego serca życzę Ci by Twoja walka przyniosła upragnione efekty, by nigdy nie opuściły Cię siły i byś każdego dnia miała milion powodów do uśmiechu. Ludzie tacy jak Ty są dla mnie inspiracją by codzień starać się być lepszym człowiekiem.
 
reklama
Twój wpis zmusił mnie do refleksji, takiego przystanięcia i przemyślenia. Jednak to upewniło mnie w tym że chcę dać jakiemuś dziecku miłość której nie ma. Jednak faktem jest że nie miałam styczności z chorymi czy upośledzonymi dziećmi i nie do końca wiem na co się pisze i wymyśliłam - narazie na adopcje nie mam szans ale mogę pomóc i dać coś z siebie - wolontariat, pomoc przy chorych dzieciach to jest to czego mi potrzeba. To mój plan na Nowy Rok. Będę mogła przekonać się czy podołałabym stałej opiece nad potrzebującym dzieckiem i będę mogła dać cząstke siebie.
Dziękuję Ci za Twój wpis. Z całego serca życzę Ci by Twoja walka przyniosła upragnione efekty, by nigdy nie opuściły Cię siły i byś każdego dnia miała milion powodów do uśmiechu. Ludzie tacy jak Ty są dla mnie inspiracją by codzień starać się być lepszym człowiekiem.
Bardzo ci dziękuję, choć osobiście nie uważam się za bohaterkę.

Jeśli mogę coś podpowiedzieć to łatwiej jest zostać rodzina zastępcza. Wtedy dostajesz dziecko i zajmujesz się nim. Jeśli będzie miało uregulowana sytuację prawną wówczas w pierwszej kolejności możesz to dziecko adoptować. Jeśli chcesz poświęcić się temu całą, to możesz założyć rodzinę zastępczą zawodowa. Wówczas będziesz dodatkowo dostawać za to pieniążki. Bedzie to jak praca. Jeśli tylko ty, twój mąż i pociecha, tudzież w przyszłości pociechy, poradzicie sobie z tym...
 
Do góry