Nie jadę do żadnej Gamety, nie mam na to zwyczajnie czasu żeby zaczynam wszystko od nowa z nowym lekarzem, gdyby po świętach beta była 0 to byliśmy już tam umówieni. Będąc na miejscu to co innego ale na odległość mogę liczyć tylko na mojego lekarza z Invicty. Ogólnie myśl o tym doprowadza mnie do szału, mąż się denerwuje że ciągle siedzę i czytam coś, dołuje się, a do tego czekam na poronienie! On już nie ma sił, ja tymbardziej, nasz syn przez to wszystko ciągle gdzieś z boku. Nie chce już przez to piekło przechodzić twierdząc że kiedyś się uda. Nie wyprowadzimy się do Polski żeby móc sobie zrobić In vitro. Moja rezerwa jest pewnie niska i nawet nie chce o tym myśleć.. Szukam psychoterapeuty jakieś sensownego tutaj żeby pomógł mi się od tego uwolnić. Nie wierzę że wyhoduje jakikolwiek zarodek. Prędzej w wariatkowie wyląduje. Przepraszam, jedynie takie mam teraz myśli w głowie. Trzeba umieć powiedzieć dość..