reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Moja historia

mysza28

Zaciekawiona BB
Dołączył(a)
9 Lipiec 2020
Postów
42
Miasto
Warszawa
Dzień dobry wszystkim,
Ostrzegam będzie bardzo długo. Nie wiem czy to dobry pomysł ale Chciałabym żebyście poznały moją historie. Chcę się wygadać i w ten sposób liczę że mi ulży. Nie mam z kim o tym porozmawiać... Znaczy miałabym ale to nie jest dobry pomysł. Tu jestem anonimowa. A rozmowa o tym co przeżyłam jest naprawdę dla mnie bardzo ciężka. Głupie to ja wiem ale liczę że zrozumiecie.
Mianowicie zacznę od początku. 2 sierpnia 2021 minie równo 2 miesiące od najpiękniejszego dnia w moim życiu. Najpiękniejszego a zarazem bardzo stresującego. Urodziłam córkę. Plan był że chce rodzić naturalnie. W dniu terminu tj 31 maja zgłosiłam się na izbę przyjęć do szpitala. Standardowo ktg i z racji panujących warunków test pcr covid. Odesłali do domu bo wszystko ok mam zgłosić się następnego dnia z wynikiem testu i powiedzą co dalej. Jak będzie negatywny to przyjmują na oddział i wywołują jak pozytywny to odeślą gdzie idziej.
Wróciliśmy do domu wieczorem szok pozytywny i co dalej. Miałam trafić na stronę covidowa do szpitala do którego za nic w świecie nie chciałam trafić? Z izby przyjęć owego szpitala dowiedziałam się że będę z dziewczynami mocno chorymi. Ja która nie ma żadnych kompletnie objawów mam leżeć z dziewczynami które są objawowe ? A potem również moje dziecko? Do tego zrobią cesarkę bo oni mają takie zasady teraz. Placz i stres co dalej. Noc i następny dzień upłynął pod znakiem miliona telefonów co dalej. I żeby spróbować dostać się do innego szpitala. Czemu mi tak zależało? Bo rozmawiałam z sporą ilością lekarzy że testy nawet pcr się mylą szczególnie u kobiet w ciąży więc pół na pół albo mam albo nie. Ryzykować? Iść do sali z dziewczynami które na 100% mają covid? Co dalej? Staraliśmy się o dziecko ponad rok. To był cud że z moimi wynikami się udało. Ginekolog śmiała się że zajęliśmy głowę innymi tematami i proszę udało się. To prawda po części zaczęliśmy odpuszczać bo wiedziałam że będę się musiała leczyć żeby móc zajść w ciążę. A tu proszę nasz mały osobisty cud. Także dlatego mi po stokroć zależało żeby uniknąć szpitala który był na mojej czarnej liście. Po drugie chciałam uniknąć cesarki. Czemu? Bo marzyłam żeby urodzić naturalnie żeby móc od razu tulić dziecko. A po drugie strach bo to jednak operacja. W końcu wieczorem dowiedzieliśmy się że przepisy się od 1 czerwca zmieniły i każdy szpital bez względu na wynik testu ma obowiązek mnie przyjąć. Tak więc 2 czerwca zgłosiłam się ponownie na izbę przyjęć do wybranego szpitala. W skrócie opiszę sytuację. Zrobiono mi ktg zapis książkowy prawidłowy. Po tym zbadał mnie lekarz i stwierdził że już są 4 cm rozwarcia (już? Przecież ja się cudownie czułam co zdziwiło wszystkich bo pierwsze bóle powinnam mieć. ) i pani doktor zrobiła usg gdzie potwierdziła że jest wszystko w porządku nie ma nic złego. Łożysko bez cech oddzielenia itd. Ponownie wzięła mnie na fotel żeby jak to stwierdziła "popędzić szyjkę macicy" powiem tak badanie czy jak to się niby nazywało masażem masakra. Po tym zaczęłam krwawic dość mocno. Ale ze pani doktor się spieszyło bo dała odczuć ze jestem jak trędowata bo covid. Spieszyła się i była bardzo niedelikatna i oschła. I powiedziała że dzisiaj urodzę a ona zrobi wszystko żeby jutro mnie wypisać do domu. Bo nie będsie mnie trzymać ze względu na covid. Nikt poza nią nie traktował mnie w ten sposób. Zapytała jeszcze czy mam objawy ja że nie mam. Zaczęła pytać czy kiedykolwiek miałam jakieś więc odp że w majówkę miałam dwa dni stanu podgoraczkowego i nic więcej. Także jak się dowiedziałam mogłam mieć wtedy covid a pcr w ten sposób wyszedł pozytywny bo jeszcze potencjalnie przez 3 miesiące będzie taki wychodzić. Wstałam z fotela i znów chlusnelo ze mnie. W takim stanie (uplamiona cała w krwi ) kazała mi iść żeby założyli mi wenflon i pobrali krew potem wysłali przez korytarz że mam się przebrać. Ledwo trzymałam się na nogach. Trzęsłam się i jak tu się ubrać. No nic poszłam do tej łazienki i trochę się chusteczkami obmylam i przebrałam do porodu. Zadzwoniłam do męża że będą wywoływać. (z racji przepisów nie mógł być od razu mimo pozytywnego może go będę mogła mieć przy sobie ale położna zdecyduje.) ucieszył się bardzo i szybko skończyłam rozmowę i udałam się na blok porodowy. Znów zapis ktg i leżałam. Czułam już na ciąg dalszy. Wypełnianie dokumentów. No i teraz się zacznie.... Ponownie przyszła pani doktor i ponownie zrobiła to cudowne badanie.... Z taką siła próbowała powiem dosadnie włożyć całą rękę w moją szyjkę ze zwijałam się z bólu aż chyba naderwałam prześcieradło na łóżku. Stwierdziła że tak musi być bo to przyspieszy musi boleć i koniec. Zaczęło być mi słabo. Przyniosła narzędzie do przebicia pęcherza płodowego. Z położną patrzyły na moje wody i obie blade coś zaczęły szeptać zapytałam się czy wszystko ok i położną zaczęła mnie uspokajać ze ok. Nagle ktg zaczęło cichnąć przerażona położna zaczęła w innych miejscach brzucha dotykać. O trochę coś tam słychać ale słabiej. Co raz słabiej. Ja przed oczami mroczki słabo mi coś mówią a ja przerażona co to będzie. Coś jest nie tak wiem to. Dzwonią po lekarza który zbiega patrzy i mówi " bierzemy ją na stół przecież odkleja się łożysko stracimy i ją i dziecko. Biegiem" jak to??? Halo czy ktoś coś mi powie. Nie widziałam co się ze mną dzieje byłam jakby już w innym świecie ledwo dociera do mnie cokolwiek. Proszę o chwilę zeby napisać sms do męża. Nie ma czasu. Szybko położna pomaga mi założyć strój do operacji. Każą wstać i ciągną siła na blok przez korytarz. Tak nie zawieźli mnie na wózku miałam iść o własnych siłach. Ledwo idę.. Ratunku one nadal ciągną. Krew leci a ja w takim stanie mam iść. Czuję że jest bardzo źle. I co dalej? Stracę dziecko? Kiedy tak biegiem ciągną mnie przez korytarz wychodzi z sal sporo kobiet gapią się na taką mnie. Nie muszę mówić jak się czułam skrępowana.... Takie gapie są niepotrzebne. No ale. Kładą na stół ja już ledwo przytomna. Usypiaja i jeszcze zdążyłam usłyszeć płacz mojego dziecka. Czułam nawet że mi popłynęła łza i już wiedziałam że będzie ok. Dziecko na pewno żyje a ja mam nadzieję że też będzie ok I odpłynęłam. Standardowo zaczęli wybudzać po cesarce na sali operacyjnej czułam ból brzucha bo naciskali na niego z taką siła (jak się okazało w ten sposób krew zalegająca wyciskali ze mnie.). Koniec tej części tragicznej. Na sali pooperacyjnej się obudziłam położna złota kobieta zajmowała się mną aż się całkowicie nie wybudzę. Moje pierwsze słowa co z dzieckiem (co było nie lada wysiłkiem po całkowitym uśpieniu. Ta rurką mi podrapali całe gardło i wymówić słowo to wyczyn) jest ok dziewczynka. Zaraz przyjdzie ktoś kto mi powie co i jak. Poprosiłam o telefon żeby napisać sms chociaż. Zadzwoniłam do męża bo nie do końca byłam sprawna na sms. Ledwo mówiłam powiedziałam co miałam i czekałam na kogoś kto ma mi wszystko powiedzieć. Przyszła pani położna powiedziała że jest super. Dziecko zdrowe. Zabrała telefon i wrocila. Zobaczyłam pierwsze zdjęcia. Malutka w inkubatorze leżała bo do obserwacji po tym wszystkim ale jest ok. Ulga totalna. Łzy szczęścia. Wzięłam sobie za punkt honoru żeby jak najszybciej wstać i funkcjonować. Tak więc Po 7 godzinach wstałam. Poszłam się umyć to był mój główny cel. Czułam się brudna i po tej historii chciałam zmyć ten wstyd? Skrępowanie? Tak to chyba to. Miałam cel szybko zregenerować się i po przeżyciach ruszyc do przodu. No to już więcej szczegółów później nie będę trula. Po dobie dostałam małą dla siebie już na stałe. Wyszłyśmy w piątek (druga doba po cesarskim cięciu). Najszczęśliwszy moment. Mąż przyjechał... I tu się zaczyna dalszy ciąg opowieści.... Stwierdzam że moja trauma po porodzie i takich przeżyciach się pogłębia bo On mój mąż od samego początku zachowuje się co najmniej.... Sami ocenicie. Widzę go chce już jak najszybciej się przytulić i wiedzieć że będzie dobrze. On szok nowe doświadczenia na mnie nie patrzy tylko na dziecko. Nie dziwię się. Nowe odczucia uczucia. Wkłada do samochodu ja chce się przytulić odsuwa się. Tak więc wsiadam do auta bez pomocy boli jak nie wiem. Psychicznie jeszcze bardziej. Idiotka ze mnie nie?

Po tym wszystkim chciałam chociaż na parę sekund wiedzieć że już teraz będzie ok. No nic. Jedziemy do domu. Gdzie ciąg dalszy oschłego męża. Rozumiem nie ja jestem najważniejsza tylko nasz mały cud ja wiem ze to ona teraz króluje. I niech tak będzie. Ale ja nadal potrzebuje sekundy przytulenia. Idę się umyc. Nie chciał rozmawiać o tym co się stało... Ok. Jeszcze jego mama dokłada swoje po tym jak przeczytał jej wypis ze szpitala. Nie wiem zresztą po co. Zachowywała się idiotycznje. Ja po takim czasie chciałam jedynie położyć się z nimi i cieszyć się chwilą. A takie słowa? Tu nawet nie ma co opowiedzieć bo to tamet bardzo dlugi. Serce pęka. Kolejne dni wyglądają tak samo ja jestem jak niewidzialna. Zero rozmowy dobrego słowa że daliśmy radę byłam dzielna. Czy coś w tym stylu. Spinam się i poradzę sobie. Daje rade. Powiem tak jak to pisze to jest 1 sierpnia. Jutro minie 2 miesiące a nadal nie usłyszałam że jestem dzielna. Mam za duże wymagania? Chyba może i tak ale to jest ki potrzebne żeby poradzić sobie ze sobą po tym wszystkim. Jest mi ciężko tak samo jak pierwszego dnia. Mam depresje? Nie to raczej nie to. Ale trauma z którą muszę walczyć sama. Jestem silna dla niej ale jak tylko myśli wracają do tamtych chwil mam ciarki robi mi się zimno i się cała trzęsę. Nie mam z kim o tym pogadać. Nie mam kompletnie. Wszyscy mówią mi że byłam dzielna że jestem dzielna że są dumni. A najważniejsza osoba nie. Dziecko wynagradza mi ból. Szczęście nie do opisania. Ze ją mogę tulić. Bo co jakby nie udało się jak ja bym żyła a ona nie? Mąż stwierdził że on by wystąpił o odszkodowanie za stratę. Serio? Tylko kasa? A uczucia a psychika? I tak właśnie się czuje jakbym niczego nie dokonała. Ale do cholerny dokonałam. 9 miesięcy moje ciało się zmieniało moje ciało dało radę. I taki poród? Dało radę! Ja dałam radę! Jestem dzielna! I jestem dumna z siebie i to bardzo. Ale nadal ból sercu że od mężczyzny swojego życia nie jestem w stanie usłyszeć że super jest ze jest dumny...ze po tym wszystkim jest dumny ze mnie. Bo dla niego to żaden wyczyn i ciąża i poród. Żaden. Nie czuje się więc wyjatkowa do niego. Skoro nic takiego się nie stało to jak mogę się czuć w jakiś sposób dumna. Dodatkowo komentarze... O moim stracie mleka. Ze jak to. Ze widzisz nic nie ma. Boli bardziej. Wiem z on taki jest ze wali komantarze i przytyki i żarty . Ale to nie są żarty. To boli. Tym bardziej po tym wszystkim. Gdy próbuję mnie przytulić czuje ból i wstręt do samej siebie. Czuję że jestem potrzebna mu tylko by spełniać jego potrzeby... Nie wiem już od dość dawna czuje ze to ja mam się starać ja staram skacze tak żeby było mu wygodnie a on już wie że jestem to po co pokazywać że mu zależy? Ja wiem ze tez nie zachowuje się ok czasami ale to jak każdy... To on się zmienił i już nie pokazuje że jestem dla niego ważna. Tylko po prostu jestem. Nie tak miało być. Nie tak marzyłam jak będzie wyglądać nasze życie.

Także tyle z mojej opowieści. Pewnie umęczyłam niesamowicie ale było mi to potrzebne.
Przepraszam za marudzenie i że tak długo ale naprawdę było mi to potrzebne.
 
reklama
Jesteś bardzo dzielna!!! Brawo m!! Przeżyłaś horror tam, gdzie powinny być tylko łzy szczęścia!!
A Twój partner jak dla mnie nie jest mężczyzną. Ja bym to wszystko, co tu opisałaś powiedziala jemu- że zachowuje się jak gnojek!
Mój mąż podczas porodu się popłakal, że tak bardzo muszę cierpieć.. A Twój nie zdobył się, by okazać Ci choć trochę wsparcia..?? Jak nie potrafi powiedzieć, że jest dumny, to niech chociaż przytuli, spojrzy tak, jakbyś była królową..
Pewnie, że kochasz, ale ja bym z takim kretynem nie mogła być..
 
Jesteś bardzo dzielna!!! Brawo m!! Przeżyłaś horror tam, gdzie powinny być tylko łzy szczęścia!!
A Twój partner jak dla mnie nie jest mężczyzną. Ja bym to wszystko, co tu opisałaś powiedziala jemu- że zachowuje się jak gnojek!
Mój mąż podczas porodu się popłakal, że tak bardzo muszę cierpieć.. A Twój nie zdobył się, by okazać Ci choć trochę wsparcia..?? Jak nie potrafi powiedzieć, że jest dumny, to niech chociaż przytuli, spojrzy tak, jakbyś była królową..
Pewnie, że kochasz, ale ja bym z takim kretynem nie mogła być..
Dziękuję za Twoje słowa 😘 super ze masz takie wsparcie i zrozumienie w związku. Medal dla Was. ❤️ Naprawdę mega super.
A co do mojego męża to Cały nasz związek i całą ciążę zachowywał się ok. Był czuły troskliwy nie mówię ze się nie zdarzyło że miał te swoje dni samotności ale kto ich nie ma. Ale muszę przyznać że od czasu kiedy nasze szczęście wyczekane jest na świecie zmienił się nie do poznania.
Wiem że powinnam z nim porozmawiać ale nie mogę się zebrać. Nigdy nie mieliśmy problemu z rozmową ale ja się bardzo blokuję teraz.
 
Zastanawiam mnie czy Twój mąż tak nagle się zmienił? Jednego dnia? Przed porodem nie zauważyłaś żeby coś było nie tak? Rozmawiałaś z nim o tym?
 
Zastanawiam mnie czy Twój mąż tak nagle się zmienił? Jednego dnia? Przed porodem nie zauważyłaś żeby coś było nie tak? Rozmawiałaś z nim o tym?
Rozmawiałam. Jednak według niego jest wszystko dobrze.
Niestety mnie bardzo brakuje tego wsparcia i zapewniania że jestem bardzo dzielna i że jest ze mnie dumny. Bo niby nic wielkiego a zdecydowanie byłoby mi lepiej. Bo uważam że My kobiety naprawdę dajemy radę. Jesteśmy mega dzielne i to co przechodzi nasze ciało przez te 9 pięknych miesięcy. Tyle zmian tyle pięknych zmian żeby móc w końcu przytulać swój największy skarb.
A z jego zachowania mogę jasno stwierdzić że się myślę. Ze to norma i tyle. Nie do końca sobie zdaje z tego sprawę.
 
A mnie się wydaje, że przechodzisz baby blues’a i wszystko wyolbrzymiasz. Naprawdę hormony w połogu przekłamują obraz rzeczywistości. Po kilku tygodniach wszystko wróci do normy. I nie rozumiem oczekiwania, że za ciążę i poród należy się medal. Kobiety są do tego stworzone. Ja absolutnie nie neguję cudu życia i cudu narodzin, ale nie ma bardziej naturalnej rzeczy. Mam wrażenie, że niektóre kobiety oczekują od swojego mężczyzny za urodzenie dziecka wdzięczności jakby oddały mu nerkę. Przecież dziecko rodzimy też „dla siebie”. Żaden normalny facet nie oczekuje orderu za spłodzenie potomka.
Zrób coś dla siebie, pójdź do kosmetyczki czy fryzjera. Zjedz coś dobrego, wypij lampkę wina i po prostu przetrwaj ten czas a jak hormony wrócą do normy to pewnie inaczej na to spojrzysz.
 
Ja pie... Nic innego nie da się napisać. Straszczając- bardzo Ci współczuję. Z mężem porozmawiaj, powiedz mu wprost, że oczekujesz wsparcia i jak Ci ciężko; idź do psychologa (też się bałam ale jest super i uwierz, że nawet jedna wizyta może duzo zmienić) i pamiętaj że nie musisz zawsze być silna. Jesteś dzielna ale każdy ma swoje granice. Jako kobieta jestem z Ciebie dumna 🌈
 
Współczuję Ci że koszmar przeszłaś w szpitalu 😔ale dobrze że nic wam się się stało 🙂co do męża do porozmawiaj z nim szczerze a nie w sobie to dusisz😔też myślę że jakaś pomoc psychologa też może pomóc 🙂
 
Rozmawiałam. Jednak według niego jest wszystko dobrze.
Niestety mnie bardzo brakuje tego wsparcia i zapewniania że jestem bardzo dzielna i że jest ze mnie dumny. Bo niby nic wielkiego a zdecydowanie byłoby mi lepiej. Bo uważam że My kobiety naprawdę dajemy radę. Jesteśmy mega dzielne i to co przechodzi nasze ciało przez te 9 pięknych miesięcy. Tyle zmian tyle pięknych zmian żeby móc w końcu przytulać swój największy skarb.
A z jego zachowania mogę jasno stwierdzić że się myślę. Ze to norma i tyle. Nie do końca sobie zdaje z tego sprawę.
Wiesz co ja Cie bardzo dobrze rozumiem. Czujesz się rozczarowana jego zachowaniem. Przeżyłaś bardzo dużo i doświadczyłaś upokorzeń w szpitalu, przez te wszystkie cholerne procedury nawet nikt nie mógł przy tobie być. Porozmawiaj z mężem, siądź, zmuś go do rozmowy, powiedz mu wszystko to co tutaj napisałaś i co przeżyłaś, jak się czułaś, jakie emocje tobie towarzyszyły. Być może Twój mąż tego nie rozumie, może nie wie jak Ci pomóc, niektórzy mają taki charakter, że w trudnej sytuacji nie wiedzą jak się zachować. Jeśli to nie pomoże idź po psychologa lub do poradni małżeńskiej. Tam uzyskasz pomoc.

Wiesz ja przeżyłam podobne rozczarowanie kiedy poroniłam. Byłam sama w szpitalu, czytając to co napisałaś troche widziałam siebie. Miałam zabieg łyżeczkowania, w nocy po zabiegu krew lała się ze mnie wszędzie, pielęgniarki nawet nie zajrzały, nikt mi nie powiedział co powinnam ze sobą zabrać więc wszystkie moje ciuchy były we krwi, nikt mni nie powiedział jak się na taki zabieg przygotować... czułam wstyd i bezsilność. I wiesz co, o ile mój mąż bardzo to przeżył to moja teściowa nawet o mnie nie zapytała. Przed poronieniem miałyśmy bardzo dobry kontakt a kiedy dla mnie stała się tragedia tto teściowa nawet nie zadzwoniła. Mało tego - kiedy pierwszy raz spotkałam się z nią po wyjściu ze szpitala - zaczęła opowiadać mi co sobie kupiła bo była w sklepie na shoppingu... do mojego męża a swojego syna tez się nie odezwała mimo, że był w rozsypce. Jakby dla niej to w ogóle nie było nic istotnego. Moja mama była wtedy za granicą więc pomoc innej kobiety bardzo by mi się wtedy przydała przy tych "babskich" sprawach. A tu nawet nie otrzymałam pytania jak się czuję, czy może jest mi coś potrzebne...

Podkreślam, że nie chcę porównywać teściowej do męża. To w żadnym wypadku nie jest to samo. Chciałam tylko przedstawić Ci moją historię i powiedzieć, że bardzo dobrze rozumiem co przeżywasz. Ja jestem typem osoby, która problemy musi wygadać, nie tłumię ich w sobie. I któregoś razu po %% nie wytrzymałam napięcia i opowiedziałam mężowi że szczegółami co się działo w szpitalu i jak byłam zawiedziona zachowaniem teściowej. Chyba wtedy zrozumiał całą sytuację.

My kobiety jesteśmy w stanie znieść wiele upokorzeń i jesteśmy bardzo silne. To bardzo dziwne, że Twój mąż nagle stał się taki obojętny. Może przerosła go ta sytuacja albo nie potrafi się otworzyć. A może tak jak ktoś wyżej napisał wydaje Ci się, że sytuacja się zmieniła, hormony robią swoje. Porozmawiaj z mężem, szukaj pomocy u psychologów. Trzymam kciuki żebyście znaleźli jakies wyjście z tej sytuacji. 🤗🤗🤗
 
Ostatnia edycja:
reklama
Ja pie... Nic innego nie da się napisać. Straszczając- bardzo Ci współczuję. Z mężem porozmawiaj, powiedz mu wprost, że oczekujesz wsparcia i jak Ci ciężko; idź do psychologa (też się bałam ale jest super i uwierz, że nawet jedna wizyta może duzo zmienić) i pamiętaj że nie musisz zawsze być silna. Jesteś dzielna ale każdy ma swoje granice. Jako kobieta jestem z Ciebie dumna 🌈
Super dziękuję za piękne słowa ❤️ jestem zapisana do psychologa. Myślę że to wręcz idealny sposób żeby poradzić sobie z emocjami. Powoli powoli do przodu. Musze zaakceptować fakt że niestety silna nie zawsze jestem i będę. Co jest dla mnie nowością bo charakter mam ciężki. Nie jestem w stanie pokazać że jest mi źle. Jak była taka sytuacja w życiu że było mi źle to zamykałam się w sobie ale otoczenie miało obraz mnie bardzo silnej. Niestety pasudna jestem. Ale Przede wszystkim muszę myśleć o dziecku i o sobie.
 
Do góry