Ja nie znoszę fajek i jak ktoś jest w moim otoczeniu to uciekam, nie wyobrażam sobie żeby ktoś mi się dzieckiem zajmował kto pali a jak widzę opiekunki albo matki w parku w jednym ręku papieros w drugim dziecko to krew mnie zalewa

wiem straszne dyskryminacja jak nic
Ja nigdy nie paliłam nałogowo, ale popalałam, a już najchętniej na imprezach do alkoholu. Ale miałam taką zasadę, że nigdy nie palę przy osobach niepalących, kobietavh w ciąży, dzieciach (tak wiem, wchodzą w pierwszą kategorię, ale to dla mnie i tak osobna, niektórym niepalącym nie przeszkadza). W domu paliłam tylko u kogoś, kto standardowo palił, choć niechętnie, bo ilość dymu była masakryczna. A tak, niezależnie od pogody na dworzu. Jak była do bani, to nie paliłam i tyle. Teraz już od dawna nic, kasy fajkowej nie odkładam, bo jak policzyłam, że to w maksymalnym miesiącu było 30 zeta, a normalnie to 10-12, to nie opłacało mi się o tym pamiętać.
Nikt po fajce do dziecka mi nie podejdzie, bo śmierdzi, kilku ludziom zwróciłam uwagę, żeby nie palili, bo po pierwsze - miejsce publiczne, a po drugie - ja jestem z dzieckiem i nie chcę, żeby to wdychało. I zawsze mieszkania fajkowe mi śmierdziały na maksa, że aż mi się niedobrze robiło.
Oby ten fotelik Ci się sprawdził.
U mnie mały sukces. Odwróciłam siedzisko tyłem do jazdy, ale na przednim fotelu. Podróż 1h. Pół drogi jęki, kwęki. Potem usnęła, miałam zestaw gryzaków, podkładałam jej co chwilę inny.
Dodam, że wyjechałam na noc. Po kąpieli już. Normalnie zasypia jak kłoda, więc śpiącą była na bank.
Podróż nadal mało bezpieczna, bo jako kierowca byłam mocno rozkojarzona.
He he. Ja też u Mamy
Super, to nawet niemały sukces i choć miejsce z tyłu jest bezpieczniejsze, to w sytuacji, kiedy jazda z przodu pomaga dziecku jechać tyłem, to jest to o niebo bezpieczniejsza opcja, byle pamiętać o wyłączeniu poduszki powietrznej, bo moja kumpela jeździła z włączoną przez pół roku

Moja najmłodsza dzisiaj marudna masakrycznie. Nockę miałam taką, że myślałam, że wysiądę. Budziła się co 15-20 minut do 3, więc ja w ogóle nie spałam, bo za każdym razem właśnie wchodziłam w moment, kiedy zaczynałam usypiać. O 3 zasnęła w końcu normalnie, to Dobrusia z płaczem przyszła i się gnieździłyśmy na małym łózku (w domu mam 180 cm szerokie i czasami za małe, u mamy jest 140). Normalnie Marcelina po takiej nocce śpi do 8, ale o 6.40 Dobrusia stwierdziła, że "Marcyśka, wstawaj, już dzień!" Więc nawet nie miałam szans ciut dospać. Nie wiem, czy to zęby, czy co, bo nic nie widać w paszczy.