reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Moja rodzina nie potrafi się zachować

LUDZIE SIĘ NIE ZMIENIAJĄ. Po prostu. Nie. Co najwyżej, jeśli mają dobre chęci, to będą się przez jakiś czas starać. Ale wcześniej czy później przestaną i znowu będą sobą. Ale z tego co mówisz u Twoich nawet tych chęci nie ma.
Uważam, że to ważny element dojrzałości, żeby sobie to uzmysłowić. Nie zmienisz swojej rodziny. Nie uszczęśliwisz ich na siłę. To że Ty potępiasz to jak oni żyją, nie znaczy, że należy ich „naprawiać”, ani że to w ogóle możliwe. Nie masz żadnego wpływu na nich. I nic nie da, że będziesz się tym przejmować, upominać ich itp.
Jeśli nie masz na coś wpływu to nie ma sensu się na tym spalać.
Uważam, że jedyne wyjście to ograniczyć z nimi kontakty do minimum. Wyprowadzić się i widywać się z nimi „od święta”. Wiem, łatwo powiedzieć, ale jeśli teraz tak Cię to stresuje, to zapewniam Cię, że po pojawieniu się na świecie dziecka będzie 10x gorzej! Ogólnie mieszkanie z rodzicami chyba rzadko kiedy się sprawdza, a co dopiero gdy jesteście aż tak różni. Uciekaj 🤷🏻‍♀️
 
reklama
Mam problem z zachowaniem najbliższej rodziny. Nie lubię z nimi przebywać, drażnią mnie swoim nieokrzesanym zachowaniem. Chodzi o moją mamę i rodzeństwo. Nie potrafią zachować się w towarzystwie.
Często gdy z nimi przebywam jest mi wstyd. Ciągle mówią głupstwa, mają bardzo małą wiedzę. Staram się nikogo nie oceniać ale wydaje mi się że gdy nie mamy o czymś pojęcia to lepiej nie odzywać się niż pleść głupstwa. Często są pośmiewiskiem reszty rodziny ale oni nie zwracają na to uwagi (nie widzą tego). Mówią strasznie wieśniackim językiem, często nie potrafią się wysłowić. Już dawno przestałam ich poprawiać bo nie przynosiło to żadnego efektu i tylko złościli się na mnie że się wymądrzam. Denerwuje mnie też to że wszystko robią byle jak. Nie starają się żeby coś zrobić porządnie tylko byle jak najszybciej i najlepiej mieć wszystko gdzieś. Do tego dochodzi sprawa niechlujstwa i bałaganiarstwa. U mojej mamy w domu jest wieczny "syf". Nigdy nie robi generalnych porządków, nie przejmuje się bałaganem. Nie lubię przebywać w rodzinnym domu. Z dzieciństwa pamiętam że wstyd mi było kogoś zaprosić. Tyle że to ja się przejmuje, oni nie. Wychodze przez to na taką co ciągle się czepia i jest wiecznie niezadowolona. Dla mnie jest to nieudolność życiowa. Całkiem inaczej jest z rodziną mojego męża. Gdy go poznałam żył bardzo skromnie ale w jego domu zawsze był porządek. Jego rodzina jest bardzo ogarnięta i grzeczna. Wszyscy nawzajem pomagają sobie. Bardzo zwracają uwagę na to co mówią i starają się robić wszystko jak najlepiej (nie na odpierdziel). Lubię z nimi przebywać, dużo się od nich nauczyłam. Tych umiejętności których nie wyniosłam z rodzinnego domu. Mam najwspanialszego męża i nigdy nie komentuje zachowań mojej rodziny. Ale wiem że czasem jest zażenowany. Teraz jestem w ciąży i jest mi przykro że moje dziecko będzie przebywać w takich warunkach. Wiem że moja mama będzie krytykować moje zasady wychowacze np. chciałabym żeby maluszek zdrowo się odzywał i nie jadł dużo słodyczy ale moja mama tego nie rozumie. Mój młodszy brat nigdy nie jadł normalnych posiłków. Na obiad ciągle je frytki i zupkę chińską. Mama kupuje mu słodycze i chipsy (codzienie). Na nic nie zdają się moje tłumaczenia że mama niszczy mu zdrowie. Takich przykładów jest mnóstwo. Mieszkam w tym samym domu co moja rodzina (mamy osobne mieszkania). Wiem że przebywając z moją rodziną dzidziuś będzie uczył się nieprawidłowych zachowań. Najgorsze jest to że bardzo się tym przejmuje (taki mam charakter) a nikomu więcej to nie przeszkadza. Co o tym myślicie?
Rozumiem twoje obawy ,też je miałam bo np mama mojego męża co 2 słowo "k...." taki przerywnik z czasów jak w zakładzie produkcyjnym pracowała 🙈🙉🙊 , papierosy towar 1 potrzeby co mnie też nie bawi.
Uważam że ogółu nie zmienisz od razu,ani mamy ani rodzinki.Najwazniejsze że twój mąż i ty jesteś inna bo u nas mój mąż nie powielił tego stylu bycia swojej mamy i nasz syn widząc że tak nie mówimy też nie łapie...a bałam się że w szkole czy przedszkolu powtórzy. Na wszelki wypadek powiedziałam że w razie w to ona pójdzie się tłumaczyć 🤣

Pa. I tak masz zręczniej bo to twoja mama a nie jak u mnie mama męża 😉
 
A ja Ci powiem kompletnie z innej strony: skoro tak sobie ułożyłaś życie, że mieszkacie w tym samym domu, to dla dobra swojego i swojego dziecka znajdź w rodzicach dobre strony. To nie jest Twoim zadaniem wstydzic się za nich ani ich wychowywać. A jednocześnie jesli co chwilę "krew Cię zalewa" w kontaktach z nimi, to więcej zaszkodzisz dziecku napięta atmosferą niż 5 cukierowkow w niedziele. Po prostu nie korzystaj z wygody zostawiania dziecka z dziadkami-sasiadami, to nie będzie chłonąć złych nawyków.
 
Mi też nie pasuje każde zachowanie dziadków w stosunku do dziecka. Ale skoro ja czy mąż byliśmy wychowywani na słodyczach, to dziecko przeżyje, jak zje cukierki czy chipsy u dziadków. Przeforsowaliśmy brak niezdrowych prezentów i teraz od jednej strony nie dostają jedzenia, a drudzy dziadkowie przywożą owoce. Skoro większość czasu dziecko będzie z rodzicami dbającymi o jego zdrowie, to wizyty u dziadków nie będą problemem, jeśli rodzice potrafią to przeżyć bez kłótni. Gorzej, jak dziecko miałoby np zostać pod opieką dziadków, gdy mama wróci do pracy. Wtedy mogą nauczyć niechcianych zachowań.
Tak samo bałagan. Dzieci raczej nie zauważają takich rzeczy, nie przeszkadzają im. Tylko dorosłym. A skoro to nie Twój dom @Jaxtoxja, to czemu się czepiasz? Dobrze się czujesz, jak ktoś do Ciebie przychodzi i udziela Ci niechcianych rad odnośnie prowadzenia domu?
 
U autorki nikt nie olewa szkoły, ani nie przeklina. Sposób żywienia dziecka również nie definiuje nas jako złych rodziców, ja się wychowałam na takim żarciu, bo inaczej bym nic nie jadła i popatrz, nawet studia skończyłam 🤣

Ja natomiast często zauważam, że młode osoby wychodzą z takiego domu, kończą studia i mają się za niewiadomo kogo. Wstydzą się swoich rodziców, mimo że czasem sobie żyły wypruwaly, żeby mieli chociaż te frytki na obiad. Ale nie są obyte w świecie, nie mają wysublimowanego zasobu słów, więc można ich wyrzucić jak znoszone buty, w ogóle nie liczy się więź emocjonalna.

Tez zauważyłam taki trend.
Poki ci rodzice są w jakiś sposób potrzebni to przymyka się oko. Jak już można stanąć na własnych nogach to nagle są to osoby z innego świata, dzikusy niemalże, których dla dobra wnucząt należy trzymać z daleka.
A przecież zawsze jest tak, ze rodzice wychowują nas w innych czasach niż my wychowujemy nasze dzieci i to się po prostu nazywa konflikt pokoleń. Do przejścia jeśli tylko młode pokolenie wyjmie przysłowiowego nosa z własnej rzyci.
 
Komuna to była zupełnie inna rzeczywistość.
Ja akurat nie dostawałam chipsów a frytki były domowej roboty bo mojej matki nie było stać na luksusy i robiła mi zamienniki. Jadłam pizzę domowej roboty, domowe lody. Sol i cukier byl dodawany jak była potrzeba. Ciasta jadłam i u mamy i u babci bo obie lubiły piec. I jakos żyje. Jestem sprawna, tez skończyłam te „wielkopańskie” studia.
Rodzine każdy ma, jaka ma. Nikt sobie jej nie wybiera.
Ale często się zastanawiam, czy naprawdę warto drzeć koty o ta czekoladkę, ciastko, czy galaretkę?
 
Ty, skad ci się to wzięło? :oops:
Autorka nigdzie nie pisze, ze jej rodzina przeklina i olewa szkole.
Madzia86 pisała o swojej cioci. Uogolnilam do dwóch zamieszczonych postów czyli autorki i madzi86. Myślę, że jest dużą różnica między człowiekiem "prostym" czyli w skrócie bez jakiejś wyższej edukacji, a człowiekiem który jest prostakiem. Od prostaków trzymalabym swoje dziecko jak najdalej, przynajmniej do etapu gdy dziecko powtarza wszystko i naśladuje. Wiadomo, że prędzej czy później pozna różne osoby, ale wolałabym żeby nie przyswajalo w swoich pierwszych słowach np. przekleństw.
Nie trzeba mieć wyższych studiów, żeby zrozumieć, że upychanie w dziecko chipsów i czekolady od pierwszych miesięcy życia nie jest dobrym pomysłem. Tak uważam, ale co ja tam wiem. Moi rodzice mimo, że nie mają wyższego wykształcenia nigdy nie przeklinają, zawsze wpajali mi zasady zdrowego żywienia, zachęcali do nauki. Taki sam dom pragnę stworzyc dla moich dzieci.
 
Madzia86 pisała o swojej cioci. Uogolnilam do dwóch zamieszczonych postów czyli autorki i madzi86. Myślę, że jest dużą różnica między człowiekiem "prostym" czyli w skrócie bez jakiejś wyższej edukacji, a człowiekiem który jest prostakiem. Od prostaków trzymalabym swoje dziecko jak najdalej, przynajmniej do etapu gdy dziecko powtarza wszystko i naśladuje. Wiadomo, że prędzej czy później pozna różne osoby, ale wolałabym żeby nie przyswajalo w swoich pierwszych słowach np. przekleństw.
Nie trzeba mieć wyższych studiów, żeby zrozumieć, że upychanie w dziecko chipsów i czekolady od pierwszych miesięcy życia nie jest dobrym pomysłem. Tak uważam, ale co ja tam wiem. Moi rodzice mimo, że nie mają wyższego wykształcenia nigdy nie przeklinają, zawsze wpajali mi zasady zdrowego żywienia, zachęcali do nauki. Taki sam dom pragnę stworzyc dla moich dzieci.

Czlowiek prosty nie zawsze jest tym, który nie ma wyższej edukacji.
A prostak niekoniecznie ciagle przeklina.
 
Czlowiek prosty nie zawsze jest tym, który nie ma wyższej edukacji.
A prostak niekoniecznie ciagle przeklina.
Oczywiście, tego nie powiedziałam.
Ale sama powiedz chciałabyś żeby Twoje dziecko wychowywalo się w domu gdzie nagadana w szkole jest powodem do dumy?
 
reklama
Komuna to była zupełnie inna rzeczywistość.
Ja akurat nie dostawałam chipsów a frytki były domowej roboty bo mojej matki nie było stać na luksusy i robiła mi zamienniki. Jadłam pizzę domowej roboty, domowe lody. Sol i cukier byl dodawany jak była potrzeba. Ciasta jadłam i u mamy i u babci bo obie lubiły piec. I jakos żyje. Jestem sprawna, tez skończyłam te „wielkopańskie” studia.
Rodzine każdy ma, jaka ma. Nikt sobie jej nie wybiera.
Ale często się zastanawiam, czy naprawdę warto drzeć koty o ta czekoladkę, ciastko, czy galaretkę?
mi się wydaje, że to nie jest kwestia sporadycznej czekoladki, tylko nieuszanowania woli rodziców. Jeśli matka dziecka decyduje, że jej dziecko nie spróbuje słodyczy przed ukończeniem roku (co zalecają aktualnie wszelkie autorytety), to jakim prawem babcia to podważa albo wręcz za plecami rodziców i tak częstuje dziecko ciastkiem?
Poza tym to dyskusja nie na temat, autorka postu mówi ewidentnie o sytuacjach patologicznych. O tym, że brat nigdy nie dostaje wartościowych posiłków tylko np. zupki chińskie!
 
Do góry