to samo, nie mam żadnej koleżanki ani znajomej, którą facet utrzymuje
A ja właśnie mam... tzn. miałam, bo w sumie nie jesteśmy już w intensywnym kontakcie.
W kontekście, w jakim jestem, bardzo wiele Polek to dziewczyny, które przyjechały tu dla faceta. I zazwyczaj to on bierze wszystko na siebie: utrzymanie, pracę, załatwianie spraw, nawet niekiedy jej dzieci na wychowanie. Dziewczyny często nie znają wcale miejscowego języka i nie wszystkie mają ochotę się go uczyć, więc są absolutnie zależne w każdym aspekcie - ale wielu to odpowiada... Czasem szukają jakiejś pracy, ale np. mówią, że są dyskryminowane przez brak znajomości języka właśnie...
Jednej znajomej mąż wydzielał 5 euro dziennie. Na bilet, by mogła dojechać na kurs językowy. Za wszystko inne płacił wyłącznie sam, więc ona nie miała nic swojego. Nie przeżyłabym.
Nie wiem, czy jest ze strony facetów poszukiwanie dominacji, czy może "tradycyjnego modelu rodziny", który wydaje im się łatwiej znaleźć na Wschodzie, czy może bardziej kwestia egzotyki i challengu... Trzeba się postarać, wiele od nich zależy, ćwiczą angielski... ;-) Ale wg niektórych potwierdzają się tu również lokalne stereotypy, że "każda dziewczyna ze Wschodu marzy o wyrwaniu się z kraju/poznaniu obcokrajowca, jego kasie", etc etc...
Czasem o tym rozmawiam z moim mężem przekornie mówiąc, że u nas jest zupełnie odwrotnie. Na początku on zamieszkał w ogóle u mnie, o wiele więcej korzystamy z zasobów Polski i hojności mojej mamy niż ja jako ten niby golddigger za granicą... ;-)