siemanko,laseczki
ja więcej czytam niż piszę...jak już wszystko nadrobię po pracy,to albo już nie mam czasu albo już jest tak późno,że nie mam siły

chciałam się wypowiedzieć na temat bardzo ostatnio tu na forum popularny (drugie miejsce po chłopach) a mianowicie pakowanie torby(czy walizek

do szpitala.Moja wspaniała nauczycielka położnictwa,która wiele lat przepracowała na porodówce(w odróżnieniu od wielu młodych nauczycielek ,które położnictwo znają tylko ze szkoły,nigdy nie pracowały w zawodzie i uczą jedynie teoretycznie a teoria zwykle mija się z praktyką) zawsze nam mówiła,że w drodze do szybkiego i mniej bolesnego porodu dużą przeszkodą są spakowane torby,gotowe do wyjazdu do szpitala w momencie rozpoczęcia pierwszych skurczów porodowych...a teraz dlaczego...poród zwykle nie trwa kilka minut czy nawet godzinę...to proces zdecydowanie dłuższy.Skurcze pojawiają się najpierw w odstępach 15-sto minutowych,potem są coraz częstrze...co 10 min,co 5 min wreszcie co 3 min.Jeżeli na początku akcji skurczowej złapiemy przygotowane torby i polecimy do szpitala,to nasz poród się wydłuży,gdyż w szpitalu raczej położą nas do łóżka,podepną aparaturę i będziemy leżały...trochę chodziły ale spokojnie i wyczekiwały z "nadstawionymi uszami" na koniec.Co innego jeśli rozpocznie się akcja w domu...skurcze co 15 min...my,zaalarmowane,że to już najpierw biegniemy pod prysznic...nadal co 15min...potem zaczynamy nerwowo pakowac torbę do szpitala...zbieramy swoje rzeczy..mało myślimy o skurczach...zbieramy rzeczy dzidzi...myślimy bardziej o tym w co malucha ubierzemy,żeby było mu\jej ładnie i odpowiednio do pogody niż o skurczach....skurcze już co 10min...wreszcie idziemy do samochodu(najlepiej teraz,żeby mąż pojeździł po jakichś wertepach-czyli w Polsce gorszą drogą,może byc asfaltówka z dziurami

skurcze już co 5 min...dojeżdżamy na porodówkę...tu przyjęcie,badanie...okazuje się,że dzięki intensywnemu ruchowi i bieganinie oraz wertepach i nerwach mamy już całkiem pokaźne rozwarcie...skurcze już co 3 min...kładą nas na łóżko,podpinają aparaturę...potem jeszcze trochę pochodzimy po porodówce(ale już na "spokojnie") i zanim się obejrzymy już położna informuje,że mamy pełne rozwarcie i idziemy rodzic...huraaa!Czyli wyłączając głowę na początku przyspieszamy poród.
Wydaje mi się to baaardzo sensowne ale decyzja i tak należy do każdej z Was...jeżeli wolicie miec komfort psychiczny,to się pakujcie,tylko pamiętajcie,żeby zbyt wcześnie do szpitala nie jechac bo Was "zakują" w łóżko,aparaty i kroplówki.Jedynym wyjątkiem jest odejście wód płodowych...wtedy nie ma na co czekac...ale zapewniam Was,że nawet po pęknięciu pęcherza płodowego jest jeszcze wystarczajaco dużo czasu na spakowanie torby
Kaja,a propos Twojego żartu o walizce...ta sama połozna opowiadała nam kiedyś historię o kobietce,która przyjechała na salę przedporodową z wielką walizką...rodząca została przyjęta ale walizka nie...kiedy kobieta zaczęła się o nią wykłócac połozna oddziałowa otworzyła ją i do małej reklamóweczki spakowała jej rzeczy NAJPOTRZEBNIEJSZE a caaały wielki majdan oddała mężowi...czasem im dłużej ta torba stoi przygotowana,tym więcej rzeczy w nią upychamy i z czasem torbę trzeba zamienic na walizkę
Lecę,dziewczyny do pracy...niestety.Trzymajcie się!
agagsm,ja też po Akademii Muzycznej