Wrublik - kochana, pisałam o l4 wystawianych kobietom, które świetnie się w ciąży czują. Przy jakichkolwiek problemach, kiedy trzeba rzeczywiście odpoczywać i leżeć - ok, ale sama znam mnóstwo przykładów kobiet, które szły na l4 tylko dlatego, że im się nie chciało do pracy chodzić. Chociażby w pracy Małżona - laska świetnie się czuła, ale od początku ciąży brała zwolnienia, żeby np. do Zakopca pojechać - mówiła to wprost, a w połowie ciąży wzięła już l4 do końca. No i i tak kilka razy w tygodniu przyłaziła do pracy na kawkę, bo jej się w domu nudziło.
A co do polowań - ja się cieszę, że zeszliśmy już z drzew
Cieszę się, że mam prawo głosować, że mogłam sama sobie wybrać męża, że nie jestem niczyją własnością, że mąż nie ma prawa mnie uderzyć, ani lekceważyć. A pieniędzy zarobionych przez Małżona nie lubię wydawać sama - robimy to wspólnie :-)
No i znów powtórzę argument - może i jest wygodnie kiedy on zarabia, a ona wydaje, ale co jeśli z nim coś się stanie? Jeśli on odejdzie, albo zginie, to ona zostaje na totalnym lodzie. I dzięki bogu, że w obecnych czasach kobiety mają prawo iść do pracy. Jeszcze do niedawna kobieta bez męża mogła co najwyżej zostać żebraczką.
Kończąc ten wywód - każdy robi, co lubi. Ja w domu szaleję z nudów i jako kobieta piorąca i prasująca spełniam się średnio. Bez kontaktu z innymi, odrobiny stresu, adrenaliny i poczucia satysfakcji z dobrze wykonanej pracy (a mycie podług mi takiej satysfakcji nie daje) czuję się oklapnieta. Gdybym miała wyłącznie pracować w domu, pewnie bym szybko zdziadziała również intelektualnie. Ale to ja - ktoś inny może spełniać się pracując na rzecz własnego domu i przy tym jeszcze się rozwija.
Ale wydaje mi się jeszcze, że mama domowa, kiedy dzieci wyfruwają z gniazda musi czuć większą pustkę w domu, niż mama, która pracuje i jest z tej pracy zadowolona.
A co do polowań - ja się cieszę, że zeszliśmy już z drzew

No i znów powtórzę argument - może i jest wygodnie kiedy on zarabia, a ona wydaje, ale co jeśli z nim coś się stanie? Jeśli on odejdzie, albo zginie, to ona zostaje na totalnym lodzie. I dzięki bogu, że w obecnych czasach kobiety mają prawo iść do pracy. Jeszcze do niedawna kobieta bez męża mogła co najwyżej zostać żebraczką.
Kończąc ten wywód - każdy robi, co lubi. Ja w domu szaleję z nudów i jako kobieta piorąca i prasująca spełniam się średnio. Bez kontaktu z innymi, odrobiny stresu, adrenaliny i poczucia satysfakcji z dobrze wykonanej pracy (a mycie podług mi takiej satysfakcji nie daje) czuję się oklapnieta. Gdybym miała wyłącznie pracować w domu, pewnie bym szybko zdziadziała również intelektualnie. Ale to ja - ktoś inny może spełniać się pracując na rzecz własnego domu i przy tym jeszcze się rozwija.
Ale wydaje mi się jeszcze, że mama domowa, kiedy dzieci wyfruwają z gniazda musi czuć większą pustkę w domu, niż mama, która pracuje i jest z tej pracy zadowolona.