Dzięki dziewczynki za słowa otuchy jesteście kochane, ale wiecie to itak siedzi w człowieku i chyba żadna słowa nie są w stanie "przyćmić" tego uczucia smutku...
Moja historia jest dla mnie straszna...
Rzuciłam prace, rzuciłam rodzine, zostawiłam Kraków z dnia na dzień bo sie zakochałam... tak stasznie... dla tego uczucia i dla tej osoby poprostu zostawiłam swoją przeszłośc za sobą... wyjechałam do Kalwarii z niczym, bez grosza przy duszy.. ale Zakochana i tylko to sie dla mnie liczyło... miało być wszystko pięknie i kolorowo... i było... Pokochałam kogoś na zabój, zaakceptowałam jego chorobe... ona jednak niejednokrotnie zemną wygrywała.. nie potrafiłam sobie z nią poradzić... ale zagryzałam zęby i mówiłam "dam rade"... raz dawałam , innym razem nie... zaczęly sie problemy... między czasie wyastaraliśmy sie o dzieciaczka... tak strasznie sie cieszyliśmy... i na tym koniec... zaczęło sie pierniczyć wszystko, a ja nie dawałam sobie z tym rady... jego choroba, nasze kłutnie, to było dla mnie za wiele... z przyjaciół staliśmy sie wrogami..:-(
No i tak jak rzuciłam kiedyś dla niego swoją prace i swoją przeszłość, tak teraz rzuciłam to wszystko... i wróciłam... do krakowa... z niczym, do niczego... ale już z dzieckiem w drodze...
Nie potrafie sie cieszyć niczym... tak starsznie mi smutno i przykro, że z radosnej osoby stałam sie smutasem płaczącym codziennie od rana do wieczora...
Dla tej miłości rzuciłam wszystko i od tej miłości zostałam z niczym...
Uciekam bo rycze jak małe dziecko...
Pa dziewczynki