reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Boje się urodzenia chorego dziecka- obsesja

magdalenaka93

Początkująca w BB
Dołączył(a)
16 Styczeń 2023
Postów
24
Cześć dziewczyny
Nigdy nie sądziłam, ze coś takiego mnie spotka…
Mam 31 lat, męża, stabilną prace… Od zawsze planowaliśmy, ze będziemy mieć dzieci. Na początku mówiliśmy o 2,3. Teraz wiem, ze jedno to mój max. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zaczęłam mocno interesować się tematem ciąży i macierzyństwa choć zawsze temat ten był mi bliski ze względu na studia. W ostatnim czasie naczytałam się o chorych dzieciach, o „epidemii autyzmu”, o rzadkich wadach genetycznych, o mózgowych porażeniami dziecięcych itp. Tak się nakręciłam, ze od około 2 tyg ledwo funkcjonuje. Jestem przekonana, ze urodzę chore dziecko. To nie jest obawa jak każdej kobiety, ja mam obsesje. Dodałam się do grup na fb o niepełnosprawnych dzieciach, śledzę codziennie wątki o autyzmie i wadach genetycznych. Kiedy już w miarę to sobie poukładałam, ustaliłam w głowie, ze zrobię sobie amniopunkcję na życzenie, wybrałam najlepszego lekarza w Warszawie, a w medicover zrobię cesarkę na życzenie, to nachodzi mnie myśl, ze przecież dziecko może być wcześniakiem, mogę mieć infekcje, infekcje wewnątrzmaciczną, owinięcia pępowina, mutacje pojedynczego genu której amnio nie wykrywa. I znów zaczynam czytać, szukać… mam wrażenie, ze mam już objawy depresji. Nie gotuje, nie sprzątam, ciagle leżę i czytam o powikłaniach ciąży i chorych dzieciach. Nawalam w pracy, wychodzę wcześniej, w domu wchodzę pod koc i czytam o kolejnych chorobach. Nie mam ochoty się z nikim spotykać, nie chce mi się gadać. Czuje, ze będę miała chore dziecko wiec po co cokolwiek robić i się cieszyć jak moje życie i tak runie. Jestem nienormalna jak to pisze to aż mi wstyd. Gdybym kilka lat temu przeczytała taki wpis pomyślałabym, ze to ktoś z ciężkimi zaburzeniami. Tak bardzo się boje, ze dziecko urodzi się niepełnosprawne (a już najgorszy koszmar to niepełnosprawność intelektualna), ze mysle sobie, ze byłabym szczęśliwa gdybym była bezpłodna. To jest chore. Mąż chciałby już dziecko ale absolutnie nie naciska. On nie wie o moich obawach. Zauważył, ze coś jest ze mną nie tak ale nawet mu do głowy nie przychodzi na czym się tak zafiksowałam. Mieliśmy zacząć starania wiosna tego roku. Nie mamy żadnych problemów zdrowotnych, ja od wielu lat regularnie ćwiczę na siłowni, regularnie się badam. Od 3 msc biorę Puerie Uno. W tym momencie mój stan oceniam na tragiczny. Nie mam siły wstać z łóżka. To tak mną zawładnęło, ze nawet nie chce mi się jeść czy pić… dodatkowo siostra miała ogromne problemy w ciąży, poronienia, ciąże pozamaciczna, porody skrajnie wcześniacze- w czym ja bardzo emocjonalnie uczestniczyłam. Mam wrażenie, ze ciaza zakończy moje życie bo i tak urodzę dziecko z wadami nie do wykrycia w ciąży. Co „najlepsze” nie znam zednego dziecka w rodzinie ani wśród dalszych czy bliższych znajomych które byłoby chore na cokolwiek. Serio, nie wiem jak to możliwe ale wszystkie dzieci rodzą się w moim otoczeniu zdrowe. Tym bardziej mam jakaś presję, ze to będę ja pierwsza która urodzi chore, no bo ile może być takiej rodzinnej sielanki. Nawet skrajne wcześniaki siostry są w 100% zdrowe. Dziewczyny co ja mam robic? Ja nie podołam wychowaniu chorego dziecka, boje się zajść w ciąże i podjąć to ryzyko. To mnie paraliżuje. Przestałam realizować swoje pasje, w sumie to już od 2 miesięcy nie chodzę na siłownie. Czuje się koszmarnie. Ogólnie od 10 lat biorę tabletki anty. Nadal je biorę, lekarz mówiła zeby je odstawić i od razu sie starac wiec nie odstawiałam wcześniej tylko dopiero jak podejmę już te decyzje. Ale dzis zaczęłam sie zastanawiać czy nie odstawić ich z końcem tego opakowania. Może one tez sprzyjają depresyjnym myślom? Od ok 5 lat libido mam zerowe, a nawet później zera. W sumie nie wiem jaki sens jest ich brania skoro są tak rzadko potrzebne, żenada… Co myślicie? Odstawić teraz? Boje sie, tyle lat brania. Boje sie trądziku, wypadania włosów. Ech ale może to byłaby dobra decyzja? Może to trochę „odciąży” mi umysł i wraca chęci do życia i libido? Wiem, ze z opisu kwalifikuje sie do psychiatry albo szpitala psychiatrycznego ale co mi da psychiatra skoro i tak będę widziała, ze dzieci z rzadkimi wadami sie rodzą i to, ze psychiatra/psychoterapeuta postara sie poukładać mi co nieco w głowie to to i tak nie zmieni moich obaw bo nie spowoduje to, ze dzieci będą rodziły sie tylko zdrowe. Jestem pod ściana na skraju ciężkiej depresji. Czuje, ze jestem w niej już jedna noga. Moja obsesja jest tak ogromna, ze potrafię cały weekend nie wychodzić z łóżka tylko czytac przypadki dzieci na stronach „pomagam” „serce dla maluszka” i uświadamiać sobie ile w tych historiach jest „nasze wyczekane dziecko do roku było zdrowe”, „dostało 10 pkt”, „nic nie wskazywało”… I potrafię wyć do telefonu. No porażka totalna. Co ja mam robić? Odstawić te tabletki? Iść na terapie? Ale czy ona coś da? Jak wy radziliście sobie z lękiem? A może są tu mamy dzieci niepełnosprawnych i mogą pomoc mi jakoś to poukładać? Czuje, ze za chwile oszaleje :( Boje się, ze będę zalowala jeśli zdecyduje się na bezdzietność… Nie pragnę jakoś niesamowicie dziecka ale gdybym miała pewność, ze urodzę zdrowe i pogodne dzieciątko to byłabym przeszczęśliwa i mogła rodzic tu i teraz. Próbuje to racjonalizować, myśleć, ze przecież jutro może mnie potrącić samochód, mogę mieć raka, któreś z nas może ciężko zachorować, moze wybuchnąć 3 wojna albo pandemia śmiertelnej choroby i wtedy na chwile mnie to uspokaja ale to dosłownie minuty i zaraz znów czuje ten obezwładniający lęk. Stanęłam w miejscu. W tym momencie balansuje na granicy jakiegoś obłędu. Zamiast korzystać z życia, cieszyć sie chwila, ja zamykam sie w 4 ścianach, niezdolna do funkcjonowania w obawie przed czyms na co mam według statystyk 1,5% szans. A już nie wspomnę, ze moze przecież będziemy sie starać o te ciąże latami albo nigdy nam sie nie uda. Dziekuje tym które przebrnęły przez ten wywód :) Będę wdzięczna z każde słowo, bo w realu boje sie komukolwiek przyznać (choć ludzie zaczynaja zauważać, ze cos sie złego ze mną dzieje)…
 
reklama
Polecam Fundacje Ernesta, i rozmowe z psychologiem. Rozmowa jest przez skype, więc nigdzie nie bedziesz musiala wychodzić ;-);-)
 
W tym momencie to ty wręcz nie możesz się starać o dziecko, bo jak zajdziesz w ciążę to do momentu otrzymania wyników amniopunkcji oszalejesz. Ja się bałam o wiele mniej, a szalałam z niepokoju. Nie popadłam w aż taką obsesję jak ty, a mimo to mocno utrułam mężowi życie. No i sobie rzecz jasna.

Wymagasz pomocy psychologa i od tego zacznij. I jeszcze od tego, żeby się z tych grup wypisać, i spróbować nie czytać tych wszystkich smutnych historii. Po prostu zmuś się, tak jak się człowiek zmusza do np. diety. Sama widzisz, że to co robisz jest niezdrowe. Zwróciłaś się o pomoc, to bardzo dobrze. Poszukaj sobie specjalisty i zmuś się do zredukowania destrukcyjnych bodzców, sama widzę że jak ni się wyświetlają posty z różnych grup to je czytam. Zrób plany na weekend, najlepiej wspólne z mężem, żebyś nie miała się jak wymigać. I tak dalej, sama wiesz co cię najbardziej pobudza.

Swoją drogą jak masz zerowe libido, to może przyjmowane przez ciebie anty nie są dla ciebie właściwe? Rozmawiałaś o tym z lekarzem?
 
Cześć dziewczyny
Nigdy nie sądziłam, ze coś takiego mnie spotka…
Mam 31 lat, męża, stabilną prace… Od zawsze planowaliśmy, ze będziemy mieć dzieci. Na początku mówiliśmy o 2,3. Teraz wiem, ze jedno to mój max. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zaczęłam mocno interesować się tematem ciąży i macierzyństwa choć zawsze temat ten był mi bliski ze względu na studia. W ostatnim czasie naczytałam się o chorych dzieciach, o „epidemii autyzmu”, o rzadkich wadach genetycznych, o mózgowych porażeniami dziecięcych itp. Tak się nakręciłam, ze od około 2 tyg ledwo funkcjonuje. Jestem przekonana, ze urodzę chore dziecko. To nie jest obawa jak każdej kobiety, ja mam obsesje. Dodałam się do grup na fb o niepełnosprawnych dzieciach, śledzę codziennie wątki o autyzmie i wadach genetycznych. Kiedy już w miarę to sobie poukładałam, ustaliłam w głowie, ze zrobię sobie amniopunkcję na życzenie, wybrałam najlepszego lekarza w Warszawie, a w medicover zrobię cesarkę na życzenie, to nachodzi mnie myśl, ze przecież dziecko może być wcześniakiem, mogę mieć infekcje, infekcje wewnątrzmaciczną, owinięcia pępowina, mutacje pojedynczego genu której amnio nie wykrywa. I znów zaczynam czytać, szukać… mam wrażenie, ze mam już objawy depresji. Nie gotuje, nie sprzątam, ciagle leżę i czytam o powikłaniach ciąży i chorych dzieciach. Nawalam w pracy, wychodzę wcześniej, w domu wchodzę pod koc i czytam o kolejnych chorobach. Nie mam ochoty się z nikim spotykać, nie chce mi się gadać. Czuje, ze będę miała chore dziecko wiec po co cokolwiek robić i się cieszyć jak moje życie i tak runie. Jestem nienormalna jak to pisze to aż mi wstyd. Gdybym kilka lat temu przeczytała taki wpis pomyślałabym, ze to ktoś z ciężkimi zaburzeniami. Tak bardzo się boje, ze dziecko urodzi się niepełnosprawne (a już najgorszy koszmar to niepełnosprawność intelektualna), ze mysle sobie, ze byłabym szczęśliwa gdybym była bezpłodna. To jest chore. Mąż chciałby już dziecko ale absolutnie nie naciska. On nie wie o moich obawach. Zauważył, ze coś jest ze mną nie tak ale nawet mu do głowy nie przychodzi na czym się tak zafiksowałam. Mieliśmy zacząć starania wiosna tego roku. Nie mamy żadnych problemów zdrowotnych, ja od wielu lat regularnie ćwiczę na siłowni, regularnie się badam. Od 3 msc biorę Puerie Uno. W tym momencie mój stan oceniam na tragiczny. Nie mam siły wstać z łóżka. To tak mną zawładnęło, ze nawet nie chce mi się jeść czy pić… dodatkowo siostra miała ogromne problemy w ciąży, poronienia, ciąże pozamaciczna, porody skrajnie wcześniacze- w czym ja bardzo emocjonalnie uczestniczyłam. Mam wrażenie, ze ciaza zakończy moje życie bo i tak urodzę dziecko z wadami nie do wykrycia w ciąży. Co „najlepsze” nie znam zednego dziecka w rodzinie ani wśród dalszych czy bliższych znajomych które byłoby chore na cokolwiek. Serio, nie wiem jak to możliwe ale wszystkie dzieci rodzą się w moim otoczeniu zdrowe. Tym bardziej mam jakaś presję, ze to będę ja pierwsza która urodzi chore, no bo ile może być takiej rodzinnej sielanki. Nawet skrajne wcześniaki siostry są w 100% zdrowe. Dziewczyny co ja mam robic? Ja nie podołam wychowaniu chorego dziecka, boje się zajść w ciąże i podjąć to ryzyko. To mnie paraliżuje. Przestałam realizować swoje pasje, w sumie to już od 2 miesięcy nie chodzę na siłownie. Czuje się koszmarnie. Ogólnie od 10 lat biorę tabletki anty. Nadal je biorę, lekarz mówiła zeby je odstawić i od razu sie starac wiec nie odstawiałam wcześniej tylko dopiero jak podejmę już te decyzje. Ale dzis zaczęłam sie zastanawiać czy nie odstawić ich z końcem tego opakowania. Może one tez sprzyjają depresyjnym myślom? Od ok 5 lat libido mam zerowe, a nawet później zera. W sumie nie wiem jaki sens jest ich brania skoro są tak rzadko potrzebne, żenada… Co myślicie? Odstawić teraz? Boje sie, tyle lat brania. Boje sie trądziku, wypadania włosów. Ech ale może to byłaby dobra decyzja? Może to trochę „odciąży” mi umysł i wraca chęci do życia i libido? Wiem, ze z opisu kwalifikuje sie do psychiatry albo szpitala psychiatrycznego ale co mi da psychiatra skoro i tak będę widziała, ze dzieci z rzadkimi wadami sie rodzą i to, ze psychiatra/psychoterapeuta postara sie poukładać mi co nieco w głowie to to i tak nie zmieni moich obaw bo nie spowoduje to, ze dzieci będą rodziły sie tylko zdrowe. Jestem pod ściana na skraju ciężkiej depresji. Czuje, ze jestem w niej już jedna noga. Moja obsesja jest tak ogromna, ze potrafię cały weekend nie wychodzić z łóżka tylko czytac przypadki dzieci na stronach „pomagam” „serce dla maluszka” i uświadamiać sobie ile w tych historiach jest „nasze wyczekane dziecko do roku było zdrowe”, „dostało 10 pkt”, „nic nie wskazywało”… I potrafię wyć do telefonu. No porażka totalna. Co ja mam robić? Odstawić te tabletki? Iść na terapie? Ale czy ona coś da? Jak wy radziliście sobie z lękiem? A może są tu mamy dzieci niepełnosprawnych i mogą pomoc mi jakoś to poukładać? Czuje, ze za chwile oszaleje :( Boje się, ze będę zalowala jeśli zdecyduje się na bezdzietność… Nie pragnę jakoś niesamowicie dziecka ale gdybym miała pewność, ze urodzę zdrowe i pogodne dzieciątko to byłabym przeszczęśliwa i mogła rodzic tu i teraz. Próbuje to racjonalizować, myśleć, ze przecież jutro może mnie potrącić samochód, mogę mieć raka, któreś z nas może ciężko zachorować, moze wybuchnąć 3 wojna albo pandemia śmiertelnej choroby i wtedy na chwile mnie to uspokaja ale to dosłownie minuty i zaraz znów czuje ten obezwładniający lęk. Stanęłam w miejscu. W tym momencie balansuje na granicy jakiegoś obłędu. Zamiast korzystać z życia, cieszyć sie chwila, ja zamykam sie w 4 ścianach, niezdolna do funkcjonowania w obawie przed czyms na co mam według statystyk 1,5% szans. A już nie wspomnę, ze moze przecież będziemy sie starać o te ciąże latami albo nigdy nam sie nie uda. Dziekuje tym które przebrnęły przez ten wywód :) Będę wdzięczna z każde słowo, bo w realu boje sie komukolwiek przyznać (choć ludzie zaczynaja zauważać, ze cos sie złego ze mną dzieje)…
Hej, dobrze że to napisałaś, to znaczy, że zdajesz sobie sprawę z problemu, to już bardzo dużo.
Jak najszybciej zgłos się do psychologa, bo to na pewno jest zbyt głęboki stan zeby przegadać to tylko na forum.
Czy rozmawiasz z Mężem tak jak opisałas nam to tutaj?
Przyczyn moze być wiele.. może sam instynkt jeszcze się nie obudził. Moze boisz się oceny innych ludzi albo utraty "starego zycia".
Może pragniesz dziecka tylko jako dodatku do życia, a powiem to brutalnie - miłość to bardziej poświęcenie i odpowiedzialność a nie słodkie mile chwile..nie ma gwarancji na happy end.
Dzieckiem będziesz się przejmować nawet jak będzie po 30-tce i taki jest los matki ;-).
Wiesz ja się też boje, jestem w ciąży z 1 dzieckiem, mysle czasem o wadach i chorobach.
Jednak wiem też, że życie składa się z trudnych i pięknych chwil, powiem Ci ze mnie więcej nawet nauczyły w życiu te trudne i złe i po latach jestem za nie wdzięczna.
Nie eksperymentuj z poczęciem bo musisz się najpierw uporać z tym lekiem a to nic wstydliwego, mamy różne depresje i obsesje i nie jesteś jedyna. Jednak narodziny nowego człowieka to rzecz wielka i faktycznie nie wyobrażam sobie przechodzenia ciąży w takim stanie jak Twój (i tak się boję, każde plamienie, badanie prenatalne itd.. a ja dopuszczam że dziecko może być chore i postanowiłam że przyjme kazde, oswajam ten strach).
Zycze Ci powodzenia, mi ososobiscie w trudnych chwilach pomaga wiara, ale Tobie mogą pomóc też ludzie (psycholog) i dojść do przyczyny Twojego lęku.
Odetnij się od tych grup jak najszybciej..żyj swoim życiem a nie cierpieniem innych.
 
Cześć dziewczyny
Nigdy nie sądziłam, ze coś takiego mnie spotka…
Mam 31 lat, męża, stabilną prace… Od zawsze planowaliśmy, ze będziemy mieć dzieci. Na początku mówiliśmy o 2,3. Teraz wiem, ze jedno to mój max. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zaczęłam mocno interesować się tematem ciąży i macierzyństwa choć zawsze temat ten był mi bliski ze względu na studia. W ostatnim czasie naczytałam się o chorych dzieciach, o „epidemii autyzmu”, o rzadkich wadach genetycznych, o mózgowych porażeniami dziecięcych itp. Tak się nakręciłam, ze od około 2 tyg ledwo funkcjonuje. Jestem przekonana, ze urodzę chore dziecko. To nie jest obawa jak każdej kobiety, ja mam obsesje. Dodałam się do grup na fb o niepełnosprawnych dzieciach, śledzę codziennie wątki o autyzmie i wadach genetycznych. Kiedy już w miarę to sobie poukładałam, ustaliłam w głowie, ze zrobię sobie amniopunkcję na życzenie, wybrałam najlepszego lekarza w Warszawie, a w medicover zrobię cesarkę na życzenie, to nachodzi mnie myśl, ze przecież dziecko może być wcześniakiem, mogę mieć infekcje, infekcje wewnątrzmaciczną, owinięcia pępowina, mutacje pojedynczego genu której amnio nie wykrywa. I znów zaczynam czytać, szukać… mam wrażenie, ze mam już objawy depresji. Nie gotuje, nie sprzątam, ciagle leżę i czytam o powikłaniach ciąży i chorych dzieciach. Nawalam w pracy, wychodzę wcześniej, w domu wchodzę pod koc i czytam o kolejnych chorobach. Nie mam ochoty się z nikim spotykać, nie chce mi się gadać. Czuje, ze będę miała chore dziecko wiec po co cokolwiek robić i się cieszyć jak moje życie i tak runie. Jestem nienormalna jak to pisze to aż mi wstyd. Gdybym kilka lat temu przeczytała taki wpis pomyślałabym, ze to ktoś z ciężkimi zaburzeniami. Tak bardzo się boje, ze dziecko urodzi się niepełnosprawne (a już najgorszy koszmar to niepełnosprawność intelektualna), ze mysle sobie, ze byłabym szczęśliwa gdybym była bezpłodna. To jest chore. Mąż chciałby już dziecko ale absolutnie nie naciska. On nie wie o moich obawach. Zauważył, ze coś jest ze mną nie tak ale nawet mu do głowy nie przychodzi na czym się tak zafiksowałam. Mieliśmy zacząć starania wiosna tego roku. Nie mamy żadnych problemów zdrowotnych, ja od wielu lat regularnie ćwiczę na siłowni, regularnie się badam. Od 3 msc biorę Puerie Uno. W tym momencie mój stan oceniam na tragiczny. Nie mam siły wstać z łóżka. To tak mną zawładnęło, ze nawet nie chce mi się jeść czy pić… dodatkowo siostra miała ogromne problemy w ciąży, poronienia, ciąże pozamaciczna, porody skrajnie wcześniacze- w czym ja bardzo emocjonalnie uczestniczyłam. Mam wrażenie, ze ciaza zakończy moje życie bo i tak urodzę dziecko z wadami nie do wykrycia w ciąży. Co „najlepsze” nie znam zednego dziecka w rodzinie ani wśród dalszych czy bliższych znajomych które byłoby chore na cokolwiek. Serio, nie wiem jak to możliwe ale wszystkie dzieci rodzą się w moim otoczeniu zdrowe. Tym bardziej mam jakaś presję, ze to będę ja pierwsza która urodzi chore, no bo ile może być takiej rodzinnej sielanki. Nawet skrajne wcześniaki siostry są w 100% zdrowe. Dziewczyny co ja mam robic? Ja nie podołam wychowaniu chorego dziecka, boje się zajść w ciąże i podjąć to ryzyko. To mnie paraliżuje. Przestałam realizować swoje pasje, w sumie to już od 2 miesięcy nie chodzę na siłownie. Czuje się koszmarnie. Ogólnie od 10 lat biorę tabletki anty. Nadal je biorę, lekarz mówiła zeby je odstawić i od razu sie starac wiec nie odstawiałam wcześniej tylko dopiero jak podejmę już te decyzje. Ale dzis zaczęłam sie zastanawiać czy nie odstawić ich z końcem tego opakowania. Może one tez sprzyjają depresyjnym myślom? Od ok 5 lat libido mam zerowe, a nawet później zera. W sumie nie wiem jaki sens jest ich brania skoro są tak rzadko potrzebne, żenada… Co myślicie? Odstawić teraz? Boje sie, tyle lat brania. Boje sie trądziku, wypadania włosów. Ech ale może to byłaby dobra decyzja? Może to trochę „odciąży” mi umysł i wraca chęci do życia i libido? Wiem, ze z opisu kwalifikuje sie do psychiatry albo szpitala psychiatrycznego ale co mi da psychiatra skoro i tak będę widziała, ze dzieci z rzadkimi wadami sie rodzą i to, ze psychiatra/psychoterapeuta postara sie poukładać mi co nieco w głowie to to i tak nie zmieni moich obaw bo nie spowoduje to, ze dzieci będą rodziły sie tylko zdrowe. Jestem pod ściana na skraju ciężkiej depresji. Czuje, ze jestem w niej już jedna noga. Moja obsesja jest tak ogromna, ze potrafię cały weekend nie wychodzić z łóżka tylko czytac przypadki dzieci na stronach „pomagam” „serce dla maluszka” i uświadamiać sobie ile w tych historiach jest „nasze wyczekane dziecko do roku było zdrowe”, „dostało 10 pkt”, „nic nie wskazywało”… I potrafię wyć do telefonu. No porażka totalna. Co ja mam robić? Odstawić te tabletki? Iść na terapie? Ale czy ona coś da? Jak wy radziliście sobie z lękiem? A może są tu mamy dzieci niepełnosprawnych i mogą pomoc mi jakoś to poukładać? Czuje, ze za chwile oszaleje :( Boje się, ze będę zalowala jeśli zdecyduje się na bezdzietność… Nie pragnę jakoś niesamowicie dziecka ale gdybym miała pewność, ze urodzę zdrowe i pogodne dzieciątko to byłabym przeszczęśliwa i mogła rodzic tu i teraz. Próbuje to racjonalizować, myśleć, ze przecież jutro może mnie potrącić samochód, mogę mieć raka, któreś z nas może ciężko zachorować, moze wybuchnąć 3 wojna albo pandemia śmiertelnej choroby i wtedy na chwile mnie to uspokaja ale to dosłownie minuty i zaraz znów czuje ten obezwładniający lęk. Stanęłam w miejscu. W tym momencie balansuje na granicy jakiegoś obłędu. Zamiast korzystać z życia, cieszyć sie chwila, ja zamykam sie w 4 ścianach, niezdolna do funkcjonowania w obawie przed czyms na co mam według statystyk 1,5% szans. A już nie wspomnę, ze moze przecież będziemy sie starać o te ciąże latami albo nigdy nam sie nie uda. Dziekuje tym które przebrnęły przez ten wywód :) Będę wdzięczna z każde słowo, bo w realu boje sie komukolwiek przyznać (choć ludzie zaczynaja zauważać, ze cos sie złego ze mną dzieje)…
Cześć. Widzę, że masz podobne przejścia co ja. Też się zafiksowałam jakoś we wrześniu/październiku na temat ciaży. Co prawda nie na temat wad genetycznych, a ciąży mnogiej ale doskonale Cię rozumiem. Też przez kilka miesięcy tylko siedziałam w tel i szukałam informacji. Godzinami przeszukiwałam forum, internet, oglądałam wszelkie znalezione filmy na temat trudności z donoszeniem takiej ciąży, powikłań jakie mogą wystąpić, liczyłam procenty szans na ciążę mnogą, szukałam informacji jak zwiększyć swoje szanse na ciąże mnogą, czytałam wszelkie historię z ciążami mnogimi, artykuły naukowe, oglądałam nawet wykłady na YouTube o prowadzeniu takich ciąż i ich powikłaniach, sprawdzałam w kalendarzu tygodnie kiedy by się urodziły gdybym zaszła w tym czasie, który z mężem planujemy (to nie byłaby nasza pierwsza ciąża, w poprzednich wszystko było ok, to były ciąże pojedyncze), byłam też u ginekologa żeby ustalić z nim "plan działania" i też mi napomknął że po odstawieniu anty może być u mnie ciąża mnoga. Myślę o tym bez przerwy, wszystko sobie zaplanowałam, "znam" ryzyko takiej ciąży, przynajmniej teoretyczne, bo czas sam wszystko pokaże. Teraz mam "przesyt" informacji. Nic już nowego znaleźć nie mogę od kilku tygodni. "Obudziłam się" i zaczęłam znowu wracać do poprzedniego stanu. Po prostu w pracy więcej się teraz dzieje, trochę cięższy okres, mam poczucie że nic nowego już nie znajdę i mogę tylko czekać na ten czas, kiedy z mężem spróbujemy znowu zajść w ciążę.
Myślę, że powinnaś trochę wyluzować, przestać się tym zadręczać. Też się boję bo mam już ponad 35 lat, ale ściągając na siebie negatywne myśli i emocje tylko sobie szkodzisz. Mówię to z perspektywy kobiety, która jak to mówi mój mąż "zawsze musi mieć jakiś problem", "zawsze musi się tygodniami zadręczać nad wyimaginowanymi problemami". Wiem, że to nie jest proste. Znam to. Rozważ wizytę u specjalisty, uspokój nerwy, zacznij myśleć pozytywnie. I może pogadaj o tym z mężem/przyjaciółką. Mi zawsze to pomaga. To spojrzenie na nasze problemy od innej strony, z zewnątrz. Pozwól sobie pomóc.
 
Po pierwsze - psycholog to za mało. Psychiatra i to jak najszybciej, bo potrzebujesz leków, a tego psycholog nie ogarnie.

Po drugie - masz źle dobrane tabletki anty. Ja wypróbowałam kilka różnych i dopiero trafiłam na takie, które nie powodują u mnie ŻADNYCH skutków ubocznych, a libido mam jak na studiach ;)

Po trzecie - niepełnosprawne dziecko to nie koniec świata. Oczywiście, wali się ten świat w gruzy, kiedy się dowiadujesz o chorobie, ale przecież nie możesz się powiesić, bo musisz dla tego dziecka żyć. I tak stopniowo, każdego dnia, odbudowujesz sobie ten świat na nowo, z czegoś rezygnujesz, coś dokładasz, ale uwierz mi, kiedy to niepełnosprawne dziecko daje Ci całym sobą odczuć, jak bardzo Cię kocha - nie żałujesz niczego.
Ja się nigdy nie nastawiałam na chorobę dziecka, nie mam chorób w rodzinie do kilku pokoleń wstecz, a mimo to takie mam "szczęście", że trafił mi się chory genetycznie synek - choroby nie odziedziczył, my z mężem zdrowi. Nigdy nie wyzdrowieje, nigdy nie będzie pełnosprawny fizycznie i umysłowo, ale każdego dnia robimy wszystko, żeby jego dzieciństwo jak najmniej różniło się od dzieciństwa zdrowych rówieśników.
 
Wymagasz pomocy psychologa.

Może po prostu zrezygnuj z posiadania dziecka? Dopóki nie dojdziesz ze sobą do ładu, w takim stanie to raczej niewskazane. Nie jesteś w stanie racjonalnie myśleć a ciąża i macierzyństwo tego wymagają. Planujesz BEZ WSKAZAŃ zafundować swojej ciąży inwazyjne badanie, sobie rozległą operację bez potrzeby. Poza tym nie wiem, jak „cięcie na życzenie” w Medicoverze (dlaczego tam) miałoby uchronić twoje dziecko przed chorobami. To nie jest logiczne.

„gdybym miała pewność, ze urodzę zdrowe i pogodne dzieciątko” - NIKT NIE MA TAKIEJ GWARANCJI - NIGDY. To, że siostra ma zdrowe dzieci ani nie znaczy, że ty będziesz mieć zdrowe ani, że chore. Nie ma czegoś takiego jak limit szczęść/nieszczęść na daną rodzinę.

Co do statystyk - za mojej młodości było takie powiedzenie (teraz już nieaktualne), że statystycznie co 4 człowiek to Chińczyk. Tyle o przykładanie statystyk na prawdziwych ludzi. Każda kobieta/para decydująca się na rozmnażanie powinna mieć świadomość, że choroby i wady u potomstwa mogą wystąpić, ale nie można podporządkować tym lękom swojego życia.
Wydaje mi się, że możesz mieć jakiś inny problem psychiczny i tak się objawia (że tak naprawdę to nie jest przyczyna tylko objaw i równie dobrze mogłabyś panicznie obawiać się wirusów czy tornada).

Nawet zdrowe dzieci nie zawsze są „pogodne”. Nie możesz oczekiwać idealnego życia.
 
Myślę, że takie myślii DO PEWNEGO STOPNIA towarzyszą każdej kobiecie planującej ciążę. Bo to jest jak najbardziej logiczne, że człowiek się zastanawia i rozważa różne scenariusze.
Ale właśnie do pewnego stopnia.

rozmowa z terapeutą nie jest tutaj niczym złym. Terapeuta nie będzie Cię usilnie przekonywał do tego, że myślisz źle. Po prostu pomoże sprawić, żeby te myśli były mniej obsesyjne.

Zawsze, jeżeli Ci to pomoże, możecie z partnerem ustalić, co zrobicie, jeżeli się okaże w tym 11-12 tygodniu, że dziecko jest chore. Jakie działania podajmiecie. To zawsze sprawia, że masz życie trochę bardziej w swoich rękach i sytuacja jest trochę bardziej opanowana.
 
reklama
Cześć dziewczyny
Nigdy nie sądziłam, ze coś takiego mnie spotka…
Mam 31 lat, męża, stabilną prace… Od zawsze planowaliśmy, ze będziemy mieć dzieci. Na początku mówiliśmy o 2,3. Teraz wiem, ze jedno to mój max. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zaczęłam mocno interesować się tematem ciąży i macierzyństwa choć zawsze temat ten był mi bliski ze względu na studia. W ostatnim czasie naczytałam się o chorych dzieciach, o „epidemii autyzmu”, o rzadkich wadach genetycznych, o mózgowych porażeniami dziecięcych itp. Tak się nakręciłam, ze od około 2 tyg ledwo funkcjonuje. Jestem przekonana, ze urodzę chore dziecko. To nie jest obawa jak każdej kobiety, ja mam obsesje. Dodałam się do grup na fb o niepełnosprawnych dzieciach, śledzę codziennie wątki o autyzmie i wadach genetycznych. Kiedy już w miarę to sobie poukładałam, ustaliłam w głowie, ze zrobię sobie amniopunkcję na życzenie, wybrałam najlepszego lekarza w Warszawie, a w medicover zrobię cesarkę na życzenie, to nachodzi mnie myśl, ze przecież dziecko może być wcześniakiem, mogę mieć infekcje, infekcje wewnątrzmaciczną, owinięcia pępowina, mutacje pojedynczego genu której amnio nie wykrywa. I znów zaczynam czytać, szukać… mam wrażenie, ze mam już objawy depresji. Nie gotuje, nie sprzątam, ciagle leżę i czytam o powikłaniach ciąży i chorych dzieciach. Nawalam w pracy, wychodzę wcześniej, w domu wchodzę pod koc i czytam o kolejnych chorobach. Nie mam ochoty się z nikim spotykać, nie chce mi się gadać. Czuje, ze będę miała chore dziecko wiec po co cokolwiek robić i się cieszyć jak moje życie i tak runie. Jestem nienormalna jak to pisze to aż mi wstyd. Gdybym kilka lat temu przeczytała taki wpis pomyślałabym, ze to ktoś z ciężkimi zaburzeniami. Tak bardzo się boje, ze dziecko urodzi się niepełnosprawne (a już najgorszy koszmar to niepełnosprawność intelektualna), ze mysle sobie, ze byłabym szczęśliwa gdybym była bezpłodna. To jest chore. Mąż chciałby już dziecko ale absolutnie nie naciska. On nie wie o moich obawach. Zauważył, ze coś jest ze mną nie tak ale nawet mu do głowy nie przychodzi na czym się tak zafiksowałam. Mieliśmy zacząć starania wiosna tego roku. Nie mamy żadnych problemów zdrowotnych, ja od wielu lat regularnie ćwiczę na siłowni, regularnie się badam. Od 3 msc biorę Puerie Uno. W tym momencie mój stan oceniam na tragiczny. Nie mam siły wstać z łóżka. To tak mną zawładnęło, ze nawet nie chce mi się jeść czy pić… dodatkowo siostra miała ogromne problemy w ciąży, poronienia, ciąże pozamaciczna, porody skrajnie wcześniacze- w czym ja bardzo emocjonalnie uczestniczyłam. Mam wrażenie, ze ciaza zakończy moje życie bo i tak urodzę dziecko z wadami nie do wykrycia w ciąży. Co „najlepsze” nie znam zednego dziecka w rodzinie ani wśród dalszych czy bliższych znajomych które byłoby chore na cokolwiek. Serio, nie wiem jak to możliwe ale wszystkie dzieci rodzą się w moim otoczeniu zdrowe. Tym bardziej mam jakaś presję, ze to będę ja pierwsza która urodzi chore, no bo ile może być takiej rodzinnej sielanki. Nawet skrajne wcześniaki siostry są w 100% zdrowe. Dziewczyny co ja mam robic? Ja nie podołam wychowaniu chorego dziecka, boje się zajść w ciąże i podjąć to ryzyko. To mnie paraliżuje. Przestałam realizować swoje pasje, w sumie to już od 2 miesięcy nie chodzę na siłownie. Czuje się koszmarnie. Ogólnie od 10 lat biorę tabletki anty. Nadal je biorę, lekarz mówiła zeby je odstawić i od razu sie starac wiec nie odstawiałam wcześniej tylko dopiero jak podejmę już te decyzje. Ale dzis zaczęłam sie zastanawiać czy nie odstawić ich z końcem tego opakowania. Może one tez sprzyjają depresyjnym myślom? Od ok 5 lat libido mam zerowe, a nawet później zera. W sumie nie wiem jaki sens jest ich brania skoro są tak rzadko potrzebne, żenada… Co myślicie? Odstawić teraz? Boje sie, tyle lat brania. Boje sie trądziku, wypadania włosów. Ech ale może to byłaby dobra decyzja? Może to trochę „odciąży” mi umysł i wraca chęci do życia i libido? Wiem, ze z opisu kwalifikuje sie do psychiatry albo szpitala psychiatrycznego ale co mi da psychiatra skoro i tak będę widziała, ze dzieci z rzadkimi wadami sie rodzą i to, ze psychiatra/psychoterapeuta postara sie poukładać mi co nieco w głowie to to i tak nie zmieni moich obaw bo nie spowoduje to, ze dzieci będą rodziły sie tylko zdrowe. Jestem pod ściana na skraju ciężkiej depresji. Czuje, ze jestem w niej już jedna noga. Moja obsesja jest tak ogromna, ze potrafię cały weekend nie wychodzić z łóżka tylko czytac przypadki dzieci na stronach „pomagam” „serce dla maluszka” i uświadamiać sobie ile w tych historiach jest „nasze wyczekane dziecko do roku było zdrowe”, „dostało 10 pkt”, „nic nie wskazywało”… I potrafię wyć do telefonu. No porażka totalna. Co ja mam robić? Odstawić te tabletki? Iść na terapie? Ale czy ona coś da? Jak wy radziliście sobie z lękiem? A może są tu mamy dzieci niepełnosprawnych i mogą pomoc mi jakoś to poukładać? Czuje, ze za chwile oszaleje :( Boje się, ze będę zalowala jeśli zdecyduje się na bezdzietność… Nie pragnę jakoś niesamowicie dziecka ale gdybym miała pewność, ze urodzę zdrowe i pogodne dzieciątko to byłabym przeszczęśliwa i mogła rodzic tu i teraz. Próbuje to racjonalizować, myśleć, ze przecież jutro może mnie potrącić samochód, mogę mieć raka, któreś z nas może ciężko zachorować, moze wybuchnąć 3 wojna albo pandemia śmiertelnej choroby i wtedy na chwile mnie to uspokaja ale to dosłownie minuty i zaraz znów czuje ten obezwładniający lęk. Stanęłam w miejscu. W tym momencie balansuje na granicy jakiegoś obłędu. Zamiast korzystać z życia, cieszyć sie chwila, ja zamykam sie w 4 ścianach, niezdolna do funkcjonowania w obawie przed czyms na co mam według statystyk 1,5% szans. A już nie wspomnę, ze moze przecież będziemy sie starać o te ciąże latami albo nigdy nam sie nie uda. Dziekuje tym które przebrnęły przez ten wywód :) Będę wdzięczna z każde słowo, bo w realu boje sie komukolwiek przyznać (choć ludzie zaczynaja zauważać, ze cos sie złego ze mną dzieje)…
Słuchaj, jak czyta sie twój post, to widać jak bardzo twoje obsesyjne natarczywe myśli eskalują.
Idź do dobrego psychoterapeuty, bo to może być nieprzerobione trauma po dzieciakach siostry, twoje obawy związane ze śmiercią, twoje leki ogólne etc.
Psychoterapeuta nie sprawi, ze nie będziesz się bała (psychoterapeuta prowadzi terapie, psychiatra leczy lekami), psychoterapia sprawi, ze odkryjesz dlaczego się boisz i nauczy ciebie jak sobie z tym radzić.
I nie samodiagnozuj się :) powodzenia!
 
Do góry