Ja rowniez mialam tu nie zagladac,ale tak jakos wyszlo...I cos Wam opowiem,bo nie bardzo mam z kim o tym porozmawiac.Maz juz nie chce sluchac.Moja dobra kolezanka,mieszkajaca tak jak i ja w Irlandii byla w 35tyg.ciazy.Wszystko bylo w normie.Okolo 30tyg.zaczely sie problemy z nadcisnieniem.Niby dostosowali leki,niby wszystko sie unormowalo.Na 2 dni przed swietami trafila 2 raz do szpitala.W wigiliie(ja gotujaca barszcz)mam tel,w ktorym slysze straszny placz Ani.Myslalam,ze ryczy bo spedzi swieta w szpitalu a ona krzyczala,ze malutka umarla!!!!!!!!!!!Okazalo sie,ze o 7 rano dostala boli(najprawdopodobniej wtedy odklejalo sie lozysko),poszla po pomoc do pielegniarki a ta odeslala ja do lozka.O 8 byla juz cesarka,mala jeszcze zyla!Pare minut pozniej odeszla...Gdyby bylo to godz,pol szybciej,malenstwo by zylo!Boze,jak ja z nia plakalam.Wszystkie wigilie beda juz dla nich takie smutne.Czesto rozmawiamy z Ania,nie moze sie podniesc.Tak bardzo mi jej szkoda...