Kupiłam dynię i nie zawaham się jej użyć!!!
Ależ dziś był ciężki dzień

Mąż się uparł, że super jeśli razem pojedziemy do mojej rodziny na cmentarz. Że weźmiemy wózek, że będzie łatwiej znicze wieźć itd. Oj... czułam, że będzie ostro. I było. Córka zaczęła płakać jak się pojawił korek na autostradzie (nie znosi hamowania i ruszania). I już pozamiatane.
Mówiąc w skrócie- wszystko na szybko, bylejak, bez sensu, bez zadumy, w stresie....
Po powrocie do domu dalsza część płaczu. Na początku tylko córa. I zaduma... Dlaczego? Brzuszek? Zęby? Tylko ręce, jeśli nie to taki wrzask, ale taki pełen złości i agresji. W końcu uznałam, że to ząbki, bo pakowała rączki do buzi, uraziła się i znowu w ryk. Posmarowałam dziąsła przeciwbólowym- nie przeszło... kolejna godzina mija, a ona zaczyna już płakać na rękach, nie może się wyciszyć, uspokoić... Daliśmy jej paracetamol dla dzieci. Nie jesteśmy chętni do takich działań, ale ..., nic nie działało, nawet włączony odkurzacz!


i zaczynało być coraz gorzej. Nie wspomnę już o tym, że przez cały dzień bardzo mało zjadła. Córka- chwila moment (może 5-10min) zaczęła się wyciszać. Jeszcze nie było super,ale już pozwoliła się położyć do łóżeczka. Syn się obudził i w płacz... Ale taki histeryczny... Mąż został z córką i bujał a ja syna na ręce. Nie działa. Nic nie działało!!!

Płakał typowo bólowo. I od nowa sprawdzanie -jeść, kupa, tulenie, bujanie.... Nie działało nic... Zaczęłam płakać razem z nim, o to płacz mocno z bólu. Ok, maść na ząbki - zadziałało! Ale do snu ani myślał iść

No to siedział u mnie na kolanach. Ślinił swoją rękę i moją. Gadał, ale o spaniu nie chciał słyszeć. Kolejna godzina... Ok! Widzę oczy śpiocha! Chyc do łóżeczka, usnął. ....
Po dwóch godzinach córka się budzi. Ostatni raz jadła o 14:40 jakieś 100ml.... Teraz, o 19:30 dostała 200ml (180 wody plus mleko). Zjadła wszystko

i dalej śpi.
Ciężki dzień.
Jutro dynia na obiad, spacer po lesie i siedzimy w domu, o!