Oj współczuje Wam chorób przedszkolnych...
Jula miała lekki katar w poniedziałek i nie poszła, a dyrektorka w ogóle zdziwiona była jak dzwoniłam rano, że dziecka przez katar do przedszkola nie puszczam
a we wtorek na ogłoszeniach przeczytałam żeby chusteczki higieniczne przynosić
i co się pytałam znajomych to mówiły że z lekkim katarem puszczają.................. w sumie rozumiem że większość mam pracuje i jakby chciały z powodu każdego kataru dziecka brać zwolnienie to pewnie szybko pożegnałyby się z pracą ale z drugiej strony...no nic,najśmieszniejsze że Jula już kataru nie ma, za to my zasmarkani wszyscy, włącznie z małym Jasiem;-);-)
A jeśli chodzi o adaptację to u nas jest już od wieczora śpiewka że "nie pójdę do psiećkola" i rano łzy jak grochy i udawanie że ma katar, kaszel, bolą ją rączki, w przedszkolu jest za ciepło etc etc.......ech...ale potem się dość ubiera i idzie (jak na skazanie oczywiście) ale z dnia na dzień jest coraz lepiej i coraz mniej lamentów - zwłaszcza że teraz odprowadzą ją tata. W szatni się tylko dopytuję "czy po obiadku mama przyjdzie" a do sali wchodzi już z uśmiechem
;-):-) zwłaszcza że ma tam już swoją "ciocię Małgosię" - z jednej strony super a z drugiej to ta ciocia to tylko pomoc wychowawcza która po kilku miesiącach opuści grupę - i znowu będą protesty...
Na razie chodzi tylko na 4 godziny, po przedszkolu chętnie opowiada co robiła,jest coraz bardziej samodzielna, nauczyła sie dwóch piosenek i jest git:-) gdyby nie te poranki.....
I miło Cię widzieć Aniu;-),oby Laura się szybko zaaklimatyzowała!!!