Jezu jak ja sie ciesze ,ze wczorajszy dzien juz mam za soba :

Wczoraj poszlam sobie kolo13 na spacerek i wszystko bylo super, maly slicznie spal, pogoda piekna,kupilam sobie wode mineralna i ide dalej... Jak juz bylam dosc daleko od domu, Witus sie nagle obudzil z krzykiem i za pioruna nie dalo sie go uspokoic.Co za koszmar ,droga do domu caly czas pod gore a ja z wrzeszczacym malym na reku, brzuchem pchalam wozek, co jakis czas wkladalam go na chwile zeby wjechac na kraweznik albo jak byly jakies wertepy.Ludzie gapili sie jak na glupia a ja myslalam ,ze zaraz siade i bede plakac na chodniku.Okazalo sie ,ze to paskudna kolka , ktora trzymala bidulka do konca dnia(zasnal kolo 22).Nic mu nie pomagalo ani masowanie ,ani butelka z ciepla woda ,herbatka,woda koperkowa,nawet czopek p/bolowy

Co gorsze to nie wiem czy kiedys pisalam , moj maz jest chory na tzw. zespol meniera(objawia sie napadami z silnymi zawrotami glowy i okrponymi mdlosciami i wymiotami) wczoraj dostal napadu choroby i biedak musial jechac do szpitala

zwykle ja mu w domu podlaczalam kroplowke z lekiem , ktory mu pomaga ale wczoraj poprostu nie dalabym rady :
