reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Jak Was potraktował personel szpitala?

izulka15

Fanka BB :)
Dołączył(a)
8 Styczeń 2008
Postów
663
Miasto
dolnośląskie
Dziewczyny, straciłam swoje dziecko w 8 tyg.Zmarło.( Mam szczęście bo w domu jest 8 letni Staś i 6 letnia Zuzia:-)). Mój gin. - prywatne wizyty- diagnozę postawił, potem kazał zjawić się w szpitalu( Zgorzelec) w celu wywołania poronienia. Tam w pokoju 2m na 2m zebrało się 5 lekarzy na konsultację. Oczywiście komentarze rozrywały mi serce" to coś nie urosło","to nie wygląda jak powinno", " trzeba to poronić".Już mnie nosiło, ale nie miałam siły przy ich przeważającej liczbie. Męża nie wpuszczono - tak jakby go to nie dotyczyło.Dostałam leki od swojego gin. i czekałam. Poroniłam 2 godziny później. Nagle, w toalecie choć chciałam zabrać maleństwo i godnie , tak jak zasługiwało, pochować. Przygotowałam plik papierów do wojowania ze szpitalem. Wyszło inaczej, nie byłam w stanie fizycznie i technicznie temu zaradzić. Zaryczana wyszłam z toalety, położne zaraz były przy mnie. Zawołały lekarza, niestety ordynatora. Świetny diagnostyk ale cechy ludzkie są mu obce.Szczególnie współczucie. Znany jest z tego.Wypytywał mnie o wszystko, ok, ale forma! "to poleciało wszystko?", "dużo tych skrzepów było?"itd. Krzyknęłam przez łzy- to było moje dziecko!! A lekarz " to mówię przecież że coś poleciało".Ręce opadają. Położna głaskała mnie i uspokajała, żebym się nie przyjmowała tych słów do siebie. Ale tak się nie da.Wszystkie kontakty , szczególnie z ordynatorem były w takiej konwencji. Niestety na drugi dzień, kiedy już jedną nogą byłam w domu, zadecydowano o łyżeczkowaniu. Kiedy zapytałam czy to jest w znieczuleniu, ordynator nakrzyczał , że to pytanie jest nie na miejscu i, że zrobią mi na żywca, jak tak bardzo chcę!!!Powiedziałam, że nie chodzę co drugi dzień na ten zabieg!! Mam prawo wiedzieć, co będzie robione!! Usłyszałam, że wciąż się czepiam, pytam i wtrącam!? Dobrze, że położne były opiekuńcze. wyjaśniły jak to będzie . Przez cały pobyt były troskliwe, wciąż pytały jak się czuj, czy podać leki przeciwbólowe,wyjaśniały i zwyczajnie były ze mną. Dlaczego lekarze nie mogą okazać szacunku dla dziecka i matki? Czują się lepsi? W czym? Dlaczego dla nich to takie trudne? Przecież wystarczyłoby, że mówiliby dziecko a nie wyskrobki- tak usłyszałam.
 
reklama
Izulka! Ogromnie mi Cie zal, ze musialas przez to wszystko przechodzic. Bardzo mocno Cie przytulam.
Chamstwo lekarzy jest po prostu nie do wyobrazenia:wściekła/y: :wściekła/y: :wściekła/y:.
U mnie nie bylo az tak zle w dniu zabiegu (moj byl farmakologiczny: dostalam tylko tabletki 3 krotnie) i obeszlo sie bez lyzeczkowania. No i moj mezczyzna byl caly czas ze mna.
Zanim jednak do zabiegu doszlo, spedzilam koszmarne 4 godziny czekajac na izbie przyjec na potwierdzenie diagnozy (to ze moje Malenstwo nie zyje ``odkryla`` lekarka w przychodni rejonowej i skierowala mnie do kliniki ginekologicznej). A tam mieli powazniejsze przypadki niz moj! Dopiero jak zrobilam scene znalazl sie dla mnie czas.

Przyjela mnie arogancka mloda lekarka, ktora nawet nie poprosila nikogo na konsultacje tylko wypisala swistek na zabieg... Moze faktycznie bylo to oczywiste (mial byc to juz prawie 12 tydzien) ale nie moglam uwierzyc. Poszlam do prywatnej kliniki, gdzie znalazlam porzadna lekarke, do ktorej juz bede chodzic. O moich dalszych ``perypetiach`` z finska sluzba zdrowia mozesz przeczytac na watku ``ciaza po poronieniu`` na ktory Cie serdecznie zapraszam, bo znalazlam tak wspaniale dziewczyny po przejsciach, zrozumienie i wsparcie.:tak:

Jeszcze raz bardzo mocno Cie przytulam. Trzymaj sie kochanie!
 
Ja tylko tak w ramach... nie wiem jak to nazwac.. usprawiedliwienia...
..sama mam dwu miesięcznego synka i jestem po poronieniu bliżniaczków wcześniej mój tata jest ginekologiem i od dziecka rosnę wśród terminów tego typu... mój tata nawet moją ciążę.. do pewnego momentu traktował w taki oschły sposób...

TO POTRZEBA DYSTANSU..... gdybyś codziennie na przykład musiała spojżec na martwe maleństwo... albo nie uratowac kolejnego maluszka.... albo CODZIENNIE patrzec nałzy rodziców donoszonego już dziecka....bo tak się ZDAŻA często....częste są poronienia do dziewiątego tygodnia....i to jest tak jakby mniej jeszcze tragiczne, niż póżniej,,,,,,,
wiem, bo sama poroniłam w dziewiątym miesiącu... i to bolało, ale póżniej jak byłam w normalnie rozwijającej się ciąży to zdałam sobie sprawę dopiero.... jak to jest póżniej jak dzieciaczek już jest większy i na przykład czuję jego ruchy.... i tak dalej

. bo
chciałabym byc dobrze zrozumiana...to nie jest tak, że lekarz jest zły.. jak próbuje jakoś bardziej medycznie to wszystko ponazywac, po prostu nie może do końca też się rozklejac przy każym pacjencie, bo musi zachowac pewną trzezwosc i dystans, żeby wykonywac dalej pracę. Tak na prawdę od wspierania są wlasnie położne...i ja tak samo w położnych znalazłam oparcie w szpitalu gdzie pracuje mój tata..... miał czas, żeby do mnie przyjśc dosłownie na kilka minut i już biegł, bo miał jeszcze tej nocy dwa cięcia, bo jakimś maluszkom zagrażało coś złego... i kilka ''normalnych '' porodów....
Często są też na prawdę zmęczeni.
 
I zauważyłam.. że ponieważ bardzo często się zdażają poronienia do dziewiątego tygodnia.... i są prawie "naturalne'' to lekarze starają się tak mówic.... tak bez emocji bez mówienia na te pchełki po imieniu, żeby uspokoic też kobiety..... przecież w czasach, kiedy nie było takiej diagnostyki jak teraz... to byłaby po prostu spóżniona miesiączka dosłownie.....

Ja wiem jak to boli i tylko dlatego myślę, że mogę to pisac.....
Przykro mi z powodu Twojego okruszka.... i tak samo z powodu moich, ale wiedziałam, że muszę zacisnąc zęby i sama z tym byc, bo dla mojego nawet taty.... to było prawie naturalne poronienie..... i tak się zdaża, jeśli ciąża z jakichś powodów jest właśnie bardzo wątła...
 
mako ! Ale myślę ze stwierdzenie " przykro mi płód ( zarodek ) obumarł " było by lepsze niz " nic tam niema " " nie ma tego " " poszło " poszło ? a gdzie ? przecież nie ma nóg !!!! Byłam w szpitalu 10 dni i to z czym się tam spotkałam nadaje sie do programu " UWAGA " albo " INTERWENCJA " np. niedziela godzina obiadu uchylone drzwi na korytarz a na końcu korytarza zabiegowy... po chwili wędruje sobie wesolutka siostrzyczka niosąc w ręku przezroczysty worek z czymś czerwonym jakby niosła polędwice na niedzielny objad od rzeźnika, ale nie to nie była poledwica ... to było dziecko koleżanki z sali , która w poniedzialek miała mieć zabieg , ale zaczęło się samo ... super widok jak zamykam oczy to dalej to widzę !
A co ona musiała czuć ?! Dodam że oczywiscie leżałam na sali z 3 kobietami tuż przed porodem , jedną z wymiotami, jedną w 4 mc i jedna z plamieniami w 5 tc , nie leżałysmy tak dlatego że szpital byl przepełniony ... było jeszcze kilka sal zupełnie pustych , ale przy obchodzie biedni lekarze musieli by zejść z 5 sali a tak weszli do 1 i już można pic kawę i koniaczka :tak:Mogłabym tak opisywać i opisywać ... a najlepiej nagrać film ... Jestem na 100 % pewna ze okrzykniętoby go " HORROREM ROKU "
 
Mako, masz rację jeśli chodzi o fakt rozklejania się lekarza nad każda pacjentką.To byłoby niefachowe, dezorganizujące itd. ale właśnie dlatego, że mamy kontakt z fachowcami,myślę, że mamy prawo wymagać od nich szacunku i poważnego traktowania. Dystans , o którym piszesz jest tutaj niezbędny. Jestem geografem, uczę w szkole średniej. I dlatego, ze mam do tego kwalifikacje i serce, wymaga się ode mnie określonych postaw. Wierzcie, młodzież może "wkurzyć" dorosłego, opanowanego człowieka. Ale to, że uczeń raz czy drugi wywinął mi numer nie może spowodować przekreślenia jego szans w moich oczach. Choć w środku mnie emocje targają jak szalone. Ja muszę być profesjonalistką w każdej sytuacji. Trudnej też. A każdego dnia jest ich naprawdę wiele.Z takim bagażem wracam do domu, do moich dzieci, do męża. Muszę sobie z tym radzić. Jeśli a w swojej pracy popełniałabym takie kardynalne błędy np. obrażając ucznia, długo bym nie popracowała. rodzice by mnie zjedli. I słusznie. Wymagajmy od wszystkich. A położne tez są zmęczone. Myślę, że tak samo jak pielęgniarki odwalają kawał dobre roboty. Niejednokrotnie jest to o wiele trudniejsza praca niż lekarz przychodzący np. do przygotowanego już pacjenta. Pozdrawiam i gratuluję z całego serca, Mako
 
mako pewnie w tym co piszesz jest sporo racji, ale serce boli jak się czyta posty dziewczyn.
ja miałam to szczęście że i położne i lekarze byli wyrozumiali nie mówili "poszło" wysrobać" itp. tylko okazali ludzką twarz. myslę że my kobiety pom takich przeżyciach nie oczekujemy że lekarz usiądzie z nami i będzie płakał trzymał za rękę, chcemy tylko żeby porozmawiał odpowiedział na pytania okazał trochę serca wydaję mi się że to wcale nie jest tak dużo i nie uwłaczy niczyjej godności w końcu lekarz też człowiek więc niech pokaże się z ludzkiej strony.

Jak mówiłam ja miałam dużoszczęscia(jesli mozna mowic o szczesciu w takiej sytuacji) lekarka która mnie badała stwierdziła że zarodek przestał rosnąć i naprawdę nic nie mozna zrobić porozmawiała ze mną. lekarz który wykonywal zabieg odpowiadal na wszystkie moje pytania pytal sam czy nie potrzebuje pomocy kogos bardziej doswiadczonego (np. psychologa) moj maz mogl byc ze mna praktycznie caly czas (oprocz zabiegu).
 
Jeżyk ! miałaś szczęście ! Ja niestety go nie miałam :no:
To jak szybko dojdziesz potem do siebie w dużej mierze zależy od opieki jaka miałaś, ja miałam fatalna , ale nie bede już tego opisywać... Najgorsze było to że nasza sala była naprzeciwko zabiegowego , a w tym szpitalu nie było mody zamykania drzwi , całe szczęście że ja nie miałam zabiegu ...
 
reklama
mako ! Ale myślę ze stwierdzenie " przykro mi płód ( zarodek ) obumarł " było by lepsze niz " nic tam niema " " nie ma tego " " poszło " poszło ? a gdzie ? przecież nie ma nóg !!!! Byłam w szpitalu 10 dni i to z czym się tam spotkałam nadaje sie do programu " UWAGA " albo " INTERWENCJA " np. niedziela godzina obiadu uchylone drzwi na korytarz a na końcu korytarza zabiegowy... po chwili wędruje sobie wesolutka siostrzyczka niosąc w ręku przezroczysty worek z czymś czerwonym jakby niosła polędwice na niedzielny objad od rzeźnika, ale nie to nie była poledwica ... to było dziecko koleżanki z sali , która w poniedzialek miała mieć zabieg , ale zaczęło się samo ... super widok jak zamykam oczy to dalej to widzę !
A co ona musiała czuć ?! Dodam że oczywiscie leżałam na sali z 3 kobietami tuż przed porodem , jedną z wymiotami, jedną w 4 mc i jedna z plamieniami w 5 tc , nie leżałysmy tak dlatego że szpital byl przepełniony ... było jeszcze kilka sal zupełnie pustych , ale przy obchodzie biedni lekarze musieli by zejść z 5 sali a tak weszli do 1 i już można pic kawę i koniaczka :tak:Mogłabym tak opisywać i opisywać ... a najlepiej nagrać film ... Jestem na 100 % pewna ze okrzykniętoby go " HORROREM ROKU "

Przychodza chwile kiedy ratują nam zycie, nam i naszych maluszków za wszelką cenę... Nie zawsze się jednak udaje. Kiedy leżałam w szpitalu widziałam bardzo wielu lekarzy i bardzo dużo pracy. Ciągle porody, cesarki i inne zabiegi. Nie widziałam nudządzych się lekarzy i pijących koniaczki... Co to za szpital, w którym tak się dzieje? Dlaczego pacjentki nie reaguja więc na to, są przecież organy ścigania, którym należy zgłaszać takie nadużycia. Czyż nie?
 
Do góry