W moim związku nie ma alkoholu ani przemocy fizycznej ze strony meżczyzny.Mój partner pracuje dba o nas i nasze dziecko w sensie materialnym.Nie jestesmy bogaci ale on zapewnia nam wszystko co niezbedne.Na pewno niejedna kobieta która nawet tego nie ma mogłaby powiedziec:marudzisz wydziwiasz...Nie wiem jak to opisac co czuje zeby nie zanudzic.
Mój partner pochodzi z rodziny która przyprawia mnie o dreszcze.Jego ojciec jak tylko skonczył 4 lata lał go jak popadnie.Nie były to klapsy o nie.Dostawał kablem po gołych nogach dopóki nie stracił tchu.Własciwie kazdy powód był dobry...ze za duzo zjadł ze cos niechcacy zepsuł....jak to mały chłopiec...Jego matka patrzyła na to i nie robiła nic.Moze sie bała?Nie wiem...Jego ojciec zdradził matke co było powodem awantur w ich domu przez długie lata...Kiedy go poznałam powiedział mi o swojej rodzinie i dziecinstwie jakie miał...bał sie ze bedzie taki sam jak ojciec...powiedziałam ok bedzie dobrze...Potem zostałam zaproszona do jego domu.Byłam tam kilka razy.Zastałam matke piękną i bardzo samotną kobiete która wciaz rozpamietuje to co było i wciąż o tym mówi jak to jej maz ją skrzywdził...siostre która za wszelką cene chce uciec z domu na studia gdziekolwiek byle jak najdalej....byłam tez swiadkiem kilku kłótni-nie krepowały sie przy mnie...no i mój partner niezbyt dobrze wyrazający sie o swojej matce...ale co tam...przeciez sie kochamy...nam sie uda......
Teraz o nas.Jestesmy ze sobą od prawie czterech lat.Urodziłam mu córke którą bardzo kocha.Jest dobrym ojcem tego mu nie mozna odmówic.Kiedy byłam w ciaży nawet nie zaproponował małzenstwa.Kiedy go o to pytam delikatnie mówi ze oczywiscie zamierza sie ze mną ozenic ale od słowa do czynu jakos mu daleko.Wiem ze jest wiele związków na kocią łapę ale ja tego nie popieram.Uwazam ze to sytuacja wygodna wyłącznie dlka mężczyzny bo ma wszystko jak w małzenstwiebiadki seks zadbane mieszkanie ale nie musi sie do niczego zobowiazywac.Chciałabym sie czuc przy nim wyjątkowa ale tak nie jest.Nie czuje sie dla niego wazna.Czasem mysle ze gdyby na moim miejscu był ktos inny byłoby równie dobrze...Własciwie od poczatku są kłótnie.Zawsze zaczynane przeze mnie...tak ...i zawsze dotyczą tego samego -jego sposobu traktowania mnie.Tego ze nie liczy sie z moim zdaniem naśmiewa sie z moich uczuc i problemów(dla mnie duzych).Kpi sobie z tego.A mnie to boli bo oczekuje od niego zrozumienia i wsparcia.Nie wiem czy ogladaliscie film pt>"tajemnica Aleksandry".Tak własnie sie czuje.Nic dodac nic ujać.Zastanawiam sie czy to rodzice którzy sie nie kochali i nie szanowali nauczyli go takiej postawy?Ja wiem ze mezczyzni nie lubią mówic o uczuciach i sie rozklejac ale jedno ciepłe słowo na jakis czas to chyba nie jst jakis mega wyczyn prawda?Nie mam na mysli komplementów o charakterze erotycznym czy sytuacji łózkowych ale ciepła na codzien miłej rozmowy po powrocie z pracy nie podnoszenia głosu na mnie z byle powodu....On nawet nie mówi do mnie po imieniu ale per "ty" słowa jak:zamknij sie albo spie....aj są normalką.zeby o czyms z nim porozmawiac na czym mi zalezy staram sie trafic w taki moment kiedy bedzie miał dobry nastrój.Zwyczajnie boje sie ze znów bedzie na mnie krzyczał.Czy to jest normalne..?Nieustannie przez niego płacze bo mnie dotyka swoimi słowami albo rani ignorancją...Zamist czuc sie kobietą kochaną kims istotnym w jego zyciu czuje sie nikim.Albo on mnie nie rozumie...albo ja czegos tu nie rozumiem....wiem ze go nie zmienię ale co mam zrobic?Do konca zycia mam sie czuc jak głupia gęś lub szara mysz?
Ostatnio swiadkiem naszej kłótni była nasza malutka córeczka.Nigdy nie zapomne wyrazu jej oczu strachu malujacego sie na buzi gdy zobaczyła moja zapłakaną twarz.Jaki ona ma w nas wzór?jaka tworzymy dla niej rodzine?Co zrobic aby mezczyzna którego jeszcze kocham traktował mnie z szacunkiem?Czy cos z tym mozna w ogóle zrobic???????????????
Mój partner pochodzi z rodziny która przyprawia mnie o dreszcze.Jego ojciec jak tylko skonczył 4 lata lał go jak popadnie.Nie były to klapsy o nie.Dostawał kablem po gołych nogach dopóki nie stracił tchu.Własciwie kazdy powód był dobry...ze za duzo zjadł ze cos niechcacy zepsuł....jak to mały chłopiec...Jego matka patrzyła na to i nie robiła nic.Moze sie bała?Nie wiem...Jego ojciec zdradził matke co było powodem awantur w ich domu przez długie lata...Kiedy go poznałam powiedział mi o swojej rodzinie i dziecinstwie jakie miał...bał sie ze bedzie taki sam jak ojciec...powiedziałam ok bedzie dobrze...Potem zostałam zaproszona do jego domu.Byłam tam kilka razy.Zastałam matke piękną i bardzo samotną kobiete która wciaz rozpamietuje to co było i wciąż o tym mówi jak to jej maz ją skrzywdził...siostre która za wszelką cene chce uciec z domu na studia gdziekolwiek byle jak najdalej....byłam tez swiadkiem kilku kłótni-nie krepowały sie przy mnie...no i mój partner niezbyt dobrze wyrazający sie o swojej matce...ale co tam...przeciez sie kochamy...nam sie uda......
Teraz o nas.Jestesmy ze sobą od prawie czterech lat.Urodziłam mu córke którą bardzo kocha.Jest dobrym ojcem tego mu nie mozna odmówic.Kiedy byłam w ciaży nawet nie zaproponował małzenstwa.Kiedy go o to pytam delikatnie mówi ze oczywiscie zamierza sie ze mną ozenic ale od słowa do czynu jakos mu daleko.Wiem ze jest wiele związków na kocią łapę ale ja tego nie popieram.Uwazam ze to sytuacja wygodna wyłącznie dlka mężczyzny bo ma wszystko jak w małzenstwiebiadki seks zadbane mieszkanie ale nie musi sie do niczego zobowiazywac.Chciałabym sie czuc przy nim wyjątkowa ale tak nie jest.Nie czuje sie dla niego wazna.Czasem mysle ze gdyby na moim miejscu był ktos inny byłoby równie dobrze...Własciwie od poczatku są kłótnie.Zawsze zaczynane przeze mnie...tak ...i zawsze dotyczą tego samego -jego sposobu traktowania mnie.Tego ze nie liczy sie z moim zdaniem naśmiewa sie z moich uczuc i problemów(dla mnie duzych).Kpi sobie z tego.A mnie to boli bo oczekuje od niego zrozumienia i wsparcia.Nie wiem czy ogladaliscie film pt>"tajemnica Aleksandry".Tak własnie sie czuje.Nic dodac nic ujać.Zastanawiam sie czy to rodzice którzy sie nie kochali i nie szanowali nauczyli go takiej postawy?Ja wiem ze mezczyzni nie lubią mówic o uczuciach i sie rozklejac ale jedno ciepłe słowo na jakis czas to chyba nie jst jakis mega wyczyn prawda?Nie mam na mysli komplementów o charakterze erotycznym czy sytuacji łózkowych ale ciepła na codzien miłej rozmowy po powrocie z pracy nie podnoszenia głosu na mnie z byle powodu....On nawet nie mówi do mnie po imieniu ale per "ty" słowa jak:zamknij sie albo spie....aj są normalką.zeby o czyms z nim porozmawiac na czym mi zalezy staram sie trafic w taki moment kiedy bedzie miał dobry nastrój.Zwyczajnie boje sie ze znów bedzie na mnie krzyczał.Czy to jest normalne..?Nieustannie przez niego płacze bo mnie dotyka swoimi słowami albo rani ignorancją...Zamist czuc sie kobietą kochaną kims istotnym w jego zyciu czuje sie nikim.Albo on mnie nie rozumie...albo ja czegos tu nie rozumiem....wiem ze go nie zmienię ale co mam zrobic?Do konca zycia mam sie czuc jak głupia gęś lub szara mysz?
Ostatnio swiadkiem naszej kłótni była nasza malutka córeczka.Nigdy nie zapomne wyrazu jej oczu strachu malujacego sie na buzi gdy zobaczyła moja zapłakaną twarz.Jaki ona ma w nas wzór?jaka tworzymy dla niej rodzine?Co zrobic aby mezczyzna którego jeszcze kocham traktował mnie z szacunkiem?Czy cos z tym mozna w ogóle zrobic???????????????