reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

.....KAROLEK Nasz Syneczek kochany... 10.06 2011, [*]

Monila

Aniołkowa Mama KArolka
Dołączył(a)
18 Listopad 2010
Postów
4 283
Miasto
Sląsk
Postanowiłam opisać nasza historie...


Wszystko zaczęło się 24 marca tego roku to był 20 tydzień ciąży.. nagle podczas spania odeszły mi wody , wiadomo szpital....wylądowałam w szpitalu w Pszczynie tam lekarze odrazu spisali naszego syneczka na smierc tesciowa i mąż zaczęli dzwonić po innych lekarzach szukac kontaktow czegos lepszgeo poprostu zeby przewiezc mnie gdzies gdzie ebde miała lepsza opieke.i znalezli dogadali sie z proferorem Sikora Na Ligocie w KAtowichach ze przewioza mnie tam ale niestety ordynator z Pszczyny nie chciał mnie wypuscic ze szpitala bo stwierdził ze dziecko i tak zaniedługo umrze ..ja na własna odpowiedzialnosc bałam sie wyjsc wiadomo jakby wtedy cos sie stało to nigdy bym sobie tego nie wybaczyła...Boziu myslałam ze serce mi peknie jak słyszałąm od lekarzy pani dziecko nie przezyje nastepnego dnia.. wiec po co ma sie pani meczyc w szpitalu zrobmy zabieg bedzie po wszytkim.. ale ja uparłam sie i powiedziałam NIE ..dopuki moje dziecko zyje nie pozwole mu zrobic zadnej krzywdy...dzien za dniem mijał a ja cieszyłam sie z kazdego przezytego dnia razem z malenstwem w brzuszku.. az w koncu po 3 tygodniach spedzonych w szpitalu w Pszczynie ordynator zdecydował sie przewiezs mnie do szpitala na Ligocie.. droga karetka strasznie mi sie dłuzyła... cała droge modliłam sie żeby nic się nie stało... dojechaliśmy umieszczono mnie na bloku porodowym (w boksie gdzie kobitki rodza) byłam przerażona pielegniarka wytłumaczyła mi ze musze tutaj troszkę zostać bo na patologi ciazy nie maja miejsca ..kamień spadł mi z serca bo juz myślałam ze ja tam rodzic mam...przespałam tam noc (oczywiscie na słuchałam sie porodów) rankiem przewiezli mnie na patologie ciazy..tam wytłumaczono mi ze moge jedynie wychodzić do łazienki i nigdzie indziej.. i tak z dobrymi wynikami leżałam sobie do 30 maja ...połozne wspierały mnie cały czas ..Karolek juz w brzuszku był przez nie wszytkie uwielbiany.. wyniki byly bardzo dobre wiec lekarze przewidywali rozwiązanie ciąży w 36 tygodniu..byłam szczęśliwa ze zostało mi tak mało do odleżenia w szpitalu i do przytulenia KArolka..ale niestety 30 maja wstałam jak co dzien na zapis KTG no i co patrzyłysmy razem z położna na ten zapisek i nie wierzyłysmy tam 3 skurcze sie zapisały...myslałąm ze to jakis zar bo zawsze kreseczka była prosta jak odrysowana od linijki..no i sie zaczeło.. juz wiedziałam ze w tym dniu urodze... bole rozkreciły sie maksymalnie.. koło godziny 13 badano mnie i szyjka była skrucona na 80% potem dostałam temperatury ktora sie bardzo szybko podnosiła...no i te zielone wody...boze jaka byłam wystraszona jak zobaczyłam zielone wody na wkładce...wtedy odrazu zabrano mnie na blok porodowy skurcze były co 3 minuty...przyszedł lekarz stwierdził ze mały jest posladkowo połozony i obrocił mi go...bolało jak cholera ale jzu wsyztko jedno mi bylo..zdazyłam zadzwonic do meza ale on jzu był w drodze bo połozne mu przedzwoniły..po chwili przyszedł lekarz i moiw ze musza juz ciac bo wdałą sie infekcja i ze niewiadomo czy nie ebda musieli usuwac macicy... ehh wtedy bałąm sie tylko o KArolka co sie stanie zemna było mi obojetne ..powiedziaąłm lekarzowi zeby pierwsze ratowali malenstwo zeby ono przezyło...mezus zdazył na ciecie widział synusia tylko przez sekundeponiewaz musieli małego wziasc i zaintubowac..po cesarce lekarz przyszedł i pwoeidzial ze z macica wszytko oki i ze ja zostawili ..zaraz po nim przyszła lekarka z noworodkow i pwoiedziała mi ze małego włąsnie zabieraja do Zabrza poniewaz tam nie było miejsca dla KArolka...maz wypisał wsyztkie potrzebne papiery i nasz skarbus juz godzine po porodzie jechal..po cieciu pozbierałam sie bardzo szybko i juz 3 dni po wyszłam ze szpitala oczywiscie najpierw kazałam sie zawiesc do małego bo nie widziaąłm go wogole... boziu jak wszełam i zobaczyłam mojego skarbusia popodpinanego do tych wszytkich rułeczek kabelkow ..rozpłakaąłm sie siedziaąłm przy nim i płakałam..on był taki malusi miał 41cm i 1360 kg .. był bardzo silnym chłopczykiem.. lekarze pwoiedzieli nam ze mały jest w bardzo ciezkim stanie ze spodziewali sie ze nie przezyje pierwszej nocy...małydawał z siebie wsyztko wiadomo raz było lepiej raz gorze moj mały skarbus walczył 11 dni co dzien bylismy u niego co dzien stałam p[rzy inkubatorze i modliłam sie o jego zdorwko co dzien powtarzałam mu ze bardzo go kochany i ze czekamy na niego co dzien mowiłam mu ze jestem z niego bardzo dumna ze tak dzielnie walczy i ze ma walczyc dalej bo da rade bo jest silnym chłopakiem ...Boze wkoncu zaczelo mu sie polepszac zaczoł pomału wychodzic z tego az tu nagle serduszko mu staneło i juz nie chcialo zabic..;( lekarze reanimowali go godzine i nic;( moj mały skarbus odszedł 10.06.2011 o godzinie 12;00 rano jeszcze byłam u niego i tak słodko otwierał oczka boziu ale byłam szczesliwa... ledwo przyjechałam do domu a tu telefon ze szpitala ze mały nie zyje.. boze myslałam ze to zart.. albo ze sie pomylili bo przeciez ja dopieor co widziałam małego.. ehh Ciesze sie ze zdazylismy małego ochrzcic bo przynajmniej moglismy mu zrobic godny pochowek...dobrze ze cmentarz mam blisko i moge do małego chodzic pare razy dziennie...rozmawiam z nim. opowiadam mu ..i strasznie za nim tesknie

Moje kochane serduszko KArolek walczył dzielnie o zycie jzu od 20 tygodnia ciazy przez całe 9 tygodni dzielnie walczył...niestety PAn Bog pozwolił mu przyjsc na swiat tylko na 11 dni.:9 niesprawiedliwe to jest nigdy tego nie zrozumiem i sie z tym nie pogodze..połowa mojego serca jest wyrwana..niema dnia zebym nie myslałą o KArolku...boje sie ze jezeli kiedys bedziemy miec jeszcze dzieci czy bede w stanie je pokochac tak jak kocham KArolka mojego pierwszego synusia.
 
reklama
Nie wiem co Ci napisać. Czytając twój post łzy leciały mnie jak grochy. To bardzo smutne, wiem że nie jestem w stanie zrozumieć co czujesz. Jesteście z mężem bardzo dzielni, i podziwiam twoja odwagę. Mogę się tylko domyślać jak cięzko pisać o tym co was spotkało. Życze wam jeszcze więcej siły.
 
Monila.....miałam być sierpniówką tak jak Ty...moje dziecko odeszło w 7t.c.....
pierwsze dziecko odeszło w 9t.c.....

czytałam Twój post i zastanawiałam sie skąd wzięłas siłę by go napisać...........................................:(

tulę i wspieram..
na pewno pokochasz dzieci które urodzisz-one nie będą zamiast Karolka....opowiesz im jakiego miały walecznego brata!! jaki był dzielny!!!

baaardzo mi przykro!
przyjmij najszczersze wyrazy współczucia...:(
 
Monila bardzo Wam współczuję.
Czytałam Twojego posta dzień przed tragedią...taka byłaś szczęśliwa.
Dzień później płakałam razem z Tobą.
Karolek na zawsze zostanie z Wami.
 
Czytam i płaczę ...
Bądź silna !! Dla Karolka !!
Tyle przeszłaś, a ile jeszcze przed Tobą !!
Ale Twój syn będzie dla Ciebie wsparciem ... już zawsze !!

Tulę Cię ["]dla Karolka !!
 
Kochane bardzo dziekuje za słowa wsparcia...napisanie tego postu bardzo mi pomogło... nie ma lekko .. ale musze jakos dalej zyc...tak bardzo bym chciała sie obudzic i aby to wszytko co sie stało okazało sie tylko złym snem... ciagle przegladam ciuszki dla małego i przytulam sie do nich wyobrażając sobie Karolka...;( bo przeciez nie mogłam go nawet dotknac..;( jedyne kiedy mogłam go dotknac i ucałowac to był dzien pogrzebu....wtedy mogłam pierwszy i ostatni raz go dotknac i ucałowac..choc przytulic tak jakbym chciała nigdy nie mogłam i nie bede mogła.;(
 
Ostatnia edycja:
Monila <tule> bardzo mocno, a dla Karolka
[*], trzymajcie sie, Wasz Aniołek będzie sie Wami opiekował
 
Moniczko, podziwiam Cię za to, że masz w sobie tyle sił i życzę Ci żeby te siły nigdy Cię nie opuściły.
Jeszcze raz najszczersze wyrazy współczucia dla Ciebie i Twojego męża.
A to dla Karolka pięknego [*]..
Trzymaj się kochana.
 
reklama
Droga Monila...
czytając Twoją historię ( wiem że może to dziwne bo jestem facetem) zacząłem się zastanawiać nad tym ile trzeba mieć w sobie siły i hartu ducha by umieć powiedzieć sobie dam radę, zniosę to dzielnie. Jakiś czas temu pracowałem jako wolontariusz w hospicjum gdzie bardzo wiele przebywało dzieci. Dzieci które z dnia na dzień odchodziły do królestwa Pana. Codziennie widziałem jak moje podopieczne dzieciaczki cieszą się życiem, jak codziennie gdy przychodziłem każde z nich uśmiechało się do mnie i przytulało tak mocno że czasem myślałem że chcą mnie udusić. Rodzice tych wspaniałych i bohaterskich maluszków czasem wylewały morze łez , widziałem rozpacz, histerię i jak że wielką bezsilność w obliczu tej chwili kiedy ich ukochane dziecko zamknie oczka po raz ostatni. Serce mi się czasem kroiło i pękało nie raz kiedy to rano widziałem otwarty pokój a w nim nic nie było już łóżeczka tylko pozostała zapalona świeczka i przesłonione białą kotarą okno. I ta cisza .... niesamowita cisza.
Kochani życzę wam by Wasz ukochany synuś karolek pozostał w waszych sercach na zawsze jak i pozostał w nim mój brat Paweł którego nie widziałem na oczy dłużej jak 1 minutę w swym życiu, Ale to mój brat i będę go kochał na zawsze. Życzę Tobie jak i wszystkim rodzicom którym los zgotował tak wielka próbę jaką jest pogodzenie się z odejściem do Pana Naszego ukochanego syna, brata czy siostrzyczki i córeczki.
Łączę się w bólu
[*] ... Marek
 
Do góry